Adam Czyżewicz

Urodzony 19 IX 1877 we Lwowie. Studia na Uniwersytecie Lwowskim. Studia za granicą w Paryżu, Bonn i Wrocławiu. Profesor UW (1920), kierownik Kliniki Położnictwa i Ginekologii. W czasie okupacji dyrektor Kliniki przekształconej w miejski zakład ginekologiczno-położniczy, uczestnik tajnego nauczania.

Ginekolog i położnik; zajmował się m.in. problematyką zapaleń w obrębie miednicy mniejszej, mechanizmami porodowymi, konfliktem serologicznym oraz zagadnieniami onkologicznymi; jako pierwszy na świecie opisał przypadek donoszonej pozamacicznej ciąży brzusznej.
Asystent w Szkole Położnych (od 1903), później sekundariusz (zastępca kierownika; od 1910). Wykłady z zakresu ginekologii oraz fizjologii i patologii ciąży dla położnych. Współzałożyciel i pierwszy prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego (1923). Członek PAU (1935).
Zmarł 21 IX 1962 w Warszawie.

Kilka dalszych uwag w sprawie niepowściągliwych wymiotów u ciężarnych, z uwzględnieniem dzisiejszego stanowiska nauki w tym przedmiocie, Lwów 1913; Kilka uwag w sprawie istoty leczenia niepłodności kobiecej, Włocławek 1928; Mechanizm porodowy, Warszawa 1932; Patologia ciąży, Warszawa 1933; Położnictwo i choroby kobiece, Warszawa 1933; Linie wytyczne w leczeniu zakażenia połogowego, Warszawa 1937; Zagadnienie opieki nad matką, Warszawa 1939; Częstość poronień, Warszawa 1950.

L. Marianowski, M. Wielgoś, Profesor Adam Ferdynand Czyżewicz. Twórca Warszawskiej Szkoły Położniczej, „Medycyna Dydaktyka Wychowanie” 2012, nr 10.

MONIKA NOWAKOWSKA-ZAMACHOWSKA

ADAM CZYŻEWICZ

1877–1962

 

Adam Ferdynand Czyżewicz urodził się 19 listopada 1877 roku we Lwowie w rodzinie lekarskiej. Był synem bardzo znanego lekarza, Adama Zygmunta Czyżewicza, profesora ginekologii i położnictwa Szkoły Medyko-Chirurgicznej we Lwowie oraz Heleny Lewickiej. Po ukończeniu gimnazjum im. Franciszka Józefa w tym mieście, w 1895 roku rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Lwowskiego. Dyplom doktora wszech nauk lekarskich i tym samym prawo praktyki lekarskiej otrzymał w 1900 roku. Udał się wtedy na staże naukowe za granicę, w celu zaznajomienia się z najnowszymi osiągnięciami w interesujących go dziedzinach. Już wtedy musiał myśleć o specjalizacji z zakresu ginekologii i położnictwa, dlatego wybrał się w podróż do Instytutu Pasteura w Paryżu, w którym zgłębiał tajniki nowoczesnej mikrobiologii, mając na względzie walkę z gorączką połogową. Zetknął się tam z dwiema wielkimi osobowościami, Ilią Miecznikowem i Janem Danyszem. Miecznikow to twórca teorii fagocytarnej, przyszły laureat Nagrody Nobla; drugi z profesorów kierował Działem Mikrobiologii Instytutu, był autorem prawa biologicznego o wzajemnym stosunku jadów do przeciwjadów, tzw. fenomenu Danysza.

Techniki operacyjne Czyżewicz doskonalił u jednego z najlepszych chirurgów tamtych czasów, Jana Mikulicza-Radeckiego we Wrocławiu, będąc przez rok asystentem w uniwersyteckiej klinice chirurgicznej. Na koniec udał się na asystenturę do uniwersytetu w Bonn, do Kliniki Ginekologiczno-Położniczej słynnego Heinricha Fritscha, najmodniejszego wówczas nauczyciela sztuki chirurgicznej w ginekologii i położnictwie, który chętnie szkolił młodych adeptów tej dyscypliny.

Po powrocie do kraju w 1903 roku Czyżewicz został asystentem w Szkole Położnych u swojego ojca Adama Zygmunta, a po jego śmierci w 1910 roku został sekundariuszem, czyli zastępcą kierownika. W czasie pracy u ojca prowadził wykłady z zakresu ginekologii oraz fizjologii i patologii ciąży dla położnych. Ojciec naszego bohatera był postacią nietuzinkową i wywarł ogromny wpływ na rozwój kariery naukowej syna. Zasłynął jako lwowski pionier nowoczesnego położnictwa, opartego na ścisłych zasadach aseptyki i antyseptyki. Był nie tylko wspaniałym położnikiem, lecz także biegłym operatorem. Mocno zaangażowany w działalność społeczną, był członkiem Krajowej Rady Zdrowia, radnym Lwowa, wiceprezydentem miasta, posłem na sejm i prezesem Towarzystwa Lekarzy Galicyjskich. Dziełem jego życia było opracowanie projektu i wybudowanie nowoczesnego gmachu Kliniki Położniczo-Ginekologicznej Uniwersytetu Lwowskiego wraz z Zakładem Położniczym. Pierwszym jej dyrektorem został w 1898 roku prof. Antoni Mars, który umożliwił młodemu Czyżewiczowi dalszy rozwój naukowy. Od 1911 roku Czyżewicz junior był asystentem w jego klinice, tam po trzech latach habilitował się na podstawie pracy Kilka uwag w sprawie niepowściągliwych wymiotów u ciężarnych z uwzględnieniem dzisiejszego stanowiska nauki w tym przedmiocie. Z powodu wybuchu I wojny światowej habilitacja musiała poczekać na oficjalne zatwierdzenie przez nowe władze do 1916 roku. Profesor wykładał na Uniwersytecie Lwowskim w latach 1918–1920. Brał również czynny udział w obronie Lwowa, pełniąc funkcję komendanta i zarazem naczelnego chirurga szpitala.

W 1920 roku zaproponowano Czyżewiczowi objęcie kierownictwa Kliniki Położnictwa i Ginekologii na Uniwersytecie Warszawskim, co wiązało się praktycznie z koniecznością zorganizowania wszystkiego od podstaw. Czyżewicz podjął wyzwanie i przyjął propozycję. Marszałek Józef Piłsudski przeniósł go w stan rezerwy jako pułkownika Wojska Polskiego i mianował profesorem zwyczajnym położnictwa i ginekologii UW. Oficjalne otwarcie kliniki, zlokalizowanej przy placu Starynkiewicza 3, odbyło się 14 stycznia 1921 roku. Z tym miejscem profesor związał się już do końca swojego życia. Tutaj leczył, nauczał, pracował naukowo. Stworzył tak świetny ośrodek badawczo-naukowy, że garnęli się do niego młodzi asystenci, również spoza Warszawy.

Uczony był niebywałym autorytetem dla młodzieży. Charyzmatyczny, lekko jąkający się profesor stworzył wielką warszawską szkołę ginekologiczno-położniczą. Miał w sobie niezwykły urok szalonego naukowca, który ważne treści stara się przedstawić w zabawny i przystępny sposób. Do historii przeszły jego wykłady, na których zbierały się tłumy uwielbiającej profesora młodzieży. W czasie prelekcji zamieniał się w aktora, starając się gestem i mimiką utrwalić w pamięci słuchaczy najważniejsze kwestie lub wytłumaczyć trudne problemy. Chyba tylko on jeden potrafił udawać macicę z powiewającymi jajowodami lub inny element anatomiczny w zależności od poruszanego problemu. Żartował, czasem bardzo ostro, celnie godząc szczyptą ironii w biednego studenta. Nikt jednak nie obrażał się na niego, choć niejednokrotnie epitet raz nadany na wykładzie czy egzaminie przywierał do delikwenta do końca studiów albo jeszcze dłużej. Egzamin z położnictwa i ginekologii też miał swój specyficzny klimat. Profesor pytał w bibliotece klinicznej, przy owalnym stole, co miało nadać egzaminowi charakter dyskusji. Odbywał się przy otwartych drzwiach, to znaczy chętni studenci mogli siedzieć w sali i przysłuchiwać się zdającym. Korzystali z tego gromadnie. Tworzyli w ten sposób listę najczęstszych pytań i odpowiedzi, a przy okazji powtarzali materiał. A profesor pytał, pytał, rozmawiał i oczywiście żartował. Niektóre z jego żartów przetrwały do dzisiaj i są chętnie przypisywane przez współczesnych studentów profesorom na innych uczelniach, jak np. ten o objawach ciąży. Ponoć student zapytany przez profesora o te objawy, wymienił brak miesiączki, powiększenie brzucha i wymioty. Na co profesor odpowiedział ze spokojem, że prawdopodobnie zaszedł w ciążę, gdyż dwóch pierwszych objawów jest pewien, a kiedy słucha studenta, to chce mu się wymiotować. Ciekawe, że na uczelni w Krakowie tę anegdotę przypisywano słusznej postury profesorowi anatomii patologicznej, Jerzemu Stachurze. Długo również śmiano się z delikwenta, który z nerwów pomylił położnicę z położną i na pytanie profesora, co najpierw musi zrobić, zanim przystąpi do porodu, odpowiedział: „Na początku golę srom położnej...”. „A położna panu w mordę”, przerwał z charakterystycznym lwowskim akcentem, odpowiednio gestykulując, profesor.

Adam Czyżewicz uważał, że student musi posiąść nie tylko wiedzę najnowocześniejszą, lecz także bardzo praktyczną. Do tego celu służył opracowany przez niego skrypt, który zawierał m.in. takie porady: „Jeśli poród odbywa się w domu, to kobieta powinna rodzić na łóżku męża. Dlaczego? Aby potem przejść do łóżka swojego, czystego”. „Jeśli dziecko się urodzi, to nie należy go przykrywać całego. Dlaczego? Żeby ktoś na nim nie usiadł”. Podobno profesor pytał sprawiedliwie i nie należał do srogich egzaminatorów. Do tego był wielkim miłośnikiem kotów i otwierał swe serce dla nie zawsze dobrze przygotowanych, ale lubianych przez koty studentów. Aby udowodnić miłość kotów, należało na nogawki spodni nakropić trochę waleriany, a dokarmiane przez profesora w klinice koty łasiły się do nóg przebiegłych adeptów medycyny. Serce profesora oczywiście topniało.

Co robił prof. Czyżewicz, kiedy nie nauczał i nie żartował? Przede wszystkim leczył, odbierał porody i pracował naukowo. Programowym tematem badawczym kliniki był mechanizm porodowy. Uczony był pierwszym polskim położnikiem, który rozpoczął prace w tym temacie. Wprowadził do polskiego położnictwa termin „przemiana siły obkurczającej na wydalającą” oraz stałą zasadę indywidualizacji każdego porodu, odejście od sztywnych schematów. Wkraczanie z pomocą miało następować dopiero wtedy, gdy poród fizjologiczny zaczynał zamieniać się w patologiczny. Poza tym w klinice zajmowano się problemami patologii ciąży, infekcji i ginekologią operacyjną.

Cztery lata po otwarciu kliniki ukończono generalny remont pomieszczeń i otwarto 40-łóżkowy oddział neonatologiczny (dla noworodków urodzonych w klinice), którym kierowała prof. Marta Erlich. W 1928 roku w klinice powstała również Pracownia Biologiczna i Histologiczna pod kierunkiem Leonarda Lorentowicza, a w 1930 roku otwarto tutaj Oddział Radioterapii, w którym leczono choroby nowotworowe narządu rodnego. Do tego celu służył aparat rentgenowski oraz rad promieniotwórczy, który Czyżewicz otrzymał od Marii Skłodowskiej-Curie jeszcze w 1923 roku.

Adam Czyżewicz nie wyobrażał sobie przyszłości polskiej ginekologii bez możliwości sprawnej wymiany myśli naukowej i współpracy między specjalistami z różnych krajowych ośrodków naukowych. Uważał, że jedyną taka możliwość daje praca w ogólnokrajowym towarzystwie ginekologicznym. Ruch taki istniał nieoficjalnie i regionalnie już w 1902 roku (m.in. w Warszawie), jednak – jak sam zauważał – lokalne towarzystwa, nawet jeśli miały stosunkowo duży zasięg działania, uważał za relikt z czasów zaborów. Dlatego zaangażował się w sprawę utworzenia Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Pod koniec 1921 roku, a więc tuż po uruchomieniu warszawskiej kliniki, profesor wszedł w skład komitetu organizacyjnego, którego staraniem utworzono Warszawskie Towarzystwo Ginekologiczne. Odłączył wówczas Sekcję Ginekologiczną od Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego, po to by móc oficjalnie wystąpić do władz z projektem utworzenia struktury ogólnopolskiej. W czerwcu następnego roku zwołano Walne Zebranie Delegatów regionalnych Towarzystw Ginekologicznych, na którym przyjęto projekt do realizacji i ustalono termin I Zjazdu Ginekologów Polskich na kwiecień 1923 roku w Warszawie. Na tym historycznym zjeździe, powołano oficjalnie do życia Towarzystwo Ginekologów Polskich. Pierwszym prezesem został oczywiście Adam Czyżewicz. Obrady zjazdu odbywały się w sali wykładowej jego nowej kliniki, a on sam jako gospodarz wygłosił mowę powitalną. Nie byłby Czyżewiczem, gdyby słów podniosłych nie ubarwił żartem: „Syrena Warszawska śpiewem Was wita. Nabrzmiałe radością i dumą serca nasze Wam rzuca pod nogi. Przyjmijcie je wdzięcznie i tak serdecznie, jak to wam podane. Wierzcie, że goszczenie was u siebie uważamy za honor i zaszczyt”.

Dynamiczny rozwój kliniki przerwał wybuch II wojny światowej. W trakcie okupacji przekształcono ją w miejski zakład ginekologiczno-położniczy, czyli w praktyce w miejską porodówkę, gdzie dziennie odbywało się około 30 porodów. Panowały tu bardzo trudne warunki sanitarne. Budynek był częściowo zniszczony, brakowało opału i wody, a pogarszał sytuację ogromy natłok pacjentek, wyrzuconych z innych szpitali położniczych zamienionych na szpitale wojskowe. Cały czas walczono z gorączką połogową, której epidemia wybuchła zaraz po zajęciu stolicy przez Niemców. Pomimo tego Czyżewicz nie zrezygnował z pracy. Śmiało można powiedzieć, że nie tylko jego zdolności organizacyjne, lecz także powszechny szacunek, jakim był otaczany, pozwoliły mu na utrzymanie szpitala na poziomie umożliwiającym nie tylko zapewnienie opieki medycznej, lecz także prowadzenie pracy naukowej oraz na tajne nauczanie, w którym brał wyjątkowo czynny udział: wykładał na tajnym Wydziale Lekarskim i na tajnym Uniwersytecie Ziem Zachodnich.

Klinikę ewakuowano w sierpniu 1944 roku. Czyżewicz jako lekarz uczestniczył w powstaniu warszawskim, a po jego upadku został ewakuowany do szpitala Rady Głównej Opiekuńczej (RGO) w Komorowie. Po wojnie powrócił do Warszawy i rozpoczął starania o jak najszybsze wznowienie działalności kliniki, którą z początku umieszczono na terenie Szpitala Dzieciątka Jezus, by 19 września 1946 roku powrócić do jej dawnego budynku. Pod jego kierunkiem klinika szybko wróciła do swojej przedwojennej świetności i stała się jednym z głównych ośrodków naukowych i klinicznych w kraju. Medycznymi tematami badawczymi stały się wszystkie najważniejsze problemy ówczesnej ginekologii i położnictwa: od zapaleń w obrębie miednicy mniejszej, poprzez zagadnienia onkologiczne, konflikt serologiczny aż po wspomniane mechanizmy porodowe. Trudniejsze zabiegi przeprowadzał profesor osobiście, stale szkoląc asystentów w zakresie najnowocześniejszych technik operacyjnych; a uchodził za świetnego chirurga operatora. W sumie w klinice Czyżewicza odbyło się około 93 000 operacji i porodów.

Najważniejszą zasadą, którą profesor wpajał swoim studentom, była umiejętność kategoryzowania pacjentek w zależności od rodzaju schorzenia na takie, które wymagają najpilniejszej interwencji, i na takie, u których leczenie i diagnostyka mogą przebiegać spokojnie i planowo. To zdroworozsądkowe, aktualne do dziś postępowanie przeszło do historii jako często powtarzana sentencja: „Trzeba bezwzględnie założyć, że kobieta zgłaszająca się do ginekologa albo jest w ciąży, albo ma raka. Dopiero po wykluczeniu tych stanów można prowadzić dalszą diagnostykę”.

Profesor Czyżewicz zmarł 21 września 1962 roku w Warszawie. Był ożeniony z Józefą Czernecką. Jego szwagrem był Wincenty Czernecki, docent interny Uniwersytetu Lwowskiego. Adam Czyżewicz był uważany za wzór poszanowania stanu lekarskiego. Był człowiekiem niezwykle skromnym i bezinteresownym. Powszechnie lubiany, cieszył się ogromnym autorytetem moralnym i naukowym. Szanował innych i sam wymagał szacunku dla siebie. Jako osoba głęboko wierząca bronił bezwarunkowo prawa do życia dzieci nienarodzonych. Był człowiekiem o niezwykłej kulturze, który zasady etyki lekarskiej stawiał na pierwszym miejscu w swoim postępowaniu, a w pacjencie widział nie tylko chorobę, lecz przede wszystkim człowieka.

Na koniec anegdota – o ogromnym zaufaniu pacjentek, których miał bardzo liczne rzesze wśród wszystkich grup społecznych i w licznych zakątkach Polski. To historia z czasów, gdy był jeszcze asystentem swojego ojca we Lwowie. Pewna księżna zawezwała go do siebie z powodu nagłego krwotoku. Czyżewicz zastał kobietę w swoim łożu, a w trakcie badania zorientował się, iż ma do czynienia z poronieniem w toku. Nie byłoby w tym nic fatalnego, gdyby nie fakt, że mąż owej księżnej od długiego już czasu przebywał poza domem. Zatrwożony Czyżewicz, postanowił uratować honor pacjentki. Pod osłoną kołdry wyjął jajo płodowe z szyjki macicy i dyskretnie wsunął je do kieszeni swych spodni. Po latach wspominał, że choć zniszczył całkiem spodnie, uratował honor książęcy. Taki był Adam Ferdynand Czyżewicz, wielki lekarz i wielki człowiek, o wielkiej kulturze osobistej.