Wiktor Kemula

Urodzony 6 XI 1902 w Izmaile (Besarabia). Studia chemiczne na UJK we Lwowie (1921–1925), asystent w Katedrze Chemii Nieorganicznej, doktorat (1927). Staż naukowy na Uniwersytecie Karola w Pradze (1929–1930) i w Lipsku (1930–1931). Habilitacja (1932) na UJK, profesor chemii fizycznej (1936–1941). Profesor chemii nieorganicznej na UW (1945–1968), kierownik Zespołu Katedr Chemicznych. Prorektor UW (1956–1959).

Chemik; badania w dziedzinie fotochemii, spektroskopii, elektrochemii; uważany za twórcę polskiej szkoły polarografii.
Członek Towarzystwa Naukowego we Lwowie (1936) TNW (1945, 1981–1985 prezes), PAU (1950), PAN (1956). Kierownik Zakładu Fizykochemii Metod Analitycznych w Instytucie Chemii Fizycznej PAN (1954–1985). Prezes Polskiego Towarzystwa Chemicznego (1955–1959 i 1972–1974). Przewodniczący Działu Chemii Analitycznej Międzynarodowej Unii Chemii Czystej i Stosowanej (1969–1971).
Zmarł 17 X 1985 w Warszawie.

Studia polarograficzne, Lwów 1930; Spektralna analiza emisyjna (współautor Adam Hulanicki), Warszawa 1956.

„Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 2002, t. XLVII, nr 1.

JÓZEF HURWIC

WIKTOR KEMULA*

1902–1985

 

Potrafił lepiej niż mechanik samochodowy naprawić auto, lepiej niż zawodowy optyk doprowadzić do porządku uszkodzony aparat fotograficzny, nie gorzej niż zegarmistrz zreperować zegarek, czasami lepiej niż lekarz doradzić w schorzeniu. Miał złote ręce, a do tego charakteryzowała go niezwykła dociekliwość, spostrzegawczość i pomysłowość. Cechy te w połączeniu z wielką erudycją i dużym zmysłem praktycznym były źródłem sukcesów naukowych prof. Wiktora Kemuli. Zaliczyłbym go do uczonych instrumentalistów. Lubił pracę laboratoryjną i był świetnym eksperymentatorem. Ten naukowy „majster klepka” umiał wybrnąć niemal z każdego kłopotu w doświadczeniu.

Urodził się 6 marca 1902 roku w rodzinie polskiego wygnańca, socjaldemokraty w Ismaile w Besarabii. Wcześnie stracił rodziców, wychowywał się więc jako sierota. Wszystko, co osiągnął, zawdzięczał samemu sobie. W 1921 roku przyjechał do Lwowa na studia chemiczne na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Dzięki dużym zdolnościom muzycznym mógł zarabiać na życie, akompaniując wieczorami w kinach niemym filmom, jak to było wtedy w zwyczaju. Swoją karierę naukową rozpoczął w 1925 roku jako asystent prof. Stanisława Tołłoczki1 w Katedrze Chemii Nieorganicznej. Tamże w 1932 roku się habilitował, mając zaledwie 30 lat. 5 marca 1935 roku zmarł prof. Tołłoczko.

Na zwolnioną katedrę Rada Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego zaprosiła sławnego uczonego, Kazimierza Fajansa2, którego ze względu na żydowskie pochodzenie władze hitlerowskie pozbawiły stanowiska profesorskiego na uniwersytecie w Monachium. Nastroje antysemickie w ówczesnej Polsce stanęły jednak na przeszkodzie nominacji Fajansa. W tej sytuacji uczony zrezygnował ze starań o katedrę we Lwowie i przyjął zaproszenie amerykańskiego uniwersytetu Stanu Michigan w Ann Arbor. Dzięki temu, nawiasem mówiąc, uniknął okropności późniejszej okupacji niemieckiej, jakich los nie oszczędził, np. innemu wybitnemu fizykochemikowi żydowskiego pochodzenia, prof. Mieczysławowi Centnerszwerowi3 (z Uniwersytetu Warszawskiego), który został zamordowany przez gestapo.

Po rezygnacji Fajansa Rada Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego podzieliła Katedrę Chemii Nieorganicznej na dwie, z których jedna zachowała poprzednią nazwę, drugą zaś nazwano Katedrą Chemii Fizycznej. Na tę drugą powołano docenta Wiktora Kemulę, który w wieku 34 lat został profesorem nadzwyczajnym. Trzy lata później powołano go w charakterze profesora zwyczajnego na Katedrę Chemii Nieorganicznej Uniwersytetu Warszawskiego po przechodzącym na emeryturę Kazimierzu Jabłczyńskim4. Z powodu wybuchu II wojny światowej prof. Kemula mógł objąć warszawską katedrę dopiero w 1945 roku. Tutaj go osobiście poznałem.

Większość publikacji Kemuli sprzed II wojny światowej stanowią prace z fotochemii, tj. działu chemii fizycznej poświęconego badaniu i stosowaniu wpływu promieniowania widzialnego i nadfioletowego na reakcje chemiczne. Na nową specjalność naukową Kemuli decydujący wpływ wywarł pobyt w latach 1929–1930 w Pradze, gdzie odbył staż w pracowni Jarosława Heyrovskiego5, twórcy polarografii, późniejszego laureata Nagrody Nobla. Polarografia polega na elektrolizie z użyciem kroplowej elektrody rtęciowej; metoda ta pozwala badać i analizować substancje w roztworze. Kemula stał się na terenie Polski, jakby ambasadorem czeskiego ośrodka polarograficznego. Wykonał w tej dziedzinie wraz ze współpracownikami wiele interesujących prac. Stworzył polską szkołę polarograficzną, która wniosła cenne modyfikacje do metody Heyrovskiego, zdobywając uznanie na całym świecie. Do największych osiągnięć Wiktora Kemuli i jego uczniów należą powszechnie znana w środowisku analityków chromato-polarografia, stanowiąca połączenie polarografii z pewną metodą rozdzielania mieszanin zwaną chromatografią, i metoda wiszącej kroplowej elektrody rtęciowej.

Wynalazek metody wiszącej kroplowej elektrody rtęciowej ogłoszony był wspólnie przez Kemulę i jego ucznia Zenona Kublika6. W literaturze jednak nazwisko Kublika, jak to często w takich przypadkach bywa, przeważnie opuszczano, powodując jego rozżalenie. Fakt ten posłużył dziennikarzowi Jerzemu Urbanowi, znanemu raczej z nie najlepszej strony, za pretekst do zaatakowania środowiska naukowego w ogóle, a Kemuli w szczególności. Zamieścił on w tygodniku „Polityka” artykuł Feudałowie i wasale7, w którym bez znajomości rzeczy i nie wymieniając nazwiska Kemuli, zupełnie przejrzyście oskarżył go o przywłaszczenie sobie odkrycia Kublika. Z miejsca w tymże czasopiśmie odpowiedziałem8 na ten artykuł, wykazując zupełną ignorancję autora w sprawach nauki.

Zespół skupiony wokół prof. Kemuli na Uniwersytecie Warszawskim i w Instytucie Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk odpowiadał pod każdym względem temu, co w epistemologii przyjęto nazywać szkołą naukową. Był to zespół dostatecznie liczny, by przekroczona została pewna, że tak powiem, krytyczna masa intelektualna. Członkowie zespołu wspólnie pracowali, wzajemnie sobie pomagając, w atmosferze ustawicznej wymiany myśli. Kemula starał się przy tym, by każdy z jego współpracowników możliwie samodzielnie rozwiązywał badane zagadnienie. Całokształt prac cechowała zwarta, ściśle ukierunkowana tematyka.

Szkoła Kemuli nie przestała istnieć po śmierci jej twórcy, w odróżnieniu od często spotykanej sytuacji, gdy wraz z odejściem kierownika zespołu następuje jego rozproszenie i wygasa tematyka badawcza. Dawni współpracownicy Kemuli owocnie rozwijają wytyczone przez niego kierunki. Wielu spośród jego uczniów jest dzisiaj profesorami na wyższych uczelniach lub zajmuje równorzędne stanowiska w innych placówkach naukowych. Stoją na czele zespołów nawiązujących do tradycji badań Kemuli.

Lwowski mistrz Kemuli, Stanisław Tołłoczko, opracował w swoim czasie wraz z Ludwikiem Brunerem9 znane podręczniki akademickie: Chemia nieorganicznaChemia organiczna10, które doczekały się wielu wydań. Po zgonie Brunera Tołłoczko sam opracował, począwszy od czwartego, dalsze wydania. Po wojnie Kemula, jako dawny uczeń i współpracownik Tołłoczki, poczuwał się do obowiązku przygotowania do druku nowego, dziewiątego z kolei, wydania podręcznika chemii nieorganicznej. Postęp nauki wymagał zupełnej przeróbki i licznych uzupełnień zdezaktualizowanej książki. Kemula opracował jeszcze trzy dalsze wydania. Do każdego wprowadzał dodatkowe unowocześnienia. W czwartym wydaniu powojennym niewiele już zostało z dawnego podręcznika Tołłoczki. Kemula, przez lojalność wobec swego nauczyciela, zachował jednak jego nazwisko jako współautora, i to na pierwszym miejscu. Podręcznik ma, niestety, pewne wady kompozycyjne i braki w treści; nigdy bowiem „łatanie” całkowicie przedawnionej pracy nie może dać rezultatu zupełnie zadowalającego. Profesora Kemulę stać było na samodzielne napisanie dobrego nowoczesnego podręcznika akademickiego, a przy tym chyba nawet nie wymagałoby to w sumie tyle trudu, co gruntowna przeróbka przestarzałej książki Tołłoczki. O tym, że stać go na to było, świadczy choćby to, iż wraz z Adamem Hulanickim11 opracował znakomitą Spektralną analizę emisyjną12.

Bardziej jednak niż pisanie pociągała Kemulę praca badawcza, a także liczne inne zajęcia. Jego dorobek naukowy wyraża się liczbą około 400 publikacji, na które często powołuje się literatura naukowa. Wiktor Kemula był chyba najczęściej cytowanym (w sensie pozytywnym) w literaturze światowej chemikiem polskim.

Trzeba tu zauważyć, że wśród jego publikacji znajdują się powtórzenia z niedużymi modyfikacjami, można powiedzieć – prawie... autoplagiaty. Dobrze spełniały jednak swoje przeznaczenie, trafiając do innych czytelników. Podobnie, przy różnych okazjach, Kemula wygłaszał odczyty na zbliżony temat; w ten sposób większa liczba słuchaczy dowiadywała się o jego pracach.

Wielokrotnie mogłem się przekonać, że za granicą był znany i ceniony. A w kraju? Tutaj sytuacja była skomplikowana. Przez wielu był lubiany i szanowany, inni dużo mu mieli za złe. Utrzymywał bliskie stosunki z uczonymi innych specjalności, jak: matematyk Wacław Sierpiński, fizycy Stefan Pieńkowski, Wojciech Rubinowicz, czy nawet pewni przedstawiciele nauk humanistycznych. Jeśli chodzi o chemików starszego pokolenia, to do nielicznych prawdziwych przyjaciół należał wrocławski, a przed wojną lwowski, chemik-organik – Bogusław Bobrański13.

Czym wytłumaczyć pewną niechęć niektórych polskich kolegów? W środowisku chemików toczyła się cicha walka konkurencyjna o nieoficjalne drugie miejsce: pierwsze jakoś bez sprzeciwów zajął Wojciech Świętosławski. W czasach, gdy wyjazd za granicę uważano w Polsce za coś w rodzaju wielkiej wygranej na loterii, Kemula wyjeżdżał często. Już to, nie mówiąc o uznaniu zagranicznym, budziło u pewnych osób zawiść. Zazdrość budziły jego liczne krajowe i zagraniczne wyróżnienia. Profesor Kemula lubił zaszczyty i honory, ale nie za wszelką cenę. Nie miał w sobie nic z dyplomaty. Potrafił bez osłonek wygarnąć całą prawdę, nie mówiąc o zwykłych niezręcznościach w sformułowaniach. A to mu przyjaciół nie przysparzało. Bezkompromisowość w pewnych sprawach nie spotykała się z aprobatą władz. Jego szczery demokratyzm nie podobał się przedwojennym endekom.

Nie wahano się oczerniać go za plecami. Oto przykład. W gustownie urządzonym mieszkaniu państwa Kemulów znajdowały się ładne meble przedwojenne, dywany, piękne obrazy Fałata i innych znanych malarzy itp. W związku z tym dotarła do mnie nikczemna plotka, jakoby prof. Kemula wzbogacił się przez zagarnięcie powierzonego mu mienia żydowskiego. A prawda przedstawia się tak. Gdy w czasie wojny prof. Kemula przewoził swój dobytek ze Lwowa do Krakowa, na prośbę pewnej zamożnej lwowskiej rodziny żydowskiej dołączył jej mienie do swego. Opowiedzieli mi o tym po wojnie owi państwo; pokazywali mi w Krakowie meble, które zawdzięczali Kemuli, wyrażając się o nim w superlatywach.

Profesora Kemulę i mnie zbliżyły ku sobie współpraca w Polskim Towarzystwie Chemicznym, współredagowanie „Roczników Chemii”, współudział w różnych komitetach i komisjach Polskiej Akademii Nauk. Mieliśmy na ogół zbliżone poglądy. Na marginesie stosunków urzędowych (społeczno-naukowych) nawiązały się między nami stosunki osobiste, początkowo tylko towarzyskie, które wkrótce przekształciły się w serdeczną przyjaźń. W pierwszych powojennych zeszytach „Roczników Chemii”, które były wtedy organem Polskiego Towarzystwa Chemicznego, znalazło się kilka artykułów wspomnieniowych poświęconych wybitnym polskim chemikom, którzy zginęli w działaniach wojennych lub w ciężkich warunkach okupacji. Niektóre z tych wspomnień, na przykład nekrolog pióra Edmunda Trepki14, poświęcony zasłużonemu przemysłowcowi-społecznikowi inż. Feliksowi Wiślickiemu15, uznano za wyraz antysocjalistycznych tendencji czasopisma. W rezultacie zawisła nad nim groźba... zawieszenia. Był to rok 1949. Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Chemicznego na posiedzeniu w dniu 15 grudnia wybrał mnie na redaktora „Roczników Chemii”. Udałem się do Henryka Jabłońskiego16, ówczesnego wiceministra oświaty; Ministerstwo Oświaty opiekowało się wtedy towarzystwami naukowymi i m.in. ich działalnością wydawniczą. O nonsensowności zamiaru przerwania działalności najważniejszego polskiego czasopisma chemicznego nietrudno mi było przekonać wiceministra, który był jednocześnie czynnym pracownikiem nauki. Na dowód jednak lojalności politycznej czasopisma musiałem zobowiązać się w imieniu Towarzystwa, że na pierwszej stronicy najbliższego numeru umieszczone będzie jako motto – zdanie z wypowiedzi Stalina o nauce. Samo to zdanie nie budziło zastrzeżeń, a o jego autorze nie wolno było wówczas nic lekceważącego powiedzieć. Tego rodzaju motto o nauce w ogóle lub chemii czy przemyśle chemicznym autorstwa kogoś z przywódców ZSRR lub PRL miało odtąd zdobić każdy zeszyt „Roczników Chemii”. W skład ostatecznie powołanego na mój wniosek komitetu redakcyjnego, poza mną, wchodzili: profesorowie Wiktor Kemula, Stefan Minc17 i Jan Świderski18 oraz docent Jerzy Chodkowski19. Kemula został redaktorem naczelnym, Chodkowski – jego uczeń i bliski współpracownik – sekretarzem redakcji. Ja objąłem redakcję działu chemii fizycznej, Minc – nieorganicznej, Świderski – organicznej. Pismo, po wspomnianych wyżej zakłóceniach, wznowiło – można by powiedzieć – normalną działalność, gdyby rzeczą normalną było owo nieszczęsne motto. Po pewnym czasie postanowiliśmy z Kemulą udać, że przypadkowo zapomnieliśmy o motcie. Próba przeszła niezauważona, wobec czego definitywnie zrezygnowaliśmy z tej śmieszącej ozdoby i nikt na to nie zwrócił uwagi. Sprawa poszła w niepamięć.

Posiedzenia komitetu redakcyjnego odbywały się w dużym pięknym gabinecie prof. Kemuli w uniwersyteckim gmachu chemii przy ul. Pasteura 1; przez wiele lat Kemulowie zajmowali tam mieszkanie służbowe. Mieszkanie było ładne i Kemula nie miał kłopotów z udawaniem się do pracy. Miało to jednak tę niedogodność, że właściwie stale był w miejscu pracy i o różnych porach nawiedzali go interesanci.

Na posiedzeniu przede wszystkim dobieraliśmy recenzentów nadesłanych prac. Prace z gotowymi recenzjami redaktorzy działowi zabierali do przestudiowania. Każdy z nas referował następnie prace, które otrzymał na poprzednim posiedzeniu, i proponował przyjęcie pracy do druku, odrzucenie jej lub odesłanie autorowi w celu ustosunkowania się do recenzji i poczynienia ewentualnych skrótów lub wprowadzenia zmian. Ostateczną decyzję podejmowano w dyskusji, którą podsumowywał Kemula. Główny ciężar redagowania pisma spoczywał na Chodkowskim. Po omówieniu spraw czasopisma spędzaliśmy jeszcze pewien czas na kawie lub herbacie z ciastkami, prowadząc interesujące rozmowy. Wymienialiśmy ostatnie „plotki” dotyczące środowiska naukowego, nie pozbawione niekiedy pewnej złośliwości. Kemula czasami opowiadał o różnych wydarzeniach przedwojennych we Lwowie, okraszając swe relacje humorem. Były to spotkania niezmiernie przyjemne.

Oto jedno z tych opowiadań. Wspomniany już kilkakrotnie Stanisław Tołłoczko ofiarował swemu koledze prof. Zygmuntowi Weybergowi20, mineralogowi i krystalografowi, podręcznik chemii nieorganicznej, który napisał wspólnie z Brunerem, opatrzony ciepłą dedykacją. Weyberg, uważnie czytając książkę, stwierdził, że autorzy wielokrotnie używają w sposób niewłaściwy przyimków „dla” i „do”. Błędne miejsca podkreślił czerwonym ołówkiem i odesłał książkę Tołłoczce, dołączywszy następującą regułę posługiwania się owymi przyimkami: „Urynał do szczania dla panny Marianny”. Znajomość tej reguły, pomijając jej niezbyt przyzwoitą formę, niejednemu by się autorowi przydała. Dodam, iż prof. Weyberg kończył swe listy niezmiernie fantazyjnym podpisem, który stanowił istne dzieło sztuki graficznej.

Przez wiele lat wchodziłem wraz z prof. Kemulą w skład zarządu Polskiego Towarzystwa Chemicznego. W jednej kadencji on był prezesem, ja wiceprezesem. Był bardzo oddany sprawom Towarzystwa i wydatnie przyczynił się do jego rozwoju. Gdy ja z kolei zostałem prezesem, w kłopotliwych sytuacjach zawsze mogłem liczyć na pomoc Kemuli. Jeżeli mu mogę coś zarzucić jako prezesowi, to trudności we współżyciu z pracownikami administracyjnymi. W czasie tzw. wydarzeń marcowych 1968 roku Kemula wystąpił w obronie manifestujących studentów poddanych różnym represjom. W konsekwencji jeden z najwybitniejszych profesorów Uniwersytetu Warszawskiego został – trudno to inaczej wyrazić – wyrzucony z uczelni. Dopiero 13 lat później, na wniosek komisji pod przewodnictwem prof. Klemensa Szaniawskiego21, Senat Uniwersytetu wyrazi prof. Kemuli ubolewanie i przeprosi go za ten haniebny postępek. Wkrótce, w tym samym 1981 roku nadano Kemuli doktorat honorowy tegoż Uniwersytetu.

Po usunięciu go z Uniwersytetu Kemula poprzestał na pracy w Instytucie Chemii Fizycznej PAN, w stworzonym przez siebie w 1955 roku Zakładzie Fizykochemicznych Metod Analitycznych. Brakło mu tu tylko kontaktu dydaktycznego ze studentami. Po przejściu na emeryturę pracował jeszcze kilkanaście lat w Instytucie, zdążywszy ogłosić aż 50 nowych prac. W 1976 roku Kemula należał do nielicznych członków Polskiej Akademii Nauk, którzy podpisali list otwarty protestujący przeciwko więzieniu i maltretowaniu strajkujących robotników w Radomiu i Ursusie. Uczonego objęto za to tzw. zapisem cenzury: nie wolno było mu ani innym o nim niczego publikować.

Natomiast polskie i zagraniczne środowiska naukowe dały wyraz swemu uznaniu dla zasług odkrywczych Kemuli. Przytoczę kilka przykładów: został pierwszym prezesem honorowym Polskiego Towarzystwa Chemicznego, reaktywowane Towarzystwo Naukowe Warszawskie (rozwiązane w 1952 roku) wybrało go jednomyślnie na prezesa, Towarzystwo Chemiczne NRD i Royal Society of Chemistry nadały mu członkostwo honorowe. Dodajmy, że przez kilka lat Kemula był przewodniczącym Działu Chemii Analitycznej (Analytical Chemistry Division) IUPAC-u.

Profesor Kemula do końca świetnie się trzymał. Gdy mu o tym mówiono, odpowiadał, że to tylko karoseria dobrze wygląda. Narzekał na wysokie ciśnienie.

Wiktor Kemula był przeciwieństwem przysłowiowego uczonego oderwanego od życia, zasklepionego w jakiejś wąskiej specjalności naukowej. Uprawiając chemię analityczną, przekonywał otoczenie, że ta dyscyplina naukowa stała się chemią fizyczną, fizyką i elektroniką, nie tylko zaś zwykłym miareczkowaniem. Interesował się całą elektrochemią i fotochemią, i również innymi działami chemii, a także fizyką. Jako jeden z trzech chemików, przez wiele lat co piątek, jeżeli mu coś w tym nie przeszkodziło, przychodził na konwersatorium fizyki, które przy ul. Hożej 69 prowadził prof. Stefan Pieńkowski.

Miał harmonijne i serdeczne stosunki rodzinne. Wraz z żoną nie stronił od życia towarzyskiego. Interesowały go literatura i malarstwo. Lubił fotografować. Nie tylko chodził systematycznie na koncerty, lecz także, będąc dobrym pianistą, z upodobaniem grał sam lub w kwartecie z trzema innymi profesorami (nie-chemikami). Muzyka towarzyszyła też jego nieoczekiwanej śmierci. 17 października 1985 roku, w pełni aktywności, po wygłoszeniu referatu w Instytucie Chemii Fizycznej PAN, w dobrym humorze udał się na koncert do kościoła św. Krzyża. Wszedłszy w pośpiechu do kościoła, upadł w przejściu i nagle zakończył życie, gdy chór, zgodnie z programem, śpiewał Requiem Mozarta. Pochowany został, jak sobie tego życzył, w todze profesora Uniwersytetu Lwowskiego.

*Tekst opublikowany pierwotnie w: Uczeni też ludzie, Kraków 2006, s. 127–136.

1Stanisław Tołłoczko (1868–1935), polski chemik, profesor w UJ i w UJK we Lwowie.

2Kazimierz Fajans (1887–1975), niemiecko-amerykański fizykochemik pochodzenia polskiego.

3Por. esej w tomie Portrety uczonych 1915–1945 [przyp. red.].

4Por. esej w tomie Portrety uczonych 1915–1945 [przyp. red.].

5Jaroslav Heyrovsky (1890–1967), czeski chemik, twórca polarografii (Nagroda Nobla w roku 1959).

6Zenon Kublik (1922–2005), polski chemik, prace badawcze z elektrochemii; profesor UW.

7J. Urban, Feudałowie i wasale, „Polityka” 1962, nr 37, s. 5.

8J. Hurwic, O średniowieczu w środowisku naukowym, „Polityka” 1962, nr 44 (296), s. 5.

9Ludwik Bruner (1871–1913), polski chemik, poeta i krytyk literacki, badania z dziedziny fotochemii, elektrochemii, kinetyki chemicznej, założyciel pierwszego w Polsce zakładu chemii fizycznej; profesor UJ.

10L. Bruner, St. Tołłoczko, Chemia nieorganiczna, Warszawa-Kraków 1905; L. Bruner, St. Tołłoczko, Chemia organiczna, Warszawa 1909.

11Adam Hulanicki (* 1929), polski chemik, prace z chemii analitycznej, atomowej analizy spektralnej, potencjometrii; profesor UW.

12W. Kemula, A. Hulanicki, Spektralna analiza emisyjna, Warszawa 1956.

13Bogusław Bobrański (1904–1991), polski chemik, prace z chemii farmaceutycznej, technologii chemicznej środków leczniczych, analizy chemicznej, chemii związków heterocyklicznych; studia na Politechnice Lwowskiej; praca na Politechnice Lwowskiej, Uniwersytecie Lwowskim, Uniwersytecie Wrocławskim, w Akademii Medycznej we Wrocławiu, Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN.

14Edmund Trepka (1880–1964), polski chemik, prace z kolorystyki i farbiarstwa, chemicznej obróbki włókien, historii chemii; profesor Politechniki Warszawskiej, Politechniki Łódzkiej.

15E. Trepka, Ś. p. Inż. Feliks Wiślicki. Wspomnienie pośmiertne, „Roczniki Chemii” 1949, R. 23, s. 253.

16Por. esej w tym tomie [przyp. red.].

17Stefan Minc (1914–2003), polski chemik, prace z elektrochemii, biochemii, struktury granicy faz; profesor Politechniki Gdańskiej i UW.

18Jan Świderski (1904–1988), polski chemik, badania sacharydów, substancji o działaniu fizjologicznym, barwników; profesor UW.

19Jerzy Chodkowski (1926–2002), polski chemik, badania z dziedziny polarografii; profesor Akademii Medycznej w Warszawie.

20Por. esej w tomie Portrety uczonych 1915–1945 [przyp. red.].

21Por. esej w tym tomie [przyp. red.].