Leopold Infeld
Urodzony 20 VIII 1898 w Krakowie. Absolwent Akademii Handlowej w Krakowie, studia fizyczne na UJ, doktorat (1921). Nauczyciel szkół średnich (1921–1930). Asystent w Katedrze Fizyki Teoretycznej UJK we Lwowie (1932–1936). Stypendysta Fundacji Rockefellera w Cambridge (1933–1935), w latach 1936–1938 w Institute for Advanced Study w Princeton, współpraca z A. Einsteinem. Profesor uniwersytetu w Toronto (1939–1950). Profesor UW (1950), kierownik Katedry Fizyki Teoretycznej. Współzałożyciel Instytutu Fizyki Teoretycznej UW.
Fizyk teoretyk; badania w dziedzinie ogólnej teorii względności, teorii pola i elektrodynamiki.
Członek PAN (1952), TNW (1951), wielu zagranicznych akademii nauk: węgierskiej (1953), niemieckiej (1955), Royal Society w Kanadzie.
Zmarł 15 I 1968 w Warszawie.
Nowe drogi nauki. Kwanty i materia, Warszawa 1933; Foundation of the New Field Theory, London 1934; The Evolution of Physics. The Growth of Ideas from the Early Concepts to Relativity and Quanta (z A. Einsteinem), Cambridge 1938 (wyd. pol. Ewolucja fizyki, Warszawa 1959); The Gravitational Equations and Problem of Motion (z Albertem Einsteinem i Baneshem Hoffmannem), Princeton 1938–1940; Whom the Gods Love. The Story of Evariste Galois, 1950 (wyd. pol. Wybrańcy bogów, Warszawa 1950); Albert Einstein, London 1950 (wyd. pol. Warszawa 1956); Kordian, fizyka i ja, Warszawa 1967.
E. Infeld, Leopold Infeld, Warszawa 1978; A. Trautman, Wspomnienie o Leopoldzie Infeldzie, „Postępy Fizyki” 1968, t. XIX, z. 2, s. 147.
Po skończeniu sześciu oddziałów szkoły powszechnej wstąpiłem do eksperymentalnej koedukacyjnej szkoły średniej typu matematyczno-przyrodniczego, należącej do spółdzielni nauczycielskiej, w Warszawie przy ul. Orlej 6. Jednym z nauczycieli fizyki był tam Lepold Infeld. Nauczał również w żeńskiej szkole matematyczno-przyrodniczej Zofii Kaleckiej.
Liczył sobie wtedy dwadzieścia kilka lat. Wysoki z bujną wówczas czupryną, z nieco wysuniętą do przodu dolną szczęką, głoskę „r” wymawiał jak „h”, lekko seplenił, ale mówił dobitnie. Miał doktorat Uniwersytetu Jagiellońskiego z fizyki teoretycznej i nieprzeciętny talent pedagogiczny. Od razu zaraził uczniów swym umiłowaniem nauczanego przedmiotu. Okazało się, że nawet zagadnienia siły dośrodkowej mogą być atrakcyjne.
W roku 1927 szkołę zlikwidowano, a ja znalazłem się w innym gimnazjum. Z Infeldem od tego czasu do wybuchu II wojny światowej miałem tylko kilka przypadkowych spotkań. Chłonąłem natomiast z entuzjazmem stronice wydanej nakładem „Mathesis Polskiej” w 1933 roku jego pięknej książki popularnej Nowe drogi nauki z podtytułem Kwanty i materia.
Książka ta w niejednym czytelniku wzbudziła trwałe zainteresowanie fizyką. Profesor Bronisław Średniawa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, fizyk teoretyk i historyk fizyki w liście prywatnym z 23 stycznia 2003 roku, zwierzał mi się, że ta książka Infelda wywarła decydujący wpływ na jego życie. Kupił ją, będąc w siódmej klasie gimnazjalnej. Po przeczytaniu książki zachwycił się nową (wtedy) fizyką i postanowił zostać fizykiem.
Bardzo przekonywające było wówczas dla mnie oryginalne porównanie użyte przez Infelda dla przybliżenia czytelnikowi tajemnicy dwoistej natury światła, falowo-korpuskularnej: w pewnych zjawiskach światło ujawnia swą naturę falową, w innych zachowuje się, jakby składało się z roju pędzących fotonów. Infeld każe w swej książce dwóm osobom, jednej głuchej, drugiej niewidomej, wybrać się do kina na film dźwiękowy. Dla głuchego istnieje tylko strona wzrokowa zjawiska, podczas gdy ślepy odbiera tylko wrażenia dźwiękowe. Później osoby te, wymieniwszy się kalectwem, idą na inny seans tego samego filmu. Trudno im potem uwierzyć, że na obu seansach odbierali ten sam film. Równoczesność zjawisk słuchowych i optycznych pozostała dla nich tajemnicą.
W maju 1949 roku spotkałem się z Infeldem po wieloletniej przerwie, w której rozegrała się straszliwa wojna i okupacja hitlerowska. Staliśmy się przyjaciółmi.
Leopold Infeld urodził się 20 sierpnia 1898 roku w pobożnej, ale nie ortodoksyjnej, rodzinie żydowskiej w Krakowie. Mieszkała ona przy ul. Krakowskiej 9 w żydowskiej dzielnicy Kazimierz. Ojciec Leopolda Infelda, Salomon, który skończył zaledwie cztery klasy szkoły powszechnej, miał dobrze prosperujący sklep skór i przyborów szewskich. Według opowiadań syna, był bardzo inteligentny. Znał dobrze język żydowski (jidysz) i niemiecki, a po polsku mówił z błędami. Matka była wprawdzie bardziej wykształcona, skończyła bowiem siedem klas, mówiła dobrze po polsku, ale całe jej wykształcenie z czasem spłynęło po niej. Leopold miał dwie siostry: starszą o trzy lata Felę i młodszą o cztery lata ukochaną Bronię. Od pewnego czasu mieszkał z nimi też ojciec matki, który nienawidził, zresztą z pełną wzajemnością, swego wnuka.
Salomon Infeld marzył, by syn, gdy dorośnie, odziedziczył po nim sklep. Tymczasem dbał o wychowanie religijne dziecka. Gdy Leopold miał pięć lat, posłano go do chederu, podstawowej szkoły religijnej dla chłopców żydowskich. W brudnej niewietrzonej klasie codziennie, od poniedziałku do piątku, od rana do południa i po obiedzie, mali chłopcy na komendę surowego nauczyciela śpiewnym chórem powtarzali głoski alfabetu hebrajskiego, potem kombinacje spółgłosek z samogłoskami i wreszcie całe wyrazy. W wieku sześciu lat Leopold czytał już płynnie po hebrajsku, nie rozumiejąc jednak znaczenia wypowiadanych słów.
Odtąd przed południem chodził do ludowej publicznej szkoły polskiej (im. Kazimierza Wielkiego), a po południu do chederu na wyższym poziomie, gdzie „studiowano” Torę, czyli Pięcioksiąg zawierający pięć pierwszych ksiąg Starego Testamentu.
Nauka polegała, jak poprzednio, na kilkakrotnym powtarzaniu chórem danego słowa hebrajskiego, a następnie jego przekładu na żydowski. Leopold nie rozumiał ani jednego, ani drugiego. Pod koniec tygodnia uczniowie mogli już recytować cały rozdział.
W odróżnieniu od nudnych godzin chederowych, Leopold Infeld szkołę polską bardzo lubił. Tutaj nauczył się czytać i pisać po polsku. Szkoła polska wymazała mu z pamięci późniejsze lata chederu, do którego chodził jeszcze kilka lat. Dużo czytał po polsku. „Przejąłem się literaturą polską i pokochałem Polskę” – pisze w swej książce wspomnieniowej Kordian, fizyka i ja1. Wcześnie nauczył się rymować i wtedy widział siebie w przyszłości jako „wielkiego poetę”.
Po skończeniu w wieku dziesięciu lat czterech klas szkoły ludowej chciał pójść do gimnazjum, by później pisać poezje. Ojciec jego bał się jednak, że syn, wybrawszy tę drogę, pójdzie następnie na studia wyższe i nie zechce się zająć sklepem, przekreślając jego plany.
Przedłużeniem czteroletniej szkoły ludowej była trzyletnia tzw. szkoła wydziałowa, po której można było wstąpić tylko do szkoły handlowej. Tę drogę wybrał dla syna Salomon Infeld, by wykierować go na kupca. Młody Infeld znalazł się więc w pierwszej klasie szkoły wydziałowej. Nauczano tu również nowych przedmiotów, jak algebra i fizyka. Te dwa przedmioty wydawały mu się bardzo nudne. Nigdy nie miał z nich w tej szkole lepszych ocen niż „zadowalająco”. W entuzjazm natomiast wprawiały go lekcje literatury polskiej, które prowadził uwielbiany przez Infelda nauczyciel (Bielecki, imienia Infeld nie pamiętał, gdy pisał wspomnienia). Ten to nauczyciel w 1909 roku, w setną rocznicę urodzin Juliusza Słowackiego, zaproponował, aby szkoła wystawiła pewne sceny z Kordiana. Rola tytułowa przypadła 11-letniemu Infeldowi, który po latach uwidocznił ten fakt w tytule zacytowanej książki. Rozmiłowany w literaturze, chodził systematycznie do teatru miejskiego im. Słowackiego. Szczególnie utkwiło mu w pamięci Wesele Stanisława Wyspiańskiego z Solskim w jednej z ról.
Gdy w 1911 roku Infeld skończył szkołę wydziałową, był zbyt młody, by zdawać egzamin do tzw. Akademii Handlowej. Rok szkolny 1911–1912 spędził więc w klasie czwartej, która istniała tylko w jednej w Krakowie szkole wydziałowej, znajdującej się poza dzielnicą żydowską. Tutaj niechęć do algebry i fizyki, dzięki innemu nauczycielowi tych przedmiotów, ustąpiła, a pod koniec roku Infeld otrzymał z nich oceny celujące, podobnie jak i z przedmiotów humanistycznych, do czego zresztą przyzwyczaił się już w poprzedniej szkole.
W 1912 roku Infeld po pomyślnym zdaniu egzaminu wstępnego znalazł się w czteroklasowej Akademii Handlowej. Pod tą szumną nazwą kryła się szkoła, której poziom odpowiadał czterem ostatnim klasom gimnazjalnym. Poza dyscyplinami ogólnokształcącymi nauczano tu przedmiotów zawodowych, z których jedynie stenografię Infeld lubił i z której w przyszłości będzie korzystał. Program matematyki poza algebrą obejmował tu geometrię. Matematykę, jak i fizykę, wykładał profesor Lang. On to ukazał Infeldowi piękno metod dedukcyjnych matematyki i częściowo fizyki, która coraz bardziej go pociągała. Jego umysłowości odpowiadało ścisłe rozumowanie, które, wychodząc z niewielu prostych zasad, potrafi wytłumaczyć mnóstwo skomplikowanych zjawisk.
Infeld jako student Akademii Handlowej korepetycjami rozpoczął karierę nauczycielską.
Nie chodził już do chederu, ale z religią był wciąż bardzo związany. Po przebudzeniu się codziennie odmawiał modlitwy poranne, wieczorem – wieczorne. W sobotę chodził z ojcem do bóżnicy. Modlono się po hebrajsku, kiwając się w przód i w tył. Któregoś dnia chłopiec zbuntował się przeciwko hipokryzji recytowania hebrajskiej modlitwy, nie znając znaczenia jej słów. Ostentacyjnie zaczął unikać wszelkich powinności religijnych.
W szkole na starszych latach pozostały już tylko nieinteresujące Infelda przedmioty handlowe i nauka języków obcych (niemieckiego i francuskiego), do których nie wykazywał zdolności. Tęsknił za fizyką. Czytał z zainteresowaniem szkice z fizyki Kramsztyka2. Pozostawiały jednak poczucie niedosytu. Kupił więc w antykwariacie trzytomowy podręcznik uniwersytecki Augusta Witkowskiego3 Zasady fizyki. Używane tam pojęcia matematyczne, które znacznie wykraczały poza zakres tego, czego się w szkole nauczył, stanowiły jednak przeszkodę nie do przebycia. Uzupełnił więc swój „księgozbiór” podręcznikami matematyki. Wgłębianie się w dzieło Witkowskiego zadecydowało o tym, że Infeld został fizykiem, nie zaś poetą, jak marzył we wczesnej młodości. Twórczości literackiej, jak wiemy, nie wyrzekł się jednak całkowicie.
Żeby zostać fizykiem, trzeba było studiować na uniwersytecie. Ukończenie Akademii Handlowej nie dawało jednak wstępu na uniwersytet. Należało mieć maturę. Chodząc do szkoły handlowej, przerabiał więc Infeld równocześnie kurs gimnazjalny. Szczególne trudności sprawiała mu łacina. W maju 1916 roku zdał maturę i został wreszcie studentem Wydziału Filozoficznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Powołano go jednak do wojska austriackiego, gdzie spędził dwa ostatnie lata I wojny światowej. Używał najrozmaitszych wybiegów, nie zawsze uczciwych, by wyrwać się na wykłady.
Analizę matematyczną wykładał prof. Stanisław Zaremba4. Spośród trzech studentów, którzy słuchali jego wykładów, tylko jeden, Infeld, ukończył kurs tego przedmiotu. Fizykę teoretyczną, której się Infeld poświęci, wykładał prof. Władysław Natanson5. Cykl wykładów trwał wiele lat: w jednym roku tematem była termodynamika, w następnym – mechanika teoretyczna itd. Profesor Natanson nie miał asystentów, nie było żadnych ćwiczeń ani seminariów, kolokwia i egzaminy nie były obowiązkowe.
Na początku piątego roku studiów Infeld wyjechał na pół roku do Berlina. Próby dostania się na sławny tamtejszy uniwersytet napotkały na wrogi wobec Polaków stosunek. Niemcy przeżywały wówczas skutki przegranej wojny. Infeld zdobył się wtedy na zwrócenie się o pomoc do Alberta Einsteina. Wielki uczony znalazł czas, by przyjąć życzliwie w swym mieszkaniu nieznanego mu studenta z Polski i polecić go profesorowi owego niedostępnego uniwersytetu, Maxowi Planckowi6, twórcy teorii kwantów. Infeld przywiózł z Berlina swą pierwszą pracę: Fale świetlne w teorii względności. Na podstawie tej pracy doktoryzował się u Natansona. Ówczesny doktorat filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, zgodnie z tradycją austriacką, był pierwszym stopniem naukowym w dziedzinie fizyki, równoważnym obecnemu magisterium.
Profesorowi Natansonowi poświęcił Infeld wiele lat później cały rozdział w Szkicach z przeszłości7. Wiele wspólnego było w strukturze intelektualnej Natansona i Infelda. Obaj – wybitni fizycy teoretycy: pierwszy był jednym z twórców termodynamiki procesów nieodwracalnych, drugi wniósł wielki wkład do relatywistycznej teorii grawitacji. Obaj, świetnie władając piórem, napisali znakomite prace popularne. Obaj wreszcie, będąc fizykami, w pełni zasługują na nazwanie ich humanistami. Obaj są autorami interesujących publikacji pozafizykalnych o szerokiej problematyce kulturologicznej. Na tym jednak kończą się podobieństwa, a zaczynają się różnice. Natanson – wykwintny, opanowany, systematyczny, dopracowujący wszystko, co robił, do najdrobniejszego szczegółu. Infeld – duch niespokojny, pełen temperamentu, szkicował pomysł, nie troszcząc się o drobiazgi. I chyba nie tylko przypadek zdecydował o tym, że Natanson rodem z Warszawy związał się ze spokojnym Krakowem, Infeld zaś, pochodzący z Krakowa, osiedlił się w ruchliwej Warszawie. Natanson samotnik, bez współpracowników (Infeld był jego jedynym uczniem), Infeld natomiast zawsze odczuwał potrzebę współpracy, kontaktów z ludźmi, a zwłaszcza z młodzieżą – ten styl pracy miał już jako nauczyciel gimnazjalny w międzywojniu. Dzięki temu usposobieniu po powrocie z emigracji do kraju skupi wokół siebie liczną grupę młodych, zdolnych fizyków i, w odróżnieniu od Natansona, stworzy w Polsce wielki ośrodek fizyki teoretycznej.
Po doktoracie, ze względu na ograniczenia, jakim poddana była wówczas ludność żydowska w Polsce, Infeldowi pozostawała tylko praca nauczycielska w gimnazjach dla młodzieży żydowskiej.
W 1922 roku po dwuletniej praktyce nauczycielskiej w Będzinie ofiarowano mu posadę kierownika gimnazjum w Koninie. Nawiasem mówiąc, spośród wychowanków tej szkoły tylko jedna uczennica przeżyła okupację hitlerowską. Od 1924 roku Infeld kontynuował pracę nauczycielską w Warszawie, gdzie – jak już pisałem – po raz pierwszy się z nim zetknąłem.
Po ośmioletniej pracy w szkołach średnich Infeld otrzymał, dzięki staraniom prof. Stanisława Lorii8, asystenturę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie się później habilitował. W latach 1933–1935 przebywał jako stypendysta fundacji Rockefellera na dalszych studiach w Cambridge w Anglii. W 1936 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie dwa lata spędził w słynnym Institute for Advanced Study w Princeton. Tu nawiązał współpracę z twórcą teorii względności i z innymi wybitnymi uczonymi, jak uchodźca z hitlerowskich Niemiec Max Born z Getyngii, późniejszy laureat Nagrody Nobla. Współpraca Infelda z Albertem Einsteinem trwała kilkanaście lat, nawet wówczas, gdy Infeld przeniósł się w 1938 roku do Kanady, zostawszy profesorem fizyki na uniwersytecie w Toronto.
Podobnie jak Einstein, Infeld uprawiał czystą fizykę teoretyczną, odległą od jakichkolwiek zastosowań. Szczególnie wsławił się wyprowadzeniem wraz z Einsteinem z ogólnej teorii względności równań ruchu pod wpływem sił grawitacyjnych. Wspólnie z Einsteinem, z którym się blisko zaprzyjaźnił, napisał też książkę przeglądową Ewolucja fizyki9. Jest to wzór popularyzacji wiedzy na wysokim poziomie. Książkę przetłumaczono na wiele języków; na polski znakomicie ją przełożył Ryszard Gajewski10, uczeń Infelda. Ewolucja fizyki spopularyzowała na świecie, nie tylko wśród fizyków, nazwisko Infelda jako współpracownika Einsteina.
W książce tej mowa jest m.in. o dyfrakcji elektronów. Autorzy piszą tam w jednym miejscu, iż nie potrafimy wystrzeliwać w określonych chwilach elektronów jak kul z karabinu. Otóż w 1949 roku fizykom radzieckim – Leonowi Bibermanowi, Walentinowi Fabrikantowi i Nikołajowi Suszkinowi – udało się wykonać pomysłowe doświadczenie, w którym dyfrakcji (uginaniu) ulegały pojedyncze elektrony (nie ich wiązki), przechodzące przez przyrząd kolejno jeden po drugim. W rozmowie, którą odbyłem kiedyś w Moskwie z prof. Fabrikantem, zwierzył mi się, że pomysł tego rewelacyjnego doświadczenia zrodził się u niego pod wpływem lektury książki Einsteina i Infelda. Jest to, nawiasem mówiąc, wymowny przykład zapładniającego działania, jakie może wywierać na pracę badawczą popularyzacja nauki na wysokim poziomie. Wyobrażam sobie teraz, jak bardzo by się Infeld tą informacją ucieszył. Ja jednak zapomniałem w swoim czasie mu o tym zakomunikować.
Jak już wspomniałem, w maju 1949 roku, po wielu latach, znowu zobaczyłem Infelda, który odwiedził Polskę. Był to już starszy pan, o przerzedzonych włosach, przyprószonych siwizną, uczony o światowej sławie. Jako redaktor miesięcznika „Problemy” zaproponowałem Infeldowi napisanie artykułu. Propozycję przyjął z entuzjazmem. W lipcu ukazał się piękny artykuł zatytułowany O związku między geometrią a fizyką z podtytułem Krótka historia z głębokim morałem11.
We wrześniu 1950 roku Infeld wrócił na stałe do rodzinnego kraju. Odtąd się często spotykaliśmy.
Siedzibą przyszłej warszawskiej szkoły fizyki teoretycznej był początkowo jeden skromny pokój w uniwersyteckim gmachu fizyki, przy ul. Hożej 69. Wokół osoby Infelda od razu zaczęli się skupiać najzdolniejsi młodzi entuzjaści fizyki teoretycznej. Gdy go odwiedziłem na uniwersytecie, przedstawił mi dwóch takich młodzieńców. Jeden z nich zewnętrznie przypominał mi nieco Infelda sprzed wojny. Po świeżo ukończonych studiach na uniwersytecie w Poznaniu został asystentem profesora Infelda. Młodzieniec ów – to późniejszy profesor Józef Werle12, który po Infeldzie objął dyrekcję Instytutu Fizyki Teoretycznej na Uniwersytecie Warszawskim.
Wzmiankowany już Ryszard Gajewski we wspomnieniu o Infeldzie, wygłoszonym w Warszawie z okazji setnej rocznicy urodzin uczonego, charakteryzuje go jako wykładowcę natchnionego, mającego dar przedstawiania zagadnień skomplikowanych w sposób najprostszy. Jego wykłady były ustawicznym dialogiem ze słuchaczami.
Jedną z naczelnych zasad Infelda było wynajdywanie młodych utalentowanych fizyków, otaczanie ich troskliwą opieką i ułatwianie im startu naukowego. Infeld był przeciwieństwem spotykanego niekiedy w środowisku akademickim typu nauczyciela, który nie chce dopuścić, by go uczeń przerósł. Podobnie jak Ernest Rutherford13, Infeld troszczył się, by jego wychowankowie osiągali jak najlepsze wyniki badawcze, by jak najszybciej wspinali się po szczeblach kariery naukowej. Dlatego właśnie mógł stworzyć cenioną na całym świecie szkołę naukową.
Wielkie ożywienie w środowisku fizyków polskich spowodowała zorganizowana w 1950 roku z inicjatywy i pod kierunkiem Infelda konferencja w Kuźnicach. Jej celem było podniesienie poziomu wiedzy doświadczalnej wśród teoretyków i teoretycznej wśród eksperymentatorów. Miała ona charakter zupełnie nieformalny: cechowała ją atmosfera swobodnej dyskusji. Spotkania takie, nazywane nieoficjalnie „infeldiadami”, odbyły się w następnych latach w Otwocku i w Spale.
Badania Infelda i jego współpracowników dotyczyły teorii pola i grawitacji. O tym, jak wysoko prace te były oceniane, świadczyć może fakt, iż warszawskiemu ośrodkowi powierzono w 1962 roku zorganizowanie w Jabłonnie międzynarodowej konferencji na temat teorii grawitacji. Konferencja zgromadziła najwybitniejszych w tej dziedzinie specjalistów z całego świata.
W warszawskim Instytucie Fizyki Teoretycznej reprezentowane były również inne działy tej dyscypliny włącznie z obcą Infeldowi, jak ją za Einsteinem nazywał, fizyką inżynierską, ze względu na jej użyteczność.
Gwoli sprawiedliwości, mówiąc o powstaniu warszawskiej szkoły fizyki teoretycznej, nie wolno zapominać o drugim wielkim polskim fizyku teoretyku, Wojciechu Rubinowiczu, który w swoim czasie blisko współpracował z Arnoldem Sommerfeldem w Niemczech i Nielsem Bohrem w Danii.
Przez warszawski ośrodek fizyki teoretycznej przewijali się uczeni tej miary, co Brytyjczyk P.A.M. Dirac14, który w 1928 roku przewidział istnienie antymaterii w postaci pozytonu (elektronu dodatniego), co Amerykanin Richard Feynman15, jeden z twórców elektrodynamiki kwantowej, co pakistański teoretyk Abdus Salam16, który również zajmował się elektrodynamiką kwantową, a także teorią pola i teorią cząstek elementarnych, czy Rosjanin Igor Tamm17, który wraz z dwoma innymi fizykami opracował teorię tzw. zjawiska Czerenkowa.
W listopadzie 1960 roku z okazji swego 15-lecia „Problemy” ufundowały doroczne nagrody za popularyzację nauki. Odtąd co roku w listopadowym zeszycie ukazywał się komunikat o przyznaniu trzech równorzędnych nagród. Leopold Infeld był jednym z trzech pierwszych (wraz z matematykiem Hugonem Steinhausem i botanikiem Władysławem Szaferem18) laureatów tej nagrody. Oprawiony dyplom nagrody „Problemów” wisiał w sekretariacie przed gabinetem Infelda.
Z Infeldem współpracowałem w redagowaniu czasopisma Polskiego Towarzystwa Przyrodników im. Kopernika pt. „Kosmos” (seria B). Początkowo Infeld był redaktorem naczelnym, ja zaś – jednym z członków redakcji. Później, na życzenie Infelda, zamieniliśmy się rolami. Udział Infelda w redagowaniu pisma, gdy był jego redaktorem naczelnym, scharakteryzowałbym jako wysuwanie pomysłów; ich realizację pozostawiał współpracownikom, głównie sekretarzowi redakcji. Najpierw był nim jego uczeń Włodzimierz Kołos19, późniejszy profesor chemii kwantowej, którego znakomitą karierę naukową przerwała przedwczesna śmierć. Następnie sekretarzem redakcji został inny uczeń Infelda, Roman Żelazny20, który później będzie badał w Instytucie Badań Jądrowych transport neutronów, a po latach zostanie prezesem Państwowej Agencji Atomistyki.
Należy wreszcie kilka słów poświęcić Infeldowi jako pisarzowi, i to wybitnemu. Napisał wymienione już dwie świetne książki popularnonaukowe: Nowe drogi nauki i Ewolucję fizyki, tą drugą z udziałem Einsteina, któremu po śmierci w hołdzie napisał po angielsku jego znakomitą biografię i po polsku Moje wspomnienia o Einsteinie21. Po polsku napisał dwie książki autobiograficzne: Wspomnienia z przeszłości i Kordian, fizyka i ja oraz w Kanadzie po angielsku The Quest. W tych trzech książkach z niezwykłą szczerością i kąśliwym humorem kreśli swe niełatwe życie w międzywojennej Polsce. W książce kanadyjskiej, porzucając wszelkie konwenanse, niezbyt pochlebnie wyraża się o pewnych fizykach polskich.
Szczytem literackiej twórczości Infelda jest biograficzna powieść Wybrańcy bogów22 o francuskim matematyku Ewaryście Galois23. Według słów znanego niemieckiego matematyka Felixa Kleina24, był on nową gwiazdą niesłychanej jasności, która około roku 1830 zabłysła na firmamencie matematyki. Książka została napisana po angielsku i, niestety, dość słabo przetłumaczona na polski. Infeld nie ograniczył się do (zwięzłego) omówienia prac naukowych swego bohatera. Dokładnie umiejscowił go w trafnie odmalowanym ówczesnym społeczeństwie francuskim. Śledzimy dzieje genialnego chłopca od jego urodzenia do tragicznej śmierci. Śledzimy jego szamotanie się w stosunkach, które dławią wszelkie objawy geniuszu na korzyść płaszczących się miernot. Wyrafinowana intryga i oszczerstwo zabierają mu ukochanego ojca. Największy z żyjących wtedy matematyków został „ścięty” na egzaminie wstępnym z matematyki na Politechnikę. Genialne prace Galois, które umożliwią rozwiązanie zasadniczych zagadnień algebry, nie zostały opublikowane przez Akademię Nauk w Paryżu: Augustin Cauchy25, wybitny zresztą matematyk, który dostał do oceny rękopis pierwszej pracy Galois, wyrzucił go do kosza, gdy pod podpisem autora przeczytał dopisek „Uczeń Liceum Ludwika Wielkiego”, druga praca gdzieś się zagubiła w Akademii, a trzecia została zwrócona autorowi z opinią recenzenta, że ze względu na niejasność argumentów autora opiniodawca nie jest w stanie uchwycić myśli przewodniej.
Galois próbował wreszcie prywatnie wykładać swoje teorie, w niedużym dusznym pokoju przylegającym do księgarni firmy Caillot, przy ulicy de la Sorbonne nr 5. Na pierwszy wykład przybyło około 40 słuchaczy, na drugi tylko dziesięciu, na trzeci – czterech. Był to ostatni wykład.
Próba ucieczki od smutnej rzeczywistości w świat matematyki się nie udała. Ewaryst Galois znalazł się w szeregach bojowników walczących ze znienawidzonym reżimem. Ginie w bezsensownym pojedynku, nikczemnie przygotowanym i sprowokowanym przez policję królewską. 30 maja 1832 roku zgładzono jednego z największych matematyków w dwudziestym pierwszym roku jego życia.
Gdy czytałem książkę Infelda, przypomniała mi się powieść innego autora na inny temat: Leonida Grosmana Śmierć poety26. Obie książki, mimo zupełnie odmiennej tematyki i zupełnie odmiennego ujęcia, mają jednak bardzo wiele elementów pokrewnych. Akcja obu rozgrywa się mniej więcej w tym samym czasie: jednej w Paryżu, drugiej głównie w Petersburgu. Bohaterem jednej jest genialny uczony, drugiej – genialny poeta. Obaj doznają ucisku takiej samej tyranii, różniącej się tylko formami zewnętrznymi. Losy obu są podobne. W podobnych okolicznościach zachowują się niemal tak samo.
Na rozprawie sądowej przewodniczący zapytuje Galois:
– Czy oskarżony miał zamiar użycia sztyletu przeciwko królowi (Ludwikowi Filipowi)?
– Gdyby zdradził, to oczywiście, że tak – pada odpowiedź.
– Gdybyś 14 grudnia był w stolicy – pyta Puszkina car Mikołaj I – czy wziąłbyś udział w rebelii (spisek dekabrystów)?
– Z całą pewnością, Wasza Imperatorska Mość – odpowiada poeta. – Uczestnikami buntu byli moi przyjaciele. Uratowała mnie jedynie moja nieobecność.
Szef żandarmerii carskiej hr. Benkendorf – to rosyjska odmiana pana Gisqueta, prefekta policji królewskiej w Paryżu. I jeden, i drugi nie przebierają w środkach, aby usunąć ludzi niewygodnych dla reżimu.
Oszczerstwo i świadomie rozpowszechniane plotki zmuszają Aleksandra Puszkina do pojedynku. Pięć lat po śmierci jednego z największych matematyków, jakich wydała ludzkość, zginął w podobny sposób nieco starszy, lecz również młody, bo liczący 37 lat, wielki poeta rosyjski. Tak tyrania uśmierca geniuszów. „Wybrańcy bogów umierają młodo”.
Infeld czuł się w powojennej Polsce znakomicie. Stworzono mu tu warunki, o jakich nigdzie indziej nie mógł marzyć, zarówno naukowe, jak i materialne. Przydzielono mu, bodajże z urzędu prezydium rady ministrów samochód z szoferem do służbowego i osobistego użytku, otrzymał umeblowane mieszkanie i cieszył się różnymi przywilejami. Miał na biurku tzw. telefon rządowy, którym mógł się bezpośrednio porozumiewać z całym aparatem władzy. Z tej uprzywilejowanej pozycji korzystał często, by na przykład umożliwić trudne w owym czasie wyjazdy młodych zdolnych fizyków na staże zagraniczne, zwłaszcza do „imperialistycznych” krajów zachodnich.
Infeld się przyzwyczaił, że na dźwięk jego nazwiska otwierały się przed nim drzwi różnych instytucji, że z pominięciem kłopotliwych niekiedy formalności załatwiano mu sprawy, które zwykle wymagały wielu zabiegów.
Raz, gdy Victor Weisskopf27 wybitny austriacko-amerykański fizyk teoretyk, podczas swej kadencji naczelnego dyrektora CERN-u (Conseil Européen pour la Recherche Nucleaire – międzynarodowy ośrodek badań jądrowych z siedzibą w Genewie), odwiedził Infelda w Warszawie, obaj uczeni postanowili pójść do kina. Po przybyciu na miejsce Infeld – jak opowiadał później Weisskopf – poprosił kogoś z obsługi kina o wywołanie kierownika. Skoro mu powiedziano, że go nie ma, Infeld wpadł w złość. Dowiedziawszy się od Infelda, o co chodzi, Weisskopf zauważył, że przecież można po prostu kupić bilety w kasie.
Jeśli można mówić o gwiazdorstwie w nauce, to Infeld niewątpliwie był w Polsce gwiazdorem. W tej sytuacji odnosił się początkowo zupełnie bezkrytycznie do stosunków politycznych z całym ówczesnym stalinizmem, a później – poststalinizmem. Z czasem jednak zaczął miewać wątpliwości, które się coraz bardziej pogłębiały.
Od pewnego czasu Leopold Infeld chorował na serce. Dolegliwości te wywołały zaburzenia układu krążenia. 15 stycznia 1968 roku nastąpił zgon. Było to niewiele tygodni przed wybuchem tzw. wydarzeń marcowych, które rozwiałyby resztki złudzeń Infelda, co do reżimu w PRL.
Syn Leopolda Infelda, Eryk, poszedł w ślady ojca, ale o ileż łatwiejszą drogą, i został również fizykiem teoretykiem.
*Tekst opublikowany pierwotnie w: J. Hurwic, Uczeni też ludzie, Kraków 2006, s. 104–116.
1L. Infeld, Kordian, fizyka i ja, Warszawa 1967.
2Stanisław Kramsztyk (1841–1906), polski fizyk, popularyzator nauki, studia w Szkole Głównej w Warszawie; praca nauczycielska w szkołach średnich, jeden z założycieli Kasy im. Mianowskiego; S. Kramsztyk, Szkice przyrodnicze z dziedziny fizyki, geofizyki i astronomii, Warszawa 1893, wyd. 2, 1904.
3August Witkowski (1854–1913), polski fizyk, prace z fizyki płynów, z termodynamiki, metodologii fizyki, autor znanych podręczników z fizyki; studia na Uniwersytecie Lwowskim, w Glasgow, w Berlinie; praca w Wyższej Szkole Rolniczej w Dublanach, Politechnice Lwowskiej, Uniwersytecie Jagiellońskim. A. Witkowski, Zasady fizyki, Warszawa 1892.
4Stanisław Zaremba (1863–1942), polski matematyk, studia w Instytucie Technologicznym w Petersburgu, na uniwersytetach w Paryżu i Berlinie, profesor UJ.
5Władysław Natanson (1864–1937), polski fizyk teoretyk, prace z termodynamiki, teorii procesów nieodwracalnych, kwantowej statystyki fotonów; studia na uniwersytecie w Petersburgu, w Glasgow, Cambridge; profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego.
6Max Planck (1858–1947), niemiecki fizyk, badania z dziedziny termodynamiki, promieniowania termicznego, odkrycie kwantów promieniowania (Nagroda Nobla w roku 1935), profesor w Kolonii i Berlinie.
7L. Infeld, Szkice z przeszłości, Warszawa 1964.
8Stanisław Loria (1883–1958, polski fizyk, prace z psychologii eksperymentalnej, optyki, badanie anomalnej dyspersji, zjawiska fluorescencji, magnetooptyki, promieniotwórczości, dyfrakcji elektronów; profesor Uniwersytetu Lwowskiego, Uniwersytetu Wrocławskiego i Poznańskiego.
9A. Einstein, L. Infeld, Ewolucja fizyki, Warszawa 1959.
10Ryszard Gajewski (1930–2014), polsko-amerykański fizyk teoretyk, badania w zakresie fizyki plazmy; studia na Politechnice Warszawskiej i Uniwersytecie Warszawskim; praca w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, w MIT Cambridge USA, w Brandeis University Waltham USA.
11L. Infeld, „Problemy” 1949, R. 5, s. 450.
12Józef Werle (1923–1998), polski fizyk teoretyk, prace z teorii mezonowej sił jądrowych, relatywistycznej teorii reakcji, zjawisk polaryzacyjnych; studia na Uniwersytecie Poznańskim i Uniwersytecie Warszawskim; profesor Uniwersytetu Warszawskiego.
13Ernest Rutherford Lord of Nelson (1871–1937), brytyjski fizyk, badania promieniotwórczości i z fizyki jądrowej, odkrycie jądra atomowego (Nagroda Nobla 1908), profesor w Montrealu, Manchesterze, Cambridge.
14P.A.M. Dirac (1902–1984), angielski fizyk teoretyk, prace z mechaniki kwantowej, relatywistyczne równanie falowe elektronu (Nagroda Nobla w roku 1933, wspólnie z E. Schrödingerem), statystyka kwantowa cząstek o spinie 1/2, elektrodynamika kwantowa; profesor Uniwersytetów w Cambridge i Oxford, członek Royal Society.
15Richard Feynman (1918–1988), amerykański fizyk teoretyk, prace z elektrodynamiki kwantowej (Nagroda Nobla w roku 1965, wspólnie z J.S. Schwingerem i Shin’ichirō Tomonagą), teoria zjawiska nadciekłości, kwantowa teoria pól oddziaływania; profesor Columbia University i Caltech w Pasadenie.
16Abdus Salam (1926–1996), pakistański fizyk, prace z elektrodynamiki kwantowej, teorii cząstek i oddziaływań, teoria oddziaływań elektrosłabych (Nagroda Nobla w roku 1979 wspólnie z S. Glashowem i S. Weinbergiem); profesor Imperial College w Londynie i w Międzynarodowym Centrum Fizyki Teoretycznej w Trieście.
17Igor Jewgieniewicz Tamm (1895–1971), rosyjski fizyk teoretyk, prace z mechaniki kwantowej, elektrodynamiki kwantowej, teorii sił jądrowych, teorii promieniowania, teorii zjawiska Czerenkowa (Nagroda Nobla w roku 1958, wspólnie z P.A. Czerenkowem i I.M. Frankiem); profesor Uniwersytetu Moskiewskiego, członek Akademii Nauk ZSRR.
18Władysław Szafer (1886–1970), polski biolog, prace z paleobotaniki, geografii i socjologii roślin, florystyki, ochrony roślin; studia w Wiedniu i Monachium; praca na UJ i w Instytucie Botaniki PAN.
19Por. esej w tym tomie [przyp. red.].
20Roman Żelazny (* 1926), polski fizyk teoretyk, prace z problematyki reaktorów jądrowych, teorii transportu neutronów, transportu plazmy, zagadnień obliczeniowych; studia na Politechnice Łódzkiej i Uniwersytecie Warszawskim, praca na Politechnice Łódzkiej, Uniwersytecie Warszawskim, w Instytucie Badań Jądrowych, Instytucie Energii Jądrowej i Instytucie Fizyki Plazmy.
21L. Infeld, Moje wspomnienia o Einsteinie, Warszawa 1956.
22L. Infeld, Wybrańcy bogów, Warszawa 1950.
23Évariste Galois (1811–1832), francuski matematyk, twórca nowoczesnej algebry, prace z teorii funkcji analitycznych.
24Felix Klein (1849–1925), niemiecki matematyk, prace z geometrii nieeuklidesowej, teorii grup, teorii równań algebraicznych, teorii funkcji eliptycznych i automorficznych, profesor uniwersytetów w Erlangen, Monachium, Lipsku, Getyndze.
25Augustin Cauchy (1789–1857), francuski matematyk, prace z analizy matematycznej, teorii funkcji analitycznych, teorii równań różniczkowych, teorii liczb, algebry, teorii sprężystości, optyki i astronomii; profesor École Politechnique, Collège de France.
26L. Grosman, Śmierć poety, Warszawa 1946.
27Victor F. Weisskopf (1908–2002), austriacko-amerykański fizyk teoretyk, prace z dziedziny teorii pola, elektrodynamiki, fizyki jądrowej, fizyki wielkich energii i cząstek elementarnych; studia w Wiedniu i Getyndze; profesor Uniwersytetu w Rochester, praca w Los Alamos nad projektem Manchattan, dyrektor generalny CERN-u.