Ludwik Bazylow

Urodzony 4 IV 1915 we Lwowie. Studia historyczne (ukończone 1936) i polonistyczne (ukończone 1938) na UJK we Lwowie, tamże doktorat (1939), asystent w Katedrze Historii Polski (1939), nauczyciel szkół średnich i pracownik Ossolineum (1940–1946). Od 1946 na UWr. Habilitacja na UW (1952), zastępca profesora (1952–1956), docent (1956–1961), profesor nadzwyczajny (1961), profesor zwyczajny (1968). Kierownik Katedry i Zakładu Historii Słowiańszczyzny i Europy Wschodniej UW (od 1961), dziekan Wydziału Historycznego (1960–1965), prorektor UW (1965–1968).

Historyk, badacz dziejów Rosji XVIII-XX wieku, Słowiańszczyzny i nowożytnej Europy.
Dyrektor Instytutu Krajów Socjalistycznych PAN (1975–1981). Przewodniczący Polsko-Radzieckiej Komisji Historyków (od 1973). Doktor honoris causa Uniwersytetu im. M. Łomonosowa w Moskwie (1971).
Zmarł 17 I 1985 w Warszawie.

Polityka wewnętrzna caratu i ruchy społeczne w Rosji na początku XX wieku, Warszawa 1966; Historia powszechna 1789–1918, Warszawa 1981; Historia Rosji, t. I-II, Warszawa 1983; Ostatnie lata Rosji carskiej. Rządy Stołypina, Warszawa 1972; Społeczeństwo rosyjskie w pierwszej połowie XIX wieku, Warszawa 1973; Obalenie caratu, Warszawa 1976; Polacy w Petersburgu, Wrocław 1984; Historia nowożytnej kultury rosyjskiej, Warszawa 1986; Historia powszechna 1492–1648 (wyd. pośmiertne), Warszawa 1991.

M. Tanty, Ludwik Bazylow (1915–1985), „Studia z Dziejów ZSRR i Europy Środkowej” 1986, t. XXII, s. 5–7.

PAWEŁ WIECZORKIEWICZ

LUDWIK BAZYLOW*

1915–1985

 

Ludwik Bazylow był jednym z najwybitniejszych historyków polskich swego pokolenia, głębokim znawcą dziejów Rosji przedrewolucyjnej, szczególnie XIX i XX w., autorem licznych, wciąż pierwszorzędnych syntez i monografii oraz twórcą liczącej się szkoły naukowej. A przy tym jeszcze – niepowszednią osobowością, która wywierała niezatarty wpływ na wszystkich bliskich, przyjaciół czy uczniów, jego wybitne dokonania naukowe uhonorowano wieloma nagrodami i odznaczeniami, m.in. doktoratem honorowym Uniwersytetu Moskiewskiego.

Urodzony lwowiak, absolwent Uniwersytetu Jana Kazimierza w zakresie historii i polonistyki doktoryzował się niemal w chwili wybuchu wojny. W jej trakcie podzielił tragiczne losy ukochanego miasta, a więc okupację sowiecko-ukraińską, gdy wyrzucony ze swej macierzystej uczelni przymierał z rodziną z głodu i musiał, by przeżyć, imać się zajęć dorywczych, późniejszy zabór niemiecki, wreszcie „wyzwolenie” i repatriację – gdzieżby, jak nie do Wrocławia. Stamtąd po kilku latach trafił do Warszawy, najpierw do Instytutu Polsko-Radzieckiego, a następnie, bodaj w roku 1956, na pełny etat na Uniwersytet Warszawski. Choć wykładał także w innych miejscach, tu napisał swe najlepsze książki, tu wybierano go na dziekana Wydziału Historycznego, a następnie na prorektora.

Był mistrzem hermeneutyki, jak nikt potrafił przeprowadzić krytykę źródła poprzedzoną wszechstronną kwerendą archiwalną i biblioteczną. A że znał wyśmienicie cały dorobek rosyjskiego piśmiennictwa XIX w., jako autor syntez dziejów naszego wielkiego wschodniego sąsiada nie miał sobie równych w malowaniu prawdziwie panoramicznego obrazu przeszłości, opartego na bardzo solidnych studiach i oryginalnych przemyśleniach1. Także jego znakomite syntezy dziejów powszechnych (XVI i XIX w.) oparte były na ogromnej wiedzy i zawsze na własnych przemyśleniach2.

Na tle kolegów, nawet cieszących się najwyższymi ocenami w środowisku, wyróżniał się niezwykłą kulturą pióra, a także nieprawdopodobną erudycją, i to nie tylko w zakresie historii (startował jako badacz stosunków polsko-siedmiogrodzkich w dobie Stefana Batorego!), ale literatury, muzyki, sportu itd. Pytany o opinię na temat powiedzmy Eugeniusza Suego (drugorzędny pisarz francuski z połowy XIX w., autor sensacyjnych Tajemnic Paryża), potrafił podjąć i rozwinąć wątek dowolnej z jego powieści, bo czytał je, oczywiście, wszystkie. Tak było w przypadku każdego, bodaj trochę znaczącego twórcy3. Nie dawało się „zagiąć” go w żaden sposób. Co jeszcze lepsze, znając kilkanaście języków biernie, z literaturą piękną zapoznawał się w oryginale. Równie bezlitosny był dla rozmówców próbujących z nim konkurować w zakresie historii piłki nożnej: podanie składów i wyników ligi z lat 30. XX w. nie stanowiło dla niego żadnego problemu. „Pogoni” kibicował zawsze, nawet jako klubowi ze Szczecina.

Bazylow był bardzo czuły na punkcie swego pochodzenia, a wywodził się w trzecim pokoleniu z rodziny bułgarskiego ogrodnika osiadłego w Małopolsce Wschodniej; ojciec, co podkreślał z dumą, był lwowskim tramwajarzem. Gdy angażowano go do pracy na Uniwersytecie Warszawskim, nie był w tym środowisku zbyt znaną postacią. Nasunęło to jakiemuś dowcipnisiowi pomysł „wystawienia” młodego wówczas prof. Stefana Kieniewicza: poprosił go o powitanie nowego kolegi, przybywającego jakoby z Moskwy, żeby wzmocnić ideologicznie kadry warszawskie. Bazylow, w trakcie wygłaszanej kwiecistą ruszczyzną laudacji, na przemian bladł i czerwieniał z wściekłości, gdy zaś Kieniewicz skończył, wycedził przez zaciśnięte zęby: „Dużo mi o was koledzy mówiono, ale żeście się zrusyfikowali do tego stopnia...”. Uraza między obydwiema stronami pozostała niemal do końca. Jednak mimowolny antagonista, na krótko przed śmiercią Bazylowa, ogłosił piękną recenzję z jego znakomitej pracy o Polakach w Petersburgu4. Profesor, dotąd niechętny Kieniewiczowi, ale i doceniający jego także przecież niebagatelny dorobek, był tym ujęty. Topór został zakopany.

Bazylow miał specyficzne poczucie humoru. Do tego operował w razie potrzeby jędrną mową lwowskiego batiara – efekty potrafiły być zaskakujące. W języku pisanym był stylistą niepowszednim, a zapełnianie równym, choć nie kaligraficznym pismem kolejnych stron monografii szło mu, wnosząc z rzadkich poprawek, nadzwyczaj łatwo.

Był też szczególnym urzędnikiem akademickim. Z jednej strony przestrzegał z galicyjską skrupulatnością biurokratycznych procedur, z drugiej – jego temperament nakazywał szybkie, iście napoleońskie decyzje. Jeden z moich znajomych, dajmy na to Krzysztof, w latach 60. student UW, któregoś dnia nazbyt popił i trafił do izby wytrzeźwień. A ponieważ na dodatek wyrażał się niepochlebnie o Kochanej Ludowej Milicji, zgodnie z procedurą zawiadomienie o incydencie trafiło do władz uniwersyteckich, zobowiązanych wdrożyć w takim razie postępowanie dyscyplinarne. Biedny chłopak, wezwany do znanego z surowości rektora Bazylowa, postanowił dodać sobie ducha i przed audiencją wstąpił do „Baru pod Chrystusikem” (obecnie restauracja „Staropolska”) na małą wódkę. Miejsce obok zajął starszy facet, który zamówił także wódkę, ale do tego i piwo, sprawnie wlał setę do kufla i wychylił tę iście szatańską miksturę. Jak to bywa przy takich okazjach, panowie przepili do siebie. Nasz Krzyś, mocno pokrzepiony, podążył do Pałacu Kazimierzowskiego. Tam, po chwili, wprowadzono go do rektorskiego gabinetu. Zza biurka podniósł się. facet z baru, popatrzył petentowi przeciągle w oczy i rzucił mu jednoznaczne: „sssp...!”. Żadnej komisji dyscyplinarnej oczywiście nie było.

Wysoko cenił kulturę rosyjską i chyba na swój sposób kochał Rosję, zwłaszcza w jej liberalnym wydaniu. Jeśli jednak nawet był rusofilem, to pewno w głębi duszy również antykomunistą. Ci jednak, którzy znali go lepiej – przyjaciele, a z czasem starsi uczniowie, mogli dostrzec błysk żywej niechęci do Lenina, Stalina, Breżniewa, do bolszewików, Sowietów e tutti quanti. Gdy musiał o nich pisać, z uwagi na wymogi cenzuralne, starał się robić to w sposób najbardziej obiektywny, próbując umiejscowić ich we właściwym punkcie historii. Sytuacji takich usiłował jednak unikać i w badaniach swych konsekwentnie nie wychodził poza rewolucję lutową 1917 r.5

Wbrew zawartym niekiedy w jego pracach krytycznym opiniom, odgrywającym rolę swoistego kamuflażu, wysoko cenił wiekopomne dzieło Jana Kucharzewskiego, Od białego caratu do czerwonego. Nie przypadkiem podjął własne badania monograficzne w punkcie, w którym jego wielki poprzednik był zmuszony je przerwać i doprowadził konsekwentnie aż do lutego 1917 roku, omijając jednak nazbyt spolityzowany i zideologizowany temat rewolucji roku 1905.

Ostatnie lata Rosji carskiej... – środkowy tom trylogii6, choć kolejny przyniósł mu więcej uznania, zaszczytów i został przetłumaczony na rosyjski i serbski, lubił chyba szczególnie. Przede wszystkim dlatego, że dotyczył Piotra Stołypina, tytuł zaś miał maskować zamiar biograficzny. Bohater rozprawy był niewątpliwie najwybitniejszym politykiem Rosji tej doby, ba, nawet mężem stanu, którego odpowiednika na przestrzeni dziejów próżno szukać; znajdziemy zaledwie jednego równej skali – Piotra Wielkiego. Jego wielkość zaczęli ostatnio dostrzegać sami Rosjanie, ceniąc go zarówno za srogość wobec wrogów państwa, wszelkiej maści terrorystów, lewaków i obcoplemieńców, jak i wizję odbudowy i gruntownej modernizacji kraju. Formuła, jaką głosił – „najpierw uspokojenie, potem reformy” – była zaiste prorocza. Kilkadziesiąt lat temu, gdy komputery dopiero wchodziły w użycie, grupa amerykańskich historyków gospodarczych dokonała na jakimś odpowiedniku naszej Odry symulacji następującej sytuacji: co byłoby z Rosją, gdyby nie wybuchła I wojna światowa. Efekty były zadziwiająco zgodne z intuicją Stołypina. Z wszechstronnej symulacji wszelkich możliwych wskaźników ekonomicznych, tempa wzrostu i możliwości rozwoju (zasoby surowcowe, siła robocza, stopień koncentracji kapitału itd.) okazało się bez żadnych wątpliwości, że imperium Romanowów stałoby się pierwszą potęgą gospodarczą świata około roku 1930, dystansując Stany Zjednoczone7.

Profesor nie wdawał się co prawda w rozważania alternatywne, ale bardzo wysoko oceniał realne dokonania Stołypina, przede wszystkim rewolucyjną, w sensie skutków, i ewolucyjną, jeśli chodzi o metodę, reformę agrarną. Miała ona sprzyjać powstaniu na wsi rosyjskiej, stanowiącej wciąż potencjalną bazę dla nowego Pugaczowa, warstwy zamożnych, świadomych politycznie chłopów, ostoi wszelkiego ładu i porządku (bolszewicy określali ich potem mianem kułaków).

Omawiając politykę Stołypina, mniej miejsca Bazylow poświęcił jego koncepcjom rozwiązania problemów narodowościowych Rosji. Może dlatego, że zdołał zrealizować je tylko wycinkowo i to pod wpływem okoliczności, wprowadzając samorządy lokalne – tzw. ziemstwa w guberniach zachodnich, czyli na obszarze oderwanym od Rzeczypospolitej w trzech rozbiorach, na którym dominowała wciąż, pomimo podejmowanych po roku 1831 i 1864 usilnych działań rusyfikacyjnych, cywilizacja i kultura polska8.

Trzeba obiektywnie przyznać, że premier dobrze znał Polaków z czasów swej działalności w Kownie i w Grodnie i słusznie – biorąc pod uwagę interes rosyjski – cenił ich, obawiając się zarazem wpływów, jakie mogli wywierać. Warto przy tym zauważyć, że nacjonalistyczny zwrot w polityce stołypinowskiej nastąpił dopiero po rozwiązaniu II Dumy Państwowej, gdy polscy posłowie, którymi jako prezes Koła Polskiego kierował Roman Dmowski, odrzucili propozycję wsparcia rządu i stworzenia koalicji większościowej9.

Bazylow szczegółowo omawia okoliczności zabójstwa Stołypina. Wbrew różnym teoriom odrzuca w swej książce koncepcję spisku, zwłaszcza dokonanego rękami tajnej policji politycznej, którą to wersję propagowało wielu niedouczonych zazwyczaj badaczy sowieckich. Chłodna argumentacja – premier, o czym powszechnie wiedziano w kręgach władzy, był w przededniu dymisji – wydaje się przekonywająca, a jakichkolwiek śladów materialnych potwierdzających zbrodnie „ochronki” (profesor nienawidził tego neologizmu wywodzącego się z bolszewickiej nowomowy) – po prostu brak.

Ostatnie lata... ukazały się po raz pierwszy w roku 1972. Prawie 40 lat to dla monografii z zakresu historii nowoczesnej wiek doprawdy sędziwy. Czy zatem książka zachowała jeszcze aktualność?! O dziwo tak. W Nowej Rosji ani za Jelcyna, ani za Putina, pomimo fascynacji osobą Stołypina i wprowadzenia go do panteonu narodowych bohaterów, nie podjęto bardziej rzetelnych badań ani nad jego osobą, ani biografią, ratując sprawę reedycjami emigracyjnych wspomnień jego córki Marii i bliskiego współpracownika Aleksandra Zieńkowskiego10. Wiele oryginalnych szczegółów, w tym także rozszerzających zakres informacji podanych w Ostatnich latach..., zawierają pamiętniki syna Piotra – Arkadija Stołypina, opublikowane pośmiertnie z kolei przez jego syna – Dmitrija – w roku 199611. Wśród tych detali, znajdziemy choćby taki: w chwili, gdy w teatrze kijowskim ugodziły premiera zbrodnicze kule Bogrowa, zajęty był lornetowaniem pięknej hrabiny Rzewuskiej, oczywiście Polki. Polska i Polacy byli zatem swego rodzaju fatum tego wielkiego Rosjanina.

*Tekst opublikowany pierwotnie jako: Przedmowa, [w:] L. Bazylow, Ostatnie lata Rosji carskiej, Warszawa 2008, s. VII-XI.

1Historia Rosji, Wrocław 1969; Historia Rosji, t. I-II, Warszawa 1983; Dzieje Rosji 1801–1917, Warszawa 1971.

2Historia powszechna 1492–1648, Warszawa 1991 [wyd. pośmiertne] i Historia powszechna 1889–1918. Niestety, środkowy tom trylogii, obejmujący dzieje XVIII w., który profesor na krótko przed śmiercią oddał niezidentyfikowanej maszynistce, bezpowrotnie zaginął.

3Bazylow kierował się przy tym własną hierarchią literacką: bardzo wysoko klasyfikował np. Karola Maya, pisarską sławę nieco przecież przebrzmiałą, i to nie za popularne westerny, ale za mniej znane powieści podróżnicze. Wielce cenił sobie także literaturę kryminalną.

4S. Kieniewicz, Polacy w Petersburgu, Wrocław 1984.

5Tak też kończyła się jego jednotomowa Historia Rosji. Na prośbę wydawcy w jej ostatnim, czwartym wydaniu (Wrocław 2005), uzupełniłem tekst o część dotyczącą dziejów ZSRS oraz dokonałem wielu poprawek, uzupełnień i skrótów, bazując na notatkach z archiwum profesora.

6Dwa pozostałe to: Polityka wewnętrzna caratu i ruchy społeczne w Rosji na początku XX wieku (1966) i Obalenie caratu (1976).

7Na temat tego, co zdarzyłoby się w takiej sytuacji, napisałem esej Rosja naszą ojczyzną. Co byłoby, gdyby w roku 1911 nie zginął Piotr Stołypin, [w:] P. Wieczorkiewicz, M. Urbański, A. Ekiert, Dylematy historii. Nos Kleopatry, czyli co by było, gdyby..., Warszawa 2004, s. 172–176.

8Por. P. Wieczorkiewicz, Stołypin, Polacy i ziemstwa zachodnie, [w:] Słowiańszczyzna i dzieje powszechne. Studia ofiarowane Profesorowi Ludwikowi Bazylowowi w siedemdziesiątą rocznicę Jego urodzin, Warszawa 1985, s. 125–153.

9Szerzej na ten temat w moim tekście (wspólnie z Andrzejem Szwarcem): Uwagi o taktyce przedstawicielstwa polskiego w II Dumie Państwowej, [w:] Unifikacja za wszelką cenę. Sprawy polskie w polityce rosyjskiej na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 2002, s. 171–187.

10M.P. Bok, Wspominania o mojom otce, P.A. Stołypinie, Nju Jork 1953; A. W Zieńkowskij, Prawda o Stołypinie, Nju Jork 1956.

11Wydanie polskie. A. Stołypin, przy współpracy D. Stołypina, Cesarstwo i wygnanie. Przed i po roku 1917. Pamiętniki, Warszawa 1998.