Stefan Nowak
Urodzony 2 I 1925 w Warszawie. Studia na UW (1946–1951). Pracownik Katedry Socjologii UW (1949), doktorat (1958), habilitacja (1962), profesor (1971). Kierownik Zespołu Studiów nad Metodami Badań Socjologicznych, a następnie Zakładu Metodologii Badań Socjologicznych IS UW (1963). Visiting professor na Columbia University i University of Chicago w USA oraz na uniwersytetach skandynawskich.
Socjolog, studia nad podstawami społeczeństwa polskiego, metodologią nauk i badań społecznych oraz psychologii społecznej; prekursor badań ankietowych w polskiej socjologii.
Członek PAN (1989). Pracownik Zakładu Teorii Kultury i Przemian Społecznych PAN. Konsultant w OBOP.
Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Socjologicznego (1976–1983). Członek International Sociological Association, American Academy of Arts and Sciences w Bostonie (1983), British Academy (1985).
Redaktor naczelny „The Polish Sociological Bulletin” (1967–1975).
Zmarł 6 IX 1989 w Warszawie.
Studia z metodologii nauk społecznych, Warszawa 1965; Teorie postaw (red.), Warszawa 1973; Understanding and Prediction. Essays in the Methodology of Social and Behavioral Theories, 1976; Metodologia badań społecznych, Warszawa 1985; Ciągłość i zmiana tradycji kulturowej (red.), Warszawa 1989.
A. Sułek, Stefan Nowak (1925–1989), „Rocznik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego” 1989, nr 52.
Stefan Nowak to z pewnością jeden z najwybitniejszych polskich socjologów drugiej połowy XX wieku. Wybitny uczony, człowiek nauki, ale zarazem głęboko zaangażowany w życie społeczne i wyraźnie dostrzegający powinności nauki i uczonych – powinności wobec ludzi i wobec prawdy, którego cechowało obywatelskie poczucie odpowiedzialności za losy świata. Moje wspomnienia o Stefanie Nowaku, wielkim profesorze, są bardzo osobiste. Cieszyłbym się, gdyby pamięć o jego zasługach i czysto akademickich dokonaniach nie była jedyną pamięcią o tym wielkim człowieku.
Stefan Nowak miał, z całą pewnością, ogromny wpływ na losy socjologii w Polsce po 1956 roku, gdy po likwidacji w 1949 roku reaktywowano ją jako dyscyplinę naukową. Po Październiku ‘56 socjologia odżyła, od razu ukazując to, co było wcześniej kompletnie nieobecne w całkowicie zideologizowanym, partyjnym obrazie polskiego społeczeństwa. Nowak, włączając się w empiryczny i demaskatorski wobec partyjnego kłamstwa nurt, stworzył podstawy nowoczesnej metodologii socjologii, a nawet – szerzej – nauk społecznych, opierających się na badaniach empirycznych. Był w Polsce twórcą nowoczesnych badań ankietowych, zwanych teraz sondażowymi, i jego niezwykłym dziełem było badanie postaw studentów Warszawy, przeprowadzone po październikowym przewrocie. Ankieta, wówczas przeprowadzona, była ze wszech miar nowatorska, także w dosłownym, technicznym sensie: dzięki wysiłkowi badacza sprowadzono nawet bullowskie sortery, które można było jeszcze oglądać, a nawet jeszcze na nich liczyć w latach 70.
Już z tego widać, że zaangażowanie Stefana Nowaka i jego rozumienie moralnej odpowiedzialności uczonego było czymś wyraźnie odmiennym od służby ideologii; jakiejkolwiek ideologii, co koniecznie trzeba podkreślić. Tym bardziej, iż po wojnie zapewne był człowiekiem przekonanym o słuszności idei socjalistycznych, a także zaangażowanym w młodzieżowy ruch socjalistyczny, OM TUR. Współpracował wówczas, chociaż krótko, z Janem Strzeleckim, który jednak uczestnicząc w partyjnym życiu PPS, został potem członkiem PZPR. Nowak wycofał się bardzo szybko ze Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej. Jestem przekonany, iż ideologiczno-partyjny konformizm był dla niego moralnie nie do zniesienia, a ograniczenia poznawcze „ideologicznych okularów” – całkowicie mu obce.
Dlatego też w ponurym czasie zawieszenia zajęć uniwersyteckiej socjologii interesował się Boską Komedią Dantego, a potem, gdy socjologia po 1956 roku powróciła tryumfalnie jako dyscyplina naukowa i uniwersytecka, zajął się zagadnieniami metodologii. Refleksja nad metodologią badania społecznego stała się centrum dociekań i działań Nowaka. Na tym też polegał jego wielki wpływ na naukowe poznawanie świata społecznego: metodologia badań socjologicznych, zwłaszcza ankietowych, propagowana przez uczonego, została obowiązującym standardem akademickim, który znacząco ograniczył czysto ideologiczny język i partyjne wpływy w nauce, przynajmniej w jej badawczej aktywności. Wymogi warsztatowej rzetelności w socjologicznej empirii stały się znaczącym przeciwdziałaniem ideologicznej, pseudo-naukowej samowoli. To jedna z wielkich zasług Stefana Nowaka, która od razu lokuje go wśród uczonych, których życie i życiowa postawa tworzą wzór naukowca i sposobu uprawiania nauki.
Rzecz jasna, zwycięstwo naukowej rzetelności – w formie empirycznej metodologii socjologii – byłoby niemożliwe bez szczególnego, społecznego działania. Polskie Towarzystwo Socjologiczne, w którym badacz z grupą swych kolegów-sojuszników miał ogromne wpływy, stało się towarzystwem naukowym socjologów, dzięki któremu standard rzetelnej metodologii – w najgłębszy sposób przeciwstawny ideologii – mógł się stać standardem całej dziedziny. Widać tu, jak bardzo troska o prawdę naukową, akademicką, nie może się obyć bez działania w sferze społecznej.
W Polsce współczesnej powraca na nowo pytanie o rolę Uniwersytetu i o to, czym ma być nauka oraz uniwersyteckie nauczanie. Sposób, w jaki żył i działał Stefan Nowak sugeruje pewien kierunek odpowiedzi na to pytanie. Będąc całkowicie przekonany o szczególnych zasadach poznania naukowego, zarazem najgłębiej reprezentował naukę, która jako wehikuł i orędownik prawdy, musi stać po stronie ludzkich wartości. Psychologia społeczna, którą interesował się i uprawiał naukowo, była często inspiracją realnej, w dzisiejszym języku można powiedzieć psychoterapeutycznej pomocy, udzielanej wielu osobom, które znalazły się w życiowych tarapatach.
Dzięki postawie otwartości i przekonaniu o niezależności ideologicznej nauki pomógł utrzymać wiele osób przy badaniach realizowanych na Uniwersytecie po 1975 roku. To okres, który był następnym po 1968, ważnym rokiem „czystki” w dziejach Uniwersytetu Warszawskiego i nauki polskiej. Wówczas to, po słynnym liście protestacyjnym przeciwko wpisaniu do Konstytucji PRL zapisu nie tylko o „przewodniej roli Partii”, lecz także o podporządkowaniu Polski ZSRR, wyrzucono z Uniwersytetu wielu pracowników naukowych, w tym także grupę uczniów Stefana Nowaka. Dzięki jego staraniom mogli przetrwać, nie wyrzekając się nauki, aż do momentu, kiedy w 1980 roku, dzięki powstałemu NSZZ Solidarność, powrócili całkiem legalnie na Uniwersytet. Takie wsparcie nie było praktyką powszechną wśród ówczesnych profesorów, bez względu na to, jak dalece czuli się niezależni od wpływów panującej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. To zaangażowanie w pomoc innym naukowcom i ogromna zawodowa solidarność ukazuje Stefana Nowaka jako człowieka, dla którego i nauka, i Uniwersytet, zobowiązywały do moralnej postawy wobec ludzi i świata.
Jaki można więc naszkicować intelektualny portret Stefana Nowaka? Jakie problemy i zagadnienia socjologii i społeczeństwa frapowały go i zajmowały? Jak się realizowała w praktyce ta szczególna – i to via metodologia! – socjologia zaangażowana, socjologia rozumiejąca? Tak właśnie chciałbym ją nazwać – socjologią rozumiejącą, pomimo oddania się socjologa pozytywistycznemu modelowi uprawiania nauki; modelowi, w który wierzył jako w jedyny i właściwy, niedający możliwości wtargnięcia ideologii w obręb nauki1.
Warto dostrzec wkład profesora Stefana Nowaka i jego naukowej socjologii w dzieło wolności. Był to wkład dwojaki: ściśle naukowy, ale też społeczny. W latach 60. i 70., uczony był swoistą „instytucją naukową”. Wspomniałem o jego roli w Polskim Towarzystwie Socjologicznym, jednym z tych, nielicznych, które nieustannie były na „partyjnym indeksie”. Ale chodzi również o jego rolę, jaką odgrywał na Uniwersytecie, na którym był zarówno ostoją naukowej rzetelności, jak i także swobody myślenia i prowadzenia badań. Podstawą tej postawy naukowej było zawsze przywiązanie do ideałów wolności i demokracji, najgłębsza niechęć do uznania narzucanych reguł ideologicznych, pętających myślenie. Był symbolem odwagi myślenia i mówienia prawdy o świecie, nigdy nie można było mu zarzucić konformizmu wobec partii, państwa czy ich ideologii, jak wielu, bardzo wielu uczonym, skądinąd dla nauki i potem dla wolności zasłużonym. Warte podkreślenia jest także to, że opanował niezwyczajną umiejętność układania się z władzą, z systemem partii – państwa, nigdy nie tracąc pozycji niezależnego aktora. Do dziś myślę z wielkim podziwem o tej postawie i umiejętności Stefana Nowaka. Dla obserwatorów to zawsze był znak odwagi, nawet wtedy, gdy jako buńczuczni młodością jego uczniowie chcielibyśmy bardziej stanowczych działań. Okazywało się, że w większości wypadków to jego taktyka była słuszna.
W moim odczuciu prof. Nowak zawsze był „liberałem”, który całą swoją postawą prezentował zasady niezależności i samodzielności człowieka, prawa jednostki do własnych przekonań i sądów oraz do wyboru tego, co uznaje się za wartościowe i słuszne. Cenił ideał człowieka nieskłonnego do podległości, niezależnego i samodzielnego. A ta liberalna postawa była konsekwentna, bo prowadziła do zdecydowanej niechęci do narzucania swego zdania innym oraz oznaczała otwarcie na rozmowę, na debatę, na dyskusję na rzeczowe argumenty. Ta życiowa liberalna postawa doskonale współgrała z naukowym działaniem: wszak debata i dyskusja leżą u podstaw nauki. W dyskusji Stefan Nowak był niedościgniony i jego talent wymyślania argumentów na poparcie czasem nawet ryzykownych tez – nie miał równego sobie. Teoretyczne myślenie było zawsze starciem racji i argumentów. Wiązało się z tym także przekonanie, że trzeba brać odpowiedzialność za swe czyny i konsekwentnie człowiek powinien przede wszystkim liczyć na siebie, na własne wysiłki i własną pracę.
Prowadziliśmy z profesorem i częścią kolegów z naszej „gromadki” namiętne dyskusje na temat nauki i niedostatków pozytywistycznego jej modelu. Jako uczony metodolog nasz mistrz był zwolennikiem modelu nauki ścisłej, badającej świat społeczny „jak rzeczy”, nauki odwołującej się do ścisłych pomiarów i obliczeń, a więc nauki, która miała być niezaangażowana w aktualne oceny w życiu społecznym. Jeśli jednak spojrzeć z perspektywy czasu na jego dzieło i na działania w nauce – uderza ich specyficznie zaangażowany charakter. Nieprzypadkowe w jego podręczniku metodologii są znaczące typologie uczonych, z których jedni są skłonni do drobiazgowego trzymania się stwierdzonych wyników, a inni – z większym temperamentem – starają się uogólniać swe dane2. W jego tekstach przejawia się w całej pełni pragnienie dyskutowania i przekonywania do tez, które sam formułuje.
W jego tekstach publicystycznych czy też przeznaczonych dla szerszej publiczności widać to najbardziej. Uczony używa wiedzy empirycznej, wiedzy zgromadzonej w rzetelnych badaniach, do tego, aby przekonać czytelników do... ano, właśnie, do czego? Najpierw zawsze do znaczenia prawdy, nawet tej cząstkowej prawdy o postawach i poglądach ludzi, jaką dają socjologiczne badania. Lepiej wiedzieć naprawdę, co myśli i odczuwa społeczeństwo, żeby móc nim rządzić sprawnie i rozumnie.
Podobnie przekonuje profesor „zwykłych ludzi”, iż mają prawo i myśleć, i czuć, i działać zgodnie ze swymi przemyśleniami i wartościami – starać się nawet w ograniczonych warunkach chcieć „coś robić”: „Sądzimy, że należy indywidualnie i zbiorowo przeciwstawić się poczuciu, iż «nic zrobić nie można». To, że ktoś czuje się sfrustrowany blokadą swych prywatnych czy publicznych dążeń, może tłumaczyć wiele jego zachowań [...], ale nie musi ich usprawiedliwiać”3. Perswazja, zawarta w pracach Stefana Nowaka zawsze była wezwaniem do czynnej postawy: przekonywaniem, że nawet w tych „wiemy, jak trudnych warunkach” człowiek, zarówno jako jednostka, jak i członek społecznej wspólnoty nie powinien popadać w marazm, wycofywać się z życiowej aktywności.
Ciekawe, że nawet w tekstach metodologicznych często występuje ten element perswazji – w tym wypadku zachęty do czynnej, krytycznej analizy poznawczej omawianego zagadnienia, czy też dotychczasowej praktyki badawczej. Zastanawiające jest to, że „prawdziwa nauka”, która wedle filozofii pozytywistycznej miała być oderwana od wartości, w tym przypadku wartościom służyła. Nawet jako wyrafinowana niekiedy refleksja metodologiczna, niejako zmuszała czytelnika do aktywnej postawy. Najwyraźniej, dla Stefana Nowaka rozumienie nauki było w praktyce bardziej zgodne ze znacznie starszą tradycją filozoficzną niż deklarowany przezeń pozytywizm: nauka była szukaniem prawdy, ale zarazem i stanowieniem dobra. Naukowe obliczenia i publikowane tabelki z wynikami badań zawsze służyły do przekonania o czymś ważnym czytelników jego tekstów.
Wspomniałem wcześniej o socjalistycznej proweniencji społecznych przekonań profesora. Jego niezgoda na straszliwą ideologię i na totalitarny system, wszakże posługujący się socjalistycznymi sloganami, realizowała się w swoistym przedsięwzięciu naukowym. Polegało ono – tak jak w przypadku nowoczesnej empirycznej metodologii – na umiejętnym kwestionowaniu systemu przekonań, uzasadniających rządy monopartii. Nowak toczył swoistą, własną walkę, pojęciową „grę z systemem”, a także z oficjalnym, ideologicznym i politycznym sensem słowa „socjalizm”. Nieprzypadkowo badanie studentów Warszawy – pierwszy nowoczesny sondaż po 1956 roku w Polsce – skupiało się na społecznych postawach i znalezieniu odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób rozumiano sens słowa „socjalizm”. Badanie pozwolono przeprowadzić, ale jego wyniki – poza fragmentami, opublikowanymi wówczas w prasie i czasopismach – nigdy nie zostały w czasach PRL upowszechnione. Nie bez kozery, bo chociaż wyniki profesor referował przedstawicielom najwyższych władz, to skupiał się, paradoksalnie, na pożądanym społecznie modelu „socjalizmu” – a to właśnie okazało się szczególnie niecenzuralne. Od wyznaczania sensu słowa „socjalizm” była wszak partia i jej szefostwo...
Trudno dzisiaj odtworzyć socjalistyczne przekonania Nowaka, bo nie można pominąć jego „gry z systemem” i oficjalnym językiem PRL-u. Była to wszak ważna sprawa i istotny aspekt wszelkiej wówczas dyskusji, jeśli wypowiadający się chcieli być wysłuchani przez władzę. Gdyby więc odtworzyć Nowaka „grę z systemem”, to, po pierwsze, kierował się chęcią przekonania partyjnych władców Polski, że nie powinni traktować ludzi jak wrogów, bo większość z nich akceptuje ogólne hasła socjalizmu. Mniej oczywiste było to, że niekoniecznie chodziło o socjalizm w wydaniu sowieckim, zaadaptowany do warunków polskich. Dlatego o tym, że studenci Warszawy najczęściej opowiadali się za socjalizmem „jak w Szwecji”, tego w artykułach, które opublikował w „Nowej Kulturze”, czy „Przeglądzie Kulturalnym” nie przeczytamy; chodziło o to, aby w ogóle móc opublikować te artykuły (zresztą pisane ze współpracownicami: Zofią Józefowicz i Anną Pawełczyńską).
Profesor Stefan Nowak w swoich tekstach o polskim społeczeństwie zdaje się być w głębokiej zgodzie z obrazem, jaki tworzył na podstawie wyników swych badań. Zachodziła swego rodzaju zbieżność między tym, co wydawało się znaczące w wynikach empirycznych badań, a głębszymi przekonaniami autora. Zwłaszcza, jeśli chodzi o kwestę socjalizmu. Składałaby się nań zasada sprawiedliwości, pewien stopień regulacji i kontroli gospodarki przez państwo, ale już nie egalitaryzm. Co najwyżej – „umiarkowany egalitaryzm”, jak to przedstawiał uczony we wnioskach z różnych badań, który nie negując zróżnicowania dochodów ze względu na wykształcenie, prestiż pełnionej roli, odpowiedzialność za wykonywaną pracę, nie zgadza się zarazem na nadmierną rozpiętość dochodów i warunków życia obywateli. Szczególnie często powtarza się w rozważaniach Nowaka zasada równości szans, przy jednoczesnym łagodzeniu przez państwo nierówności i konfliktów społecznych. Ciekawe jest zagadnienie gospodarki: wydaje się, że autorowi badań podobało się to, że znacząca część ankietowanych Polaków (np. robotników Warszawy w połowie lat 80.) chciała zachować państwową własność najważniejszych gałęzi przemysłu ciężkiego (jak to się mówiło w języku „realnego socjalizmu”), a resztę gospodarki oddać w prywatne ręce. We wszystkich wnioskach z badań chodziło o to, aby sens „socjalizmu” z ideologicznego słownika władzy poszerzyć, wzbogacić o treści, które ze zdogmatyzowanymi założeniami ideologii marksizmu-leninizmu mniej lub bardziej się kłóciły, a na ogół traktowane były przez przedstawicieli władzy z dużą nieufnością. Najogólniej chodziło o to, aby pojęcie socjalizmu zbliżyć do tego politycznego sensu, jaki miało ono w demokratycznym świecie, czyli – w praktyce – uznanie demokracji i chronionych przez nią swobód obywatelskich za właściwy ustrój państwowy.
„Socjalizm z ludzką twarzą” – hasło polskiego Października ‘56 – oznaczało socjalizm bez dyktatury i przemocy, co jak wiadomo okazało się postulatem zbyt trudnym dla państwa, zanurzonego w sowieckim systemie. Ale wysiłek, aby dyktaturę i wszechobecną kontrolę nad obywatelami ograniczyć, to był zasadniczy kierunek społecznych i intelektualnych wysiłków polskiej inteligencji, zresztą na tyle silny, na tyle poważnie wypełniający codzienność i odświętność, że prowadził do zaskakująco dobrych efektów. Nowak z całą pewnością był na pierwszej linii boju o to, aby „ucywilizować” totalitarny koszmar PRL-u. Czynił to również za pomocą naukowych argumentów: starał się przekazać rządzącym – i tym na samej górze, i może jeszcze bardziej tym na średnich szczeblach – że opłaca im się, dla skuteczności władania i efektywności zarządzania, w tym także gospodarczego, poluźnić, albo zgoła zdjąć pęta z ludzi, stworzyć choćby ograniczone możliwości spontanicznego, twórczego działania.
W tym miejscu wypada powrócić do „liberalizmu” Nowaka. W zaskakujący sposób łączył się ten liberalizm z przekonaniami – nazwijmy to tak – demokratycznego socjalizmu. Ta dziwna „zbitka” przekonań ideologicznych była, zapewne, efektem zakochania się profesora w Ameryce. Nie ulega wątpliwości, że ogromna część jego przekonań społecznych dałaby się łatwo pogodzić z przekonaniami amerykańskich demokratów. W tym sensie można pogodzić „socjalizm” z „liberalizmem”: wszak demokraci amerykańscy wyznają idee, które często określa się mianem „amerykańskiego socjalizmu”. To, co niezwykle ważne dla tych przekonań, to głęboki anty-kolektywizm, odróżniający znacząco Amerykę od Europy. Ludzie, jednostki, konkretne osoby są podstawowymi elementami, budującymi społeczeństwo. Aktywność indywidualna, chęć podjęcia działania i wzięcia odpowiedzialności przez jednostki za świat, w którym żyją, jest niezbędnym warunkiem społecznego działania. Zaakcentowanie odpowiedzialności człowieka za jego losy, konieczność aktywnej postawy, samodzielność i brak roszczeń wobec innych i wobec państwa – tworzyły rodzaj prawdziwie „liberalnej postawy” samego Nowaka.
Moi koledzy, Mirosława Grabowska i Antoni Sułek, komentując dorobek Nowaka, wskazywali, że nadmiernie lekceważył on wszystko, co było „ponad – jednostkowe”4. Sądzę, że chodziło właśnie o liberalną wizję społeczeństwa: jego „struktury” nie są osobnymi bytami, lecz stanowią efekt ludzkich działań, a to, co „społeczne” da się wyjaśnić jako efekt cech jednostek i sieci stworzonych przez nie stosunków, zależności, interakcji. Sens zasad, reguł, norm – w tym także moralnych – zawarty jest koniec końców w ludzkich sercach i umysłach, stąd też badanie postaw i przekonań ludzi stało się dla Nowaka podstawową zasadą naukowego badania świata.
Naukowość tego „indywidualizmu” wynikała i była uzasadniona stanowiskiem metodologicznym Stefana Nowaka. Nie były to przekonania ideologiczne, bo przecież ideologii obawiał się najbardziej ze wszystkiego. Niechęć do uznawania realności bytów ponad jednostkowych w ogromnym stopniu brała się z niechęci do ideologii, zamykającej świat w jednoznacznych, uporządkowanych normach i mówiącej o bytach, kierujących się „swoimi prawami”, jak choćby marksistowskie „prawa historii”. Wszakże w refleksji metodologii nauk społecznych od lat 30. aż – bodaj – do 60. niezwykle ważny był spór między – jak to się określało – indywidualizmem a kolektywizmem metodologicznym. Jedni twierdzili, że to jednostki są podstawowymi elementami społeczeństwa, drudzy zakładali ontologiczne, a przynajmniej – jak to formułowano – epistemologiczne istnienie „całości społecznych”, których własności są nieredukowalne do cech ludzi oraz ich wzajemnych relacji. Anty-indywidualiści uważali, że pojawiają się „cechy emergentne”, których w żaden sposób nie można sprowadzić do poziomu cech indywidualnych ani też – do relacji między jednostkami. W tym naukowym sporze Stefan Nowak na pewno był po stronie „indywidualistów”, a przed zarzutami chciałbym go bronić: Stefan Nowak zawsze uwzględniał, przynajmniej teoretycznie, element relacji i sieci zależności między ludźmi jako coś, co obok cech indywidualnych jednostek pozwala na efektywne wyjaśnienie zjawisk społecznych, także tych „makro”. Nie znosi to faktu, że z całą pewnością Nowak należał do naukowego obozu indywidualistów metodologicznych. Poświadcza to również jego metodologiczna koncepcja redukcyjnych wyjaśnień w teorii socjologii. Trudno czynić mu jednak z tego zarzut, zwłaszcza uwzględniając kontekst polski, czy raczej – kontekst totalitarnego komunizmu, zakładający kolektywizm, ograniczający nie tylko indywidualną ekspresję człowieka, ale czyniący jednostkę – w pełni społecznym, historycznym wytworem.
Obrona niezależności jednostki jest także jednym z głównych powodów, dla których Stefan Nowak jak lew bronił swego prawa do bycia agnostykiem, jak to określał w czasie naszych burzliwych dyskusji w ponurych latach stanu wojennego. Wtedy, gdy całe młodsze pokolenie inteligencji uznało wartość religii i ceniło życie kościelne, nie zawsze jak wiadomo tylko religijne, ale też społeczne i kulturalne, trudno było nie toczyć takich debat. Bez względu na wyrozumiałość i chęć zrozumienia tego nowego, nawróconego na wiarę nastawienia inteligencji nie chciał sam uznać żadnej zwierzchności nad myśleniem, nad umysłem, nawet zwierzchności Pana Boga samego. W dyskusjach z nami, młodszymi, nawet dostrzegając coraz bardziej znaczenie religii, bronił swego prawa do tego, by pozostać przy pytaniu o istnienie Boga i na nie odpowiadać nie inaczej, jak „nie wiem”. Było to też zapewne związane z tradycją socjalistyczną, obecną w mentalności Nowaka.
Od początku, od swych wielkich badań nad studentami Warszawy, aż po jeden z ostatnich artykułów, odnosił się do religii; sprawa religijności odgrywała znaczącą rolę w jego rozważaniach i analizach społecznych. Trudno się oprzeć refleksji, że jest tu podobnie jak w kwestii socjalizmu: obraz społeczeństwa, jaki odczytuje badacz, ulokowany jest w sieci jego bardzo osobistych przekonań. Jedną z pierwszych i najważniejszych konstatacji była teza o względnej niezależności przekonań religijnych od poglądów społeczno-politycznych Polaków. Tak to się profesorowi kształtowało w jego wynikach badań nad studentami Warszawy i wagę tej tezy podkreślał także w 1987 roku5, gdy pisał tekst na potrzeby raportu o stanie społeczeństwa polskiego, przygotowanego nieoficjalnie przez naukowców, w „podziemiu”, jak to się wtedy mówiło. Teza ta, co prawda, została zmodyfikowana, ale Nowak nie chciał do końca uznać tego, co dla większości socjologów było oczywiste w latach 80.: Kościół katolicki stał się aktywnym uczestnikiem życia społecznego i kulturalnego, wyrazicielem postaw, poglądów, aspiracji ogromnej części Polaków, w tym także przekonań religijnych i religijnych wartości. Wiara i typ religijności, wówczas w kościele obecny i przez Kościół wyrażany, stanowił istotne umocnienie wielu zasadniczych przekonań społeczno-politycznych, takich choćby jak godnościowy charakter praw człowieka i obywatela. We wspomnianym tekście z 1987 roku bardzo dobrze widać chęć zróżnicowania postaw społecznych; twierdzeniom, przyznającym pozytywną rolę kościołowi (i religijności) zaraz towarzyszą stwierdzenia, iż są obecne wśród Polaków również i inne postawy. O procentowych przykładach nie ma jednak mowy, bo przecież, w praktyce, były one bardzo nikłe.
Tutaj perswazyjność Stefana Nowaka służyła raczej wyrażeniu przezeń obaw, związanych z tak całkowitą i bezdyskusyjną akceptacją Kościoła oraz powszechnością deklaracji religijnych. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że kryjące się za tym obawy nie były bezpodstawne, ale obraz, którego wówczas uczony bronił, nie całkiem przystawał do rzeczywistości polskich postaw.
Religijnych identyfikacji i Kościoła jako punktu identyfikacji Polaków nie ma również w najbardziej znanym w Polsce i na świecie obrazie polskiej mentalności, jaki stworzył Stefan Nowak (Polaków portret własny, w bardziej naukowej wersji: System wartości społeczeństwa polskiego, także publikowany po angielsku Values and attitudes of Polish people). Obraz ten mówił o „próżni społecznej”, powstającej między więziami i identyfikacjami Polaków na najniższym, rodzinno-przyjacielskim poziomie, a mocnymi, emocjonalnymi identyfikacjami na poziomie narodu. Nieobecne były więzi i zatem system współdziałania, który socjologie nazywają więziami i instytucjami „średniego zasięgu”. W tej diagnozie kryła się troska, a także dochodził do głosu – jak sądzę – raczej liberalizm niż socjalizm Stefana Nowaka. Właśnie liberalna wizja społeczeństwa przypisuje szczególne znaczenie rozbudowanej strefie organizacji społecznych, stowarzyszeń, o mniejszym i szerszym zasięgu instytucji pośredniczących między postawami i interesami jednostek i rodzin, a poziomem narodowym i – tym samym – państwowym.
W tym wyobrażeniu Nowaka, stworzonym w końcu lat 70., praktycznie brak było więzi religijnych i identyfikacji z Kościołem. A przecież wówczas znaczenie tej instytucji jako wyraziciela postaw, wartości i aspiracji społecznych rosło i coraz bardziej było oczywiste także dla badaczy społeczeństwa. Stefan jakby obawiał się przypisać Kościołowi katolickiemu i – ogólnie – religijności Polaków istotne znaczenie w procesie dążenia do wolności i demokracji. Jakby wolał wciąż pamiętać o wynikach badań nad studentami z 1958 roku, które istotnie dawały dowód, że „Kościół i religia nie były wówczas postrzegane w kategoriach politycznych czy społeczno-ustrojowych”6.
Kryły się za takim stosunkiem do Kościoła i religijności obawy uczonego, by wiara nie stała się orężem politycznym i nie służyła do spętania swobody myślenia. W tekście z 1987 roku Stefan Nowak szczególnie mocno akcentował te wyniki badań z przeszłości, które dowodziły tolerancji Polaków wobec przekonań religijnych i światopoglądowych. Przypominał zarazem dane, które pokazywały, że znacząca część niewierzących nie była marksistami, nie należała więc wcale do przeciwstawnego katolickiej religijności obozu ideowego. Nie każdy niewierzący to zarazem wróg religii. Gdy zaś konkludował, zgodnie z wynikami wszelkich badań z lat 80. nad postawami i wartościami Polaków, że stosunek do religii przestał być – jak to było po Październiku ‘56 – sprawą „prywatnej filozofii Polaków”, to zarazem znajdował wszelkie dane, które miały pokazać, że: „Kościół nie jest w Polsce «instytucją integrującą wierzących w zwartą grupę społeczną». Jest on raczej postrzegany jako instytucja zaspokajająca osobiste potrzeby katolików. Nie jest natomiast – podkreślam – grupą”7. Trudno oprzeć się konstatacji, że na powstanie takiego obrazu świata społecznego miały wpływ wartości i postawy uczonego: nade wszystko dochodziła tu do głosu obawa przed takim zjednoczeniem katolików w zwartą grupę, która zagrozić mogła podstawowym swobodom obywatelskim i ludzkim. Można to odczytać jako jeszcze jeden znak „liberalizmu” Stefana Nowaka. A z perspektywy czasu trudno tamtych obaw uczonego nie uznać za całkowicie uzasadnione. Spojrzenie interpretacyjne – by tak rzec – profesora wybiegało bowiem poza bieżący, aktualny horyzont. Raz stwierdzone zależności, które tak starannie i drobiazgowo opisywał w swych metodologicznych rozważaniach, miał na uwadze także wtedy, gdy obecne zmienne układały się w nieco inne „wiązki”.
Powraca zatem jak bumerang problem prawdy naukowej i pytanie o to, jak dalece socjologiczne badanie i opis jego rezultatów może i powinien być oddzielony od wszelkich wartości. Metodologia Stefana Nowaka zakładała to w bardzo silnym stopniu. Wszak neopozytywistyczny model nauki był na pewno niezwykle ważnym aspektem nie tylko jego metodologii socjologii, ale przeżywanym przezeń sensem nauki i naukowości. Lektura jego dzieła wskazuje jednak na coś istotnie odmiennego od tego modelu w jego naukowym obrazie świata.
Zwłaszcza wtedy, kiedy Stefan Nowak jako naukowiec konstruuje obraz świata społecznego, kiedy wyciąga wnioski z pomiarów i tabelek, kiedy pragnie mówić ludziom o ich wspólnym życiu coś ważnego, wtedy zdaje się zdecydowanie wykraczać poza głoszony model naukowości. Najwyraźniej w jego przypadku widać, że wnioski i uogólnienia, które niosą znaczące przesłanie o świecie nie mogą nie być zakorzenione w świecie wartości. „Czysta empiria” wcale nie przemawia do nas, o ile to, co z bezstronnej obserwacji wynika, nie jest odniesione do społecznych, czy kulturowych standardów oceniania i rozumienia świata. Nowak nienawidził ideologii i bał się religii jako możliwego, bezwzględnego regulatora poglądów i ludzkich przekonań, zabierającego niezależność myślenia i swobodę badania rzeczywistości. Ale dlatego też jego obraz ludzkich postaw, wartości i dążeń był i jest tak znaczący. Sam zresztą pisał w swym podręczniku metodologii, iż badacze różnią się w sposobie interpretacji danych: jedni wolą poprzestać na suchej analizie, inni, o większym temperamencie badawczym, chcą formułować dalekosiężne uogólnienia. Autor tych słów z całą pewnością kierował się wspaniałym badawczym temperamentem, ale przez to wizja „nauki bez wartości” całkiem nie pasuje do dzieła, które pozostawił.
Dzięki temu uogólniające interpretacje całkiem szczególnego okresu w życiu polskiego społeczeństwa i formułowane przez Nowaka tezy pozostają dalej inspirujące. Ot, choćby teza o braku powiązań ponad rodzinno-przyjacielskich nabrała na nowo znaczenia w Polsce niepodległej i demokratycznej, której obywatele wciąż mają niechęć do tego, by się stowarzyszać i zawiązywać formalne organizacje. Tezę tę wcześniej krytykowałem, bo – jeśli byłaby prawdziwa – to bardzo trudno byłoby wyjaśnić i opisać socjologicznie powstanie NSZZ „Solidarność”. Podkreślam fakt, że ruch społeczny „Solidarności” powstał i rozwinął się wokół budowania organizacji związkowych, które w całej rozciągłości były właśnie owymi wypełniającymi „próżnię społeczną” instytucjami „średniego zasięgu”, pośredniczącymi między poziomem jednostek i rodzin a państwem i narodem. Obraz Nowaka nie tylko nie zawierał więzi kościelnych, ale też w ogóle ignorował poziom identyfikacji i także nieformalnego grupowania się ludzi w ich miejscach pracy. Ale gdyby nie było pośredniczących więzi między grupkami rodzinno-przyjacielskimi, to jak mógł zawiązać się wielomilionowy Związek Zawodowy w tak zawrotnym tempie?
To ujęcie jednak i dziś może być inspirujące. Być może to, co on sam nazwał „najniższym poziomem” organizacji więzi i identyfikacji ludzi wcale nie jest takie płaskie, ale kręgi rodzinno-przyjacielskie i koleżeńsko-rodzinne rozrastają się w złożone, znacznie „wyższe” więzi lokalne, terytorialne i środowiskowe. Wyraziłem kiedyś tezę, że „próżnię społeczną” Nowaka wypełniały takie twory, jak choćby silne więzi pokoleniowe, które niekiedy obejmowały znaczne obszary kraju i wiele lokalnych kręgów. Nie były to kręgi sformalizowane, ale żyjące podobnymi wartościami – by użyć ulubionego pojęcia Nowaka – i dążące do wspólnych celów, a przede wszystkim – chętne do współpracy ze sobą. Być może do diagnozy uczonego warto wrócić, dodając do niej zupełnie nowy aspekt, tym razem całkiem odbiegający od liberalnych oczekiwań socjologicznych: społeczeństwo może rozwijać więzi i wspólnotę działania oraz realizować różne swoje cele i aspiracje wcale nie tworząc formalnych organizacji. Pozostając na poziomie nieformalnych powiązań, ludzie mogą skutecznie działać dla osiągnięcia różnych celów, czy to lokalnych, czy związanych z grupą zawodową, czy to w inaczej jeszcze wyodrębnionych, ponadjednostkowych i ponadrodzinnych kręgach. I nie oznacza to popadania w nepotyzm czy klientelizm.
Z obrazem społeczeństwa, przywiązanego do „socjalizmu” w ogóle trudno się w tej chwili zgodzić, bez względu na to, jak – być może – był to prawdziwy obraz dla studentów Warszawy w końcu lat 50. i w latach 60. Stefan Nowak nie zauważył jednak tych momentów, które stanowiły także symboliczne punkty zwrotne w oddalaniu się Polaków od socjalizmu. Tutaj nasuwa się ciekawa obserwacja Antoniego Sułka: profesor był nieobecny w Polsce i nie mógł osobiście doświadczyć kilku niezwykle ważnych wydarzeń. Mimo głębokiego związku z ideami Października 1956 roku, wtedy, gdy odbył się choćby słynny wiec na placu Defilad w Warszawie, podczas którego między innymi domagano się uwolnienia kardynała Wyszyńskiego, dając akceptację Gomułce – był za granicą. Podobnie i wtedy, gdy wiec studentów Uniwersytetu Warszawskiego 8 marca 1968 roku stał się początkiem antysemickiej nagonki partii-państwa, ale jednocześnie momentem uformowania się pokolenia, które niosło zupełnie nowe idee aktywności społecznej, Nowak był w USA. Powraca tu więc w jeszcze inny sposób zagadnienie metodologii nauki: nie tylko chodzi o to, że badacz, który nie dzieli doświadczeń społecznych może nie dostrzegać wagi pewnych zjawisk i procesów, które – zwłaszcza w takich warunkach jakie były w PRL-u – mogą być ukryte, ale też chodzi o to, że być może narzędzie badawcze, w które tak wierzył Stefan Nowak, nie dostarcza zawsze wystarczająco głębokiej wiedzy o społecznym świecie i ludziach. Metoda ankietowa była bowiem zasadniczą metodą naukowej socjologii i orężem w walce z ideologicznym zakłamaniem. Ale metoda ankietowa – przy całych swych wielkich zaletach – ma też wady, które ograniczają punkt widzenia badacza.
Jeszcze o jednym warto wspomnieć: o wielkim zainteresowaniu i akcentowaniu przez Stefana Nowaka problematyki młodzieży w obrazie świata społecznego Polaków. Najważniejsze badania dotyczyły młodzieży: zarówno badania studenckie, jak i wielki projekt lat 70., czyli badania nad konfliktem pokoleń8. Wiara w siłę i świeżość młodzieżowych postaw i działań nabierała charakteru socjologicznego stereotypu, nic więc dziwnego, że także ruch „Solidarności” interpretował on jako „ruch przede wszystkim młodych”. Ba, wcale nie było to prawdą, bo nie najmłodsi, nie ci, którzy stanowili rdzeń kategorii „młodzieży” byli trzonem Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego. Ale faktem jest, że gdy nastał stan wojenny, tak zbrodniczy wobec społecznych i narodowych dążeń, to najmłodsi Polacy kształtowali kolejne pokolenie, walczące o wolność i swobody obywatelskie.
Gdy obecnie czytamy socjologiczne, nie-metodologiczne teksty profesora, stają się one niespodzianie świadectwem przemian świata, którego częścią był on i cały krąg akademicki. Dla najmłodszych Polaków i także dla młodszego pokolenia socjologów zestawienie jego tekstów może stanowić niezwykle ciekawe świadectwo czasów PRL. Jeśli na przykład porównywamy artykuły, zebrane przez Antoniego Sułka w cytowanym tomie (O Polsce i Polakach), albo przeglądamy chronologicznie także inne prace – uderza różnica języka, stopień otwartości wywodów i rozwinięcia myśli między tekstami z końca lat 50. i tymi z lat 80. Brzmi to trochę jak paradoks, bo przecież w ponurych latach 80. mieliśmy do czynienia z koncentracją władzy, z jawną, codzienną represją za „podziemną” i niezależną działalność, także za niezależne myślenie. Mimo to bardzo dobrze widać, zwłaszcza na tle wcześniejszych tekstów, jak swobodny był już wtedy język, jak aluzje i wieloznaczność stwierdzeń zastąpił klarowny wywód i jednoznaczność wyrażanych i sugerowanych wniosków. Dla socjologów to bardzo ciekawe świadectwo, wskazujące jak bardzo zmieniła się PRL między 1958 a 1988 rokiem. Czas PRL, pomimo zachowania podstawowych instytucji, na czele z urzędem cenzury i służbami specjalnymi, nie był wcale czasem jednolitym.
Przemiana języka i sposobu wyrażania myśli, prezentowania wyników badań, wyciąganych wniosków, jakie można zaobserwować w tekstach Nowaka jest znacząca. Pierwsze teksty, opisujące w latach 50. społeczeństwo, mimo całej odwagi głoszenia niezależnych poglądów i pomysłowych zabiegów perswazyjnych, noszą znamiona czegoś, co trzeba nazwać autocenzurą: czuwającą świadomością, towarzyszącą piszącemu, aby poddawać dokładnej kontroli to, co się pisze, aby mogło przejść przez sita instytucjonalnej cenzury. Teksty z lat 80., zarówno te opublikowane, jak i te przygotowane na użytek publiczny, w tym także dla Komitetu Prymasowskiego, kierowanego przez jednego z naukowych przyjaciół Nowaka, a mianowicie prof. Klemensa Szaniawskiego – niemal wcale nie mają tej cechy.
Zmiana języka jest znakiem przemiany postawy piszącego uczonego, a ta dokumentuje ogromną przemianę w społeczeństwie i w państwie. Można to uznać za dowód na to, że generał Jaruzelski mimo wojskowych rządów nie mógł nie skapitulować przed społeczeństwem. Z całą pewnością fakt, że późne, socjologiczne, diagnozujące stan społeczny prace Nowaka napisane są tak jasnym, otwartym, niebazującym na aluzjach i ukrytych znaczeniach językiem – dowodzi także niezwykłej skuteczności jego prywatnej walki o niezależność nauki i sądów, formułowanych przez naukowców. Walki osobistej, jak powiedziałem, ale także walki społecznej, choć nade wszystko prowadzonej w ramach nauki. Naukowe idee i sens uprawiania nauki, jaką chciał, aby była socjologia, były zakorzenione w działaniu naukowców, w społecznym współdziałaniu, takim choćby, jak w Polskim Towarzystwie Socjologicznym. Zajmowanie się nauką, które prowadzi do jakże pożytecznych skutków społecznych i kulturowych, nie może – jakby dowodził przypadek Stefana Nowaka – toczyć się na czysto indywidualnych poletkach. Siła indywidualnych naukowych poszukiwań i osiągnięć zaczyna dochodzić do głosu wtedy, gdy jednostki – uczeni – potrafią ze sobą współpracować, współdziałać. Dla mnie, gdy piszę te słowa, jest rzeczą niezwykle ważną, by tę kwestię podkreślić: Stefan Nowak był jednostką wybitną, niezwykłym człowiekiem i wielkim uczonym, z mocą bronił zawsze i wszędzie praw jednostki i zasadniczego znaczenia indywidualności człowieka. Ale zarazem wykazywał się niezwykłym darem, ale też i pragnieniem, by z szacunkiem dla innych porywać ich do współdziałania w dobrych celach, także poznawczych. Indywidualizm – także „metodologiczny” – Stefana Nowaka był zarazem bardzo prospołeczny: niezależność innych nie zwalnia nas od konieczności współpracy z innymi, przy pełnym poszanowaniu ludzkich, indywidualnych odmienności i odrębności. To niezwykła nauka, także, a może przede wszystkim dla polskich naukowców, zwłaszcza w naukach społecznych obecnie, gdy umiejętność współpracy i współdziałania – przy poszanowaniu odrębności – wydaje się doprawdy bardzo słaba.
Można powiedzieć, że sposób, w jaki wyrażał swoje diagnozy społeczne Stefan Nowak u progu niepodległości, dowodził – raz jeszcze powtórzę – skuteczności metod walki o wolność, o intelektualną i duchową niezależność, jakie sam wprowadzał w życie. Dlatego też mogę zakończyć tę krótką charakterystykę wybitnego socjologa stwierdzeniem, że jego twórczość i jego życiowa aktywność w nauce i w życiu społecznym wpisała się w wielkie dzieło wyzwalania się Polaków. Jego praca była częścią narodowego dążenia do wolności.
1Poniższe rozważania, stanowiące moje osobiste odczytanie dorobku i dziedzictwa Stefana Nowaka, oparte są na tekście, jaki powstał kilka lat temu – z okazji omówienia zbioru jego artykułów, przygotowanego przez Antoniego Sułka dla uczczenia 20. rocznicy śmierci profesora (1989). Por. Stefan Nowak. Odwaga i perswazja, czyli socjologia w czasach ideologicznej opresji, „Kultura i Społeczeństwo” 2009, R. 53, nr 4.
2Podręcznik do metodologii traktowany był przez Stefana Nowaka jako swego rodzaju „dzieło życia”. S. Nowak, Metodologia badań społecznych, Warszawa 1985.
3Te i inne cytaty w tekście odwołują się do publikacji: S. Nowak, O Polsce i Polakach: prace rozproszone 1958–1989, zebr. i oprac. A. Sułek, Warszawa 2009, s. 280.
4M. Grabowska, A. Sułek, Stefan Nowak jako badacz społeczeństwa polskiego, [w:] Stefan Nowak, O Polsce i Polakach, op. cit., pierwodruk w: „Krytyka. Kwartalnik Polityczny” 1991, nr 36.
5Współczesny katolicyzm polski. Spostrzeżenia i hipotezy socjologa, pierwodruk [w:] Religijność polskiego społeczeństwa, red. M. Grabowska, T. Szawiel, Warszawa 1989 (jako druk powielony w 100 egz., wznowienie w serii „Socjologia Niezapomniana”, Wydz. Filozofii i Socjologii UW, Warszawa 2005).
6S. Nowak, O Polsce i Polakach..., op. cit., s. 287.
7Ibidem, s. 300.
8Ten wielki i bardzo interesujący również metodologiczne projekt zapewnił byt młodym socjologom, uczniom Stefana Nowaka, także wtedy, gdy wyrzucono ich z Uniwersytetu – red. Ciągłość i zmiana tradycji kulturowej, red. S. Nowak, Warszawa 1989.