Edward Passendorfer

Urodzony 13 I 1894 w Wadowicach Górnych. Studia, doktorat (1919) i habilitacja (1929) na UJ. Pracownik Państwowego Instytutu Geologicznego (1919–1930) i asystent w Akademii Górniczej (1920–1930). Docent Uniwersytetu Poznańskiego (1930–1932), profesor USB w Wilnie (1936–1939), profesor UMK w Toruniu (1946–1952). Pierwszy dziekan Wydziału Geologii UW (1952–1954), kierownik Katedry Ogólnej i Zakładu Geologii Dynamicznej (do 1964).

Geolog; paleontolog i stratygraf mezozoiku, podejmujący też problematykę czwartorzędu i z zakresu geologii dynamicznej; badacz geologii Tatr, obrzeżenia Gór Świętokrzyskich, Pomorza i Litwy. Popularyzator geologii, organizator edukacji uniwersyteckiej i badań geologicznych w Wilnie, Toruniu i Warszawie.
Członek PAN (1960).
Zmarł 10 VIII 1984 w Warszawie.

Studjum stratygraficzne i paleontologiczne nad kredą serji wierchowej w Tatrach, Warszawa 1930; Studia nad stratygrafią i paleontologią jury wierchowej w Tatrach, Warszawa 1935; Zarys budowy geologicznej Wilna i okolic, „Annales Societatis Geologorum Poloniae” 1946, t. XVI, s. 53–125; Jak powstały Tatry, 7 wydań, Warszawa 1934–1983.

J. Głazek, P. Roniewicz, Edward Passendorfer (1894–1984), „Rocznik Polskiego Towarzystwa Geologicznego” 1984, R. 55, z. 3–4.

MICHAŁ SZULCZEWSKI

EDWARD PASSENDORFER

1894–1984

 

Warszawa i stołeczny uniwersytet znalazły się dopiero na ostatnim etapie drogi życiowej Edwarda Passendorfera. Etap ten okazał się jednak długi, bo zajął ponad jedną trzecią z jego 90-letniego życia. Wypadał on przy tym na czasy szczególne, bo powojenne, kiedy trzeba było dać pierwszeństwo potrzebom wspólnym, pozostawiając swoje własne w ich cieniu.

Osobowość Edwarda Passendorfera i jego indywidualność naukowa kształtowały się jednak na południu Polski, w dawnej Galicji. Urodził się 13 stycznia 1894 roku w Wadowicach Górnych, tych w powiecie mieleckim, studiował w Krakowie, a od początku pracy naukowej myślą i uczuciem związał się z Tatrami.

Był najstarszym spośród pięciorga dzieci urzędnika pocztowego Oskara Passendorfera i Bronisławy z Wachalów. Naukę rozpoczął w Podgórzu, gdzie uczęszczał wpierw od Szkoły Ludowej, a w 1912 roku skończył z odznaczeniem tamtejsze gimnazjum i rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wybrał kierunek geologiczny. Dobra to była szkoła. Znalazł się w kręgu uczniów prof. Władysława Szajnochy, kierownika pierwszej w Polsce katedry geologii, utworzonej w 1886 roku, a wśród ówczesnych wykładowców były takie tuzy, jak krystalograf Stefan Kreutz, mineralog i petrograf Józef Mrozewicz, paleontolog Józef Grzybowski, a z nauk sąsiadujących z geologicznymi – botanik Marian Raciborski, zoolog Michał Siedlecki, chemik Karol Olszewski, czy fizyk Marian Smoluchowski. Po ukończeniu studiów korzystał jeszcze z wykładów i seminariów Jana Nowaka, należącego do młodszej generacji profesora paleontologii, a potem geologii. Miasto było do studiowania geologii wyśmienicie położone, skalne podłoże sięgało aż do śródmieścia i szeroko wyłaniało się pod bokiem, w którą by stronę nie ruszyć, więc łatwo tu było poznawać geologię nie tylko z wykładów i książek, lecz także prosto ze skały.

Zaangażowanie Passendorfera nie ograniczało się jednak do samej geologii. Za wzór mając ojca, działacza Sokoła i Towarzystwa Szkoły Ludowej, wyniósł z domu czynną postawę patriotyczną i panujące wówczas przeświadczenie, że dobro narodu wymaga podniesienia poziomu kulturalnego i świadomości narodowej ludu. W młodości należał do organizacji „Promień”, związanej z PPS i w ramach Uniwersytetu Robotniczego prowadził w latach 1912–1913 wykłady na Grzegórzkach. Jeszcze będąc uczniem, a potem studentem, wygłaszał odczyty i uczestniczył w innych formach działalności Towarzystwa Szkoły Ludowej, pozostającego wówczas pod wpływem narodowych demokratów. Prowadził teatr i bibliotekę w Kobierzynie, a że miał dobre pióro, to jako student I roku wziął udział w konkursie rozpisanym z okazji 50-lecia powstania styczniowego i za pracę o akcji dyplomatycznej w roku 1863 otrzymał pierwszą nagrodę. Wydrukowana jako Historya polityczna powstania narodowego w r. 1863/1834, była też ona pierwszą jego publikacją. Gdy zaś powstawała niepodległa Polska i w 1920 roku przyszło do walki o ustalenie jej zachodniej granicy, włączył się w akcję plebiscytową na Śląsku Opolskim z odczytami o Polsce i o jej historii.

Studia przerwała mu w 1915 roku służba wojskowa w armii austriackiej, z której powrócił na uniwersytet po dwóch latach, dosłużywszy się stopnia feldfebla (pisał tak jeszcze w formularzu po kolejnej wojnie światowej). Jeszcze się wojna całkiem nie skończyła, a już był znowu na uniwersytecie i w Tatrach. Pieczę nad jego edukacją pełnił dalej prof. Szajnocha, ale zasadniczy wpływ na ukierunkowanie jego pracy naukowej miało zetknięcie się z pięć lat starszym od niego Walerym Goetlem, asystentem w Gabinecie Geologicznym UJ. Goetel żył górami: wspinał się w Tatrach, jeździł na nartach i prowadził tam badania geologiczne. Gdy Passendorfer kończył studia, Goetel miał już doktorat Uniwersytetu Wiedeńskiego i osiągnięcia w dziedzinie stratygrafii tatrzańskich serii reglowych, więc wprowadził młodszego kolegę w geologię Tatr i zachęcił, aby się także nią zajął.

Kiedy Passendorfer wybierał tematykę pracy magisterskiej z przebranych już tematów tatrzańskich pozostały – jak sam wspominał – same ochłapki. Na jej przedmiot wybrał skały wieku kredowego z tatrzańskiej serii wierchowej. Przedmiot ten zdawał się do badań niewdzięczny i mało treściwy, bo było tam – jak pisał – „skamieniałości tyle, co kot napłakał, a do tego jeszcze takie «dziady», że rozpacz brała”1. Przypuszczano wówczas, że do kredy należą tylko przykrywające starsze formacje wapienne jednostajne margle, ale ich wiek pozostawał niejasny i sporny, bo nie było go z czego wyprowadzić. Passendorferowi udało się jednak rozpoznanie kredy wierchowej obszernie poszerzyć, najpierw o przeoczane, bo skrywające się w trudniej dostępnych miejscach wapienie leżące u spodu tych margli (piętro albskie), cienkie wprawdzie, ale miejscami z obficie nagromadzonymi w nich skamieniałościami, a potem o jeszcze starszą formację wapienną, o ujawnionej przez niego naturze rafowej, odpowiadającą znanemu z Prowansji i z Alp urgonowi. Wykroiła się z tego nie tylko odkrywcza praca magisterska, lecz także potem jeszcze rozprawa doktorska na zaproponowany mu przez Goetla, a kierowany przez Szajnochę temat Szkic opracowania stratygraficznego kredy Górno-tatrzańskiej. Uzyskany w 1919 roku doktorat filozofii z zakresu geologii i opublikowana dwa lata później rozprawa Kreda serji wierchowej w Tatrach, stanowiąca jego podstawę, efektownie rozpoczęły jego karierę naukową.

Rok uzyskania przez niego doktoratu był szczęśliwy także i dla Polski, bo przyniósł jej wyzwolenie spod zaborów. Powstał od razu Państwowy Instytut Geologiczny (PIG), prof. Mrozewicz objął jego dyrekturę i potrzeba mu było geologów zdolnych do prowadzenia samodzielnych badań geologicznych, prac kartograficznych i poszukiwania surowców mineralnych dla uwolnionego kraju. Znalazł się wśród nich także Passendorfer, który od roku musiał się zadowalać posadą demonstratora w Zakładzie Geologii UJ. Praca w Instytucie zapewniała znacznie lepsze możliwości prowadzenia badań naukowych niż w uczelni, a do tego korzystniejsze warunki materialne, więc posada była atrakcyjna. Główna siedziba Instytutu mieściła się wprawdzie w Warszawie, ale Passendorferowi pozwolono pozostać w Krakowie i stamtąd prowadził badania.

Rok później Walery Goetel otrzymał profesurę geologii i paleontologii w nowo powstałej w Krakowie Akademii Górniczej i zatrudnił u siebie Passendorfera, na stanowisku asystenta w Zakładzie Geologii Ogólnej i Paleontologii (od 1925 roku Zakładzie Geologii Ogólnej). Pozostał tam dziesięć lat, kształcąc górników w podstawach geologii. Zachował także związek z Uniwersytetem Jagiellońskim, bo pracując w Instytucie, można było gromadzić dorobek naukowy, na jego podstawie uzyskać na uczelni veniam legendi i czekać, aż się zwolni katedra uniwersytecka, aby się o nią ubiegać.

Pracując w PIG, Passendorfer dzielił czas między kontynuację badań w Tatrach oraz prace nad mezozoikiem obrzeżenia Gór Świętokrzyskich, podporządkowane opracowywaniu arkuszy Przedbórz i Opoczno mapy geologicznej Polski. Publikował systematycznie, ale głównie w instytutowej manierze krótkich sprawozdań z postępu badań. Zbiorczy obraz wyników badań nad triasem i jurą kartowanych obszarów przedstawił w publikacjach z 1928 i 1939 roku. Opisał także szczególnie wartościowe dla stratygrafii czwartorzędu osady interglacjalne, po odkryciu ich w Bedlnie (1925, 1931), Barkowicach Mokrych i Olszewicach (1930, 1931).

W jego dorobku po doktoracie wyróżnia się jednak przede wszystkim wydane po polsku i po francusku Studjum stratygraficzne i paleontologiczne nad kredą serji wierchowej w Tatrach (1930), poświęcone albskiemu wycinkowi systemu kredowego. Rozprawa ta przyniosła mu także rok wcześniej habilitację z geologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, w następnym roku rozszerzoną o paleontologię. Przedstawiona w tej monografii środkowokredowa fauna amonitowa okazała się najbogatszą w całych Karpatach i miała ponadregionalne znaczenie dla stratygrafii tego piętra.

Jej ukończenie poprzedziła podróż do Szwajcarii i Francji w 1925 roku, wywołana potrzebą porównania własnych skamieniałości z typowym materiałem opisanych wcześniej gatunków. Najpierw udał się do Lozanny. Była to wówczas Mekka polskich geologów, zwłaszcza tatrzańskich, bo wykładał tam prof. Maurice Lugeon, wybitny geolog alpejski i przyjaciel Polaków. Pamiętano, że nigdy nie będąc w Tatrach, na podstawie mapy geologicznej zrewolucjonizował interpretację budowy geologicznej tych gór w stylu tektoniki płaszczowinowej, a potem w terenie błyskotliwie dowiódł swych racji. Aby zapoznać się z wzorcową dla Tatr budową Alp Zachodnich wyprawił się też Passendorfer w góry. Potem pojechał do Genewy i do Grenoble, by oznaczyć swoje ramienionogi. Zakończył podróż w Paryżu, gdzie w Muzeum Historii Naturalnej mógł porównać swoje zbiory z amonitami i belemnitami opisanymi przez Alcide d’Orbigny w pierwszej połowie XIX wieku.

W badaniach tatrzańskich nie poprzestał na kredzie. Nim doszedł do habilitacji znalazł też w serii wiechowej nie mniej obiecujące stanowiska ze skamieniałościami jurajskimi. Zabrał się za nie z nie mniejszą pasją, niż wcześniej za znaleziska kredowe. Był szczupły, średniego wzrostu, wprawdzie nie mocarz, ale sprawny i obyty z górami. Wykuwał w górach amonity całymi dniami, a pod wieczór, o dwóch kijach, zgięty pod plecakiem załadowanym skamieniałościami schodził do Kir ze Świstówki. Znalazł podstawy do wyróżnienia jurajskiego piętra kimerydu (1928), ale najbogatszą i najbardziej wartościową okazała się fauna z cienkiej warstwy środkowojurajskiego piętra baton. Wyniki ogłosił w dwóch częściach opracowania Studia nad stratygrafią i paleontologią jury wierchowej w Tatrach (1935, 1938) i zapowiadało się, że na tym nie poprzestanie.

Zatrudniony był Passendorfer w PIG, póki mu w 1930 roku nie oferowano profesury nadzwyczajnej z katedrą paleontologii na Uniwersytecie Poznańskim. Zwolniła się ona po przejściu prof. Wihelma Friedberga na Uniwersytet Jagielloński, gdzie objął on katedrę paleontologii po prof. Janie Nowaku. Passendorfer był ledwie rok po habilitacji, miał 36 lat, więc jego kariera rysowała się bardzo pomyślnie. Bywało przecież, że na profesurę trzeba było czekać latami. Zdawało się, że dotarł do bezpiecznej przystani i osiądzie tu na stabilnej i godnej pozycji profesora, mając swobodę w prowadzeniu badań i zapewniony godziwy byt materialny. Tymczasem jego sprawy potoczyły się tym razem niefortunnie.

Ówczesna procedura wymagała przeniesienia najpierw veniam legendi z Uniwersytetu Jagiellońskiego na Poznański, co wymagało zgody Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a potem uzyskania nominacji profesorskiej przez to ministerstwo. Pokonawszy pierwszy z tych progów, został Passendorfer w 1930 roku docentem Uniwersytetu Poznańskiego (docentury nie były etatowe), na razie uzyskał tam etat zastępcy kierownika Katedry Paleontologii i zaczął wykładać. Zamieszkał w Poznaniu sam, w kawalerce, a żona z przeprowadzką czekała w Krakowie na pomyślne sfinalizowanie jego starań o profesurę. Tymczasem sprawa się wlekła, a Passendorfer niecierpliwił. Był jeszcze ciągle zatrudniony w PIG i do momentu powołania na stanowisko profesorskie nie musiał z tej pracy rezygnować. Jednakże do Polski dotarł kryzys gospodarczy, w PIG rozpoczynały się cięcia etatów i obawiał się, że straci tam pracę, nim rozstrzygnie się sprawa jego nominacji profesorskiej w Poznaniu. Minister Janusz Jędrzejewicz zabierał się wtedy za gruntowną redukcję katedr na uniwersytetach, więc Passendorfer niepokoił się także, że poznańska Katedra Paleontologii również może ulec likwidacji przez włączenie jej do Katedry Geologii, kierowanej przez prof. Kazimierza Wójcika. A że był popędliwy, to wybrał się do Warszawy z interwencją u wiceministra ks. prof. Bronisława Żongołłowicza.

Rozmowa ta nie wyszła mu na dobre. Była nieprzyjemna i wiceministra nastroiła do niego nieprzychylnie. Passendorfer zagroził rezygnacją z ubiegania się o katedrę i przyczynił się do spełnienia swych najgorszych obaw, bo paleontologię rzeczywiście włączono do Katedry Geologii, podczas gdy jego etat w PIG – jak się okazało – już wcześniej w ramach oszczędności znalazł się wśród dziesięciu zlikwidowanych. Żongołłowicz pewnie się do konfuzji Passendorfera przyczynił, ale głównym jej powodem były redukcje etatów związane z kryzysem gospodarczym oraz polityka ministra Jędrzejewicza wobec uniwersytetów. Trudności te dotknęły również mineraloga i petrografa Kazimierza Smulikowskiego, będącego w podobnej sytuacji na tym samym uniwersytecie, a także Jana Samsonowicza, czekającego na profesurę paleontologii we Lwowie, ale oni ten okres przeczekali i w końcu na katedry ich powołano.

Z końcem roku akademickiego 1931/1932 Passendorfer rozstał się wobec tego z Poznaniem i na trzy lata ze szkolnictwem wyższym. Zatrudnienie znalazł na Górnym Śląsku, od 1933 roku jako nauczyciel w Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym im. Braci Śniadeckich w Siemianowicach Śląskich. Wykładał także w Instytucie Pedagogicznym w Katowicach i kierował tamtejszym Ogniskiem Metodycznym Geografii. Zajęciu nauczycielskiemu oddał się z zapałem, uczył, prowadził wycieczki geologiczne. Wśród uczniów zainteresowanych przez niego geologią znalazł się też Wojciech Grocholski, w dalekiej przyszłości kierownik Katedry Geologii w Poznaniu. Doświadczenia pochodzące z pobytu na Śląsku znalazły wyraz w pierwszych artykułach publicystycznych Passendorfera, dotyczących szkolnictwa i potrzeb geologii Śląska.

Możliwość powrotu do pracy akademickiej zaświtała dopiero, gdy na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie zwolnił się etat kierownika Katedry Geologii, po przejściu z powodu choroby w 1933 roku profesora Bronisława Rydzewskiego w stan spoczynku. Zastąpienie go nie nastąpiło od razu. Katedrę miał już objąć w 1935 roku Jan Samsonowicz, jako profesor zwyczajny, ale wycofał się, gdy oferowano mu takąż profesurę i Zakład Paleontologii na Uniwersytecie Jana Kazimierza w dogodniej dla niego położonym Lwowie. Passendorfer skorzystał z tej możliwości, zadowolił się otrzymaną w 1936 roku profesurą nadzwyczajną i w Wilnie spędził następne dziewięć lat, chociaż tylko trzy pierwsze w polskim Wilnie i na tamtejszym uniwersytecie.

Uniwersytet wileński był jeszcze bardzo młody, bo dawna uczelnia podzieliła los Uniwersytetu Warszawskiego, zamknięta karnie po powstaniu listopadowym. Odtworzono ją dopiero po odzyskaniu niepodległości. Polodowcowy czwartorzęd, ukazujący się w litewskim krajobrazie, skłaniał aby się nim zająć, ale Passendorfer na razie wydawał drukiem opracowania materiału zebranego w latach pracy w PIG.

W 1938 roku zdążył jeszcze raz pojechać do Francji, aby tym razem w muzeach w Lyonie i Paryżu przeprowadzić studia porównawcze jurajskich skamieniałości tatrzańskich. Skorzystał też ze sposobności, by zapoznać się z jurą Prowansji i obejrzeć atrakcje geologiczne w innych rejonach Francji – skaliste wybrzeże Bretanii, zamarłe wulkany Owernii, lodowce spływające z masywu Mont Blanc. Ze szwajcarskiego Zermatt wędrował pod Monte Rosa i Matterhornem, a podczas wycieczek zjazdu Francuskiego Towarzystwa Geologicznego poznał rejony o najbardziej wyrazistej budowie płaszczowinowej w Alpach francuskich. Okazało się potem, że musiało mu tych wrażeń alpejskich wystarczyć na resztę życia.

Ledwie zdążył się w Wilnie zadomowić i urządzić na uniwersytecie, gdy rozpoczęła się wojna i Polska straciła niepodległość. Wilno, wraz z Litwą, przechodziło z rąk do rąk. Przeżył tam władzę litewską, niemiecką i dwukrotnie sowiecką. Polacy wszystkich mieli tu przeciwko sobie: Rosjan, Niemców i Litwinów, na przemian albo zarazem, bo Litwini uczestniczyli w rządach jednych i drugich okupantów.

Najpierw, we wrześniu 1939 roku, Wilno zajęli Sowieci, ale w październiku oddali je Litwie, z początku pozornie niezależnej. Przez pierwsze miesiące panowania litewskiego polski uniwersytet jeszcze funkcjonował, ale wkrótce zaostrzono kurs antypolski i zabrano się za „odpolszczanie” Wilna. Z końcem trymestru, 15 grudnia 1939 roku, polski Uniwersytet Wileński zamknięto. W jego miejsce utworzono uniwersytet litewski, na którym nie zatrudniono żadnego z dotychczasowych polskich profesorów. Dla Passendorfera oznaczało to koniec pracy na uczelni, ale nie akademickiego nauczania. Uczelnię przekształcono w tajny Uniwersytet Stefana Batorego i profesor został wykładowcą geologii na jego Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym. Rozwinięto też szeroko nielegalne szkolnictwo na niższych szczeblach edukacji więc uczestniczył również w nauczaniu na poziomie gimnazjalnym, do czego miał dobre przygotowanie z okresu pracy na Śląsku.

Sowieci, ośmieleni sukcesami Niemiec w wojnie z Francją, w połowie maja 1940 roku dokonali aneksji państw nadbałtyckich, a potem wymusili wcielenie ich do Związku Sowieckiego. 3 sierpnia 1940 roku Litwa stała się Litewską SRR. Passendorferowi nazwisko przerobiono na Passendorferas i jeszcze w lipcu zatrudniono go w charakterze geologa w Litewskim Komitecie Energetycznym, zamienionym później w Litewski Urząd Geologiczny. Komitet zajmował się poszukiwaniem surowców mineralnych dla potrzeb przemysłowych, a jemu przypadło poszukiwanie surowców ceramicznych w czwartorzędzie. Później Urząd Geologiczny polecił mu wykonanie mapy geologicznego Wilna i okolic, co poszerzyło jego zainteresowanie czwartorzędem. Wyniki ówczesnych badań przedstawił w obszernym opracowaniu budowy geologicznej tego obszaru dopiero w 1946 roku, kiedy znalazł się już daleko od Wilna. Tyle miał pożytku z tych lat straconych dla normalnej pracy naukowej.

Porządki sowieckie trwały przez rok i tyle samo zatrudnienie Passendorfera w ich urzędzie, bo w 1941 roku Litwę zajęli Niemcy. Wtedy stracił pracę, po czym zatrudniono go tam ponownie, jako głównego geologa. Tak dotrwał do lata 1944 roku. Po ciężkich walkach 13 lipca Wilno znowu zajęli Sowieci, a front szybko przesunął się na zachód i z Niemcami uciekła współdziałająca z nimi administracja litewska. Nie tracono jeszcze wtedy nadziei na powrót Wilna do Polski. W tym okresie zmagań o Wilno, nim Litwa stała się znowu republiką Sowietów, Passendorfer zorganizował Instytut Geologiczny z polskim personelem i został jego naczelnikiem. Rząd litewski uciekł z Niemcami. Litwini własnej kadry naukowej nie mieli, Rosjanie zajęci byli na razie ważniejszymi dla nich sprawami, więc Instytut przez rok się utrzymał. O środki do życia było wtedy bardzo trudno, więc tak, jak już to czynił, gdy był głównym geologiem w Urzędzie Geologicznym, zatrudniał kogo mógł spośród Polaków, nawet profesorów fizyki Henryka Niewodniczańskiego i Szczepana Szczeniowskiego w administracji. Mało o tym okresie działalności Passendorfera wiadomo, bo za jego życia niebezpiecznie było mówić o tym, co kogo spotkało w Związku Sowieckim, czy przyłączonej do niego Litwie, jeśli komuś trafiło się tam wówczas przebywać. Passendorfer pisał o tym oględnie i wstrzemięźliwie.

Na Litwie ponownie zagarniętej przez Związek Sowiecki polskim profesorom nie pozwolono wrócić na uczelnię. Uniwersytet Stefana Batorego wysiedlono. Wydziały Matematyczno-Przyrodniczy, Humanistyczny i Sztuki skierowano do Torunia. Wyjeżdżali grupami, od kwietnia 1945 roku. Passendorfer wraz z żoną znaleźli się w trzeciej, ostatniej i największej z nich, liczącej około 200 osób. W pociągu, którym 16 VI 1945 roku wyruszyli do Torunia dostał pół wagonu towarowego na załadowanie mebli, ale zamiast mebli udało mu się zabrać zbiory geologiczne i książki z biblioteki zakładowej. Bo książki, kompletowane jeszcze własnym sumptem podczas przedwojennych pobytów w Szwajcarii i we Francji, były najważniejsze.

Gdy Passendorfer przybył do Torunia uniwersytet dopiero zamierzano tam utworzyć, wspomagając się profesurą z utraconego Wilna i Lwowa. Rozpoczęte w lutym starania były na dobrej drodze, więc przywiezieni z Wilna pracownicy Wydziałów od razu przystąpili do organizowania pracy na nowym terenie. Inauguracja pierwszego roku akademickiego odbyła się 5 stycznia 1946 roku, ale zajęcia na Wydziale rozpoczęły się już miesiąc wcześniej.

Równolegle do działań organizacyjnych szły wysiłki o uzyskanie warsztatu niezbędnego do rozpoczęcia nauczania i pracy naukowej. Książki i trochę ubogiego sprzętu do badań terenowych, przywiezione przez Passendorfera z Wilna nie wystarczały, więc musiał się zatroszczyć o wzbogacenie wyposażenia. Księgozbiór rozrastał się z duplikatów darowanych przez biblioteki polskie i zagraniczne oraz wydawnictw zakupionych w antykwariacie w Bonn. Kolekcje petrograficzne do ćwiczeń gromadzono z tego, co uchowało się przed zniszczeniem i grabieżą ze zbiorów niemieckich na Ziemiach Zachodnich i z zakupów. Trzeba było także wyszukać pierwszych asystentów, wprowadzić przedwojenne wzorce edukacji i napisać skrypty do paleontologii i geologii. Uczonego zaprzęgnięto też od razu do prac organizacyjnych. Został prodziekanem Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego, jednego z dwóch od razu utworzonych, a w następnym roku akademickim jego dziekanem.

Kiedy tylko wykroił trochę czasu na pracę naukową zajął się problematyką Pomorza i wrócił do badań tatrzańskich. Jego zamiary ograniczyły jednak kłopoty ze zdrowiem, które miały go już nie opuścić. Gdy latem 1948 roku próbował określić wiek wapieni murańskich, wieńczących szczyty Tatr Bielskich, zaskoczył go atak choroby. W połowie sierpnia, w Kieżmarskiej Chacie wyludnionej z powodu niespodzianej śnieżycy, dostał krwotoku wewnętrznego i zniesiono go na noszach do Matlar. Znalazł się w szpitalu, przeszedł operację, a pięć tygodni później był już na Przysłopie Miętusim.

Ostatnie lata pobytu Passendorfera w Toruniu zmąciła rosnąca presja polityczna na Uniwersytet i ograniczanie swobód akademickich. Jedną po drugiej likwidowano niezależne organizacje studenckie, ale doznawała tego całość życia społecznego. Zlikwidowano bliskie profesorowi elitarne Polskie Towarzystwo Tatrzańskie i Klub Wysokogórski i wcielono je do utworzonego wtedy masowego Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Został wówczas współzałożycielem i przewodniczącym Pomorskiego Klubu Wysokogórskiego PTTK w Toruniu.

Kiedy już się z trudem w Toruniu urządził wezwano go do Warszawy, do wiceministra Henryka Golańskiego. Do rozmów z wiceministrami nie miał Passendorfer szczęścia. Tyle tylko, że przedtem nie dostał tego, czego chciał, a teraz wlepiono mu to, na co nie miał ochoty. Dowiedział się, że przygotowuje się centralizację studiów geologicznych w Polsce i ma przejść ze swoją katedrą na Uniwersytet Warszawski. Passendorfer oświadczył, że ma w Toruniu katedrę, obowiązki, mieszkanie i nie ma zamiaru stamtąd się ruszać. Golański odparł mu na to, że będzie miał to wszystko, ale już nie w Toruniu, tylko w Warszawie, bo w Toruniu geologiczny kierunek kształcenia będzie zlikwidowany.

Nie było rady, musiał się rozstać ze środowiskiem, z którym się zżył w trudnych czasach, porzucić następne miasto, gdzie się zadomowił i znowu zabrać się za organizację kolejnej instytucji. W Warszawie dostał mieszkanie przy ul. Rakowieckiej nr 22, w pobliżu PIG. Na Uniwersytecie Warszawskim nie tylko otrzymał katedrę, lecz także 8 X 1952 roku powołano go na pierwszego dziekana tworzącego się Wydziału Geologii. Pełnił ją tylko przez pierwszą, dwuletnią kadencję – nie dłużej, niż musiał, ale był to okres nadzwyczaj intensywnej i odpowiedzialnej pracy.

Na powołanie go do pełnienia tej funkcji wpłynąć musiała jego sprawność we wcześniejszym organizowaniu placówek naukowych. Był wprawdzie bezpartyjny, ale cała pierwsza generacja profesorów Wydziału Geologii UW także. Znali go jednak pochodzący z Wilna działacze polityczni (Eugenia Krassowska była teraz wiceministrem) z przedwojennego wstawiennictwa za lewicową młodzieżą akademicką. Późniejsze doświadczenia sympatii do komunizmu jednak w nim nie wzbudziły i nigdy jej nie przejawiał.

Objął Katedrę Geologii Ogólnej i od 1954 roku także należący do niej Zakład Geologii Dynamicznej, a z wykładów geologię dynamiczną. Stanowiska profesorskie związane z geologią historyczną i paleontologią, bliższe profilowi jego dorobku i dawniejszej afiliacji uniwersyteckiej, przypadły związanym od dawna z Uniwersytetem Warszawskim i starszym od niego profesorom Romanowi Kozłowskiemu i Janowi Samsonowiczowi. Od tematyki paleontologicznej i stratygraficznej odszedł jednak wcześniej, już za czasów toruńskich, a zwrócił się ku ogólniejszej problematyce geologicznej. Objęcie Zakładu Geologii Dynamicznej być może go w tym utwierdziło. Na użytek formalny określał teraz swoje specjalności, jako geologię dynamiczną i stratygraficzną. Ku badaniom wymagającym bardziej wyspecjalizowanego warsztatu kierował swoich uczniów.

W Warszawie miał też wiele obowiązków poza uczelnią, w Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej, Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego, radach naukowych placówek PAN, Instytutu Geologicznego, Tatrzańskiego Parku Narodowego, w Państwowej Radzie Ochrony Przyrody. Po śmierci prof. Samsonowicza objął w Zakładzie Nauk Geologicznych PAN kierownictwo Pracowni Paleozoiku, przekształconej w Pracownię Paleozoiku i Mezozoiku (1960–1963), a potem w Pracownię Stratygrafii (1963–1972). Przez prawie dwadzieścia lat był redaktorem naczelnym „Acta geologia Polonica”. Za pierwszy swój obowiązek uważał jednak akademicką pracę nauczycielską. W kwietniu brał zwykle dwa tygodnie urlopu i jechał do Zakopanego, ale na środy wracał do Warszawy slipingiem, bo miał wtedy wykład. Na egzaminach budził postrach, ale gromadził wokół siebie zdolnych studentów. Przyciągał ich romantyzm pracy w Tatrach i aura elitarnego Zakładu. Panowała w nim atmosfera autentycznego zainteresowania nauką, wysokich aspiracji, ale też wzajemnego wpływu na siebie i przyjaznego wspierania się w pracy naukowej. W doborze asystentów miał duże wymagania i prowadził naukowe zebrania Zakładu na wysokim poziomie. Wymagał obowiązkowości, intensywnej pracy i ciągłych postępów. Nie ciągnął nikogo do góry za uszy, oczekiwał samodzielności, zresztą przy dużej rozbieżności uprawianej w Zakładzie problematyki trudno by mu było to czynić. Ze swoich uczniów był dumny i na zewnątrz niezłomnie wobec nich lojalny.

Passendorfer kierował Zakładem głównie przez zabranych ze sobą z Torunia plenipotentów, Zdzisława Kotańskiego w sprawach naukowych i Wiesława Barczyka w sprawach administracyjnych. Ale to właśnie z grona jego uczniów i współpracowników wyrósł trzon kadry profesorskiej rozwijającej na Wydziale Geologii UW badania i nauczanie w dziedzinie stratygrafii, paleontologii, sedymentologii, geologii strukturalnej i geotektoniki, czyli poza geologią czwartorzędu w całości dyscyplin geologii podstawowej.

Po przeniesieniu się do Warszawy jego własne badania ograniczyły się do Tatr. Podejmował teraz problematykę związaną z ich rozwojem paleogeograficznym i tektonicznym. Kontynuował studia nad znaczeniem zlepieńca koperszadzkiego i podstawowych zlepieńców eoceńskich, przywiązanych do skrajnych niezgodności w strukturze tego masywu, więc ważnych dla zrozumienia historii górotworu tatrzańskiego. Do Zakopanego jeździł każdego roku, łącząc tam przyjemne z pożytecznym, ale na góry spozierał coraz więcej z dołu. Na końcu pozostał mu eocen, ciągnący się zaraz nad ścieżką pod reglami, więc żeby do niego dotrzeć nie trzeba było nocować po schroniskach.

Pisanie prac ściśle naukowych skończył z początkiem lat 60., kiedy zbliżał się do siedemdziesiątki. Chyba nie miał już zdrowia i energii do pracy terenowej i gromadzenia materiału. Na emeryturę przeszedł w 1964 roku. Publikował jednak wiele i do końca życia. Pozostał po nim dorobek piśmienniczy wyróżniającego się uczonego, a zarazem osoby o humanistycznej wrażliwości, żywym umyśle i temperamencie, czynnego i zaangażowanego, z instynktem społecznym i zacięciem publicystycznym.

Do problematyki upowszechniania geologii powrócił jeszcze w połowie lat 50., ale wtedy toczył uporczywą, lecz bezskuteczną walkę przeciw projektowi likwidacji nauczania geologii w ogólnokształcących szkołach średnich, o szersze jej nauczanie na uniwersytetach i o poprawę warunków muzealnictwa geologicznego. Z czasem coraz więcej miejsca w jego dorobku zajmowała twórczość popularnonaukowa. Działalność popularyzatorską rozpoczął jeszcze przed wojną audycjami o geologii Tatr w krakowskiej rozgłośni Polskiego Radia, a podczas pobytu w Toruniu wygłaszał wykłady otwarte w Towarzystw Wiedzy Powszechnej i we Wszechnicy Radiowej. Tematykę przedwojennych audycji rozwinął w książce Jak powstały Tatry, która spopularyzowała jego nazwisko wśród miłośników tych gór. Cieszyła się ona niesłabnącą poczytnością. Pierwsze jej wydanie ukazało się w 1934 roku, a siódme – ostatnie z kolejno aktualizowanych – zdążył jeszcze zobaczyć pół wieku później, w ostatnim roku swego życia. Wydał też po wojnie sporo książek i broszur wprowadzających w przedmiot i metody geologii, a także zbiory opowiadań Z wędrówek geologa (1951), Na szlakach geologicznych (1953) i Na skalnej drodze (1966, 1980).

Pisał swoje książki, aby zaciekawiać ludzi geologią i przyciągać młodzież, żeby ją chciała studiować. Na przykładzie własnym i moich kolegów mogę zaświadczyć, że były skuteczne. Ale te o Tatrach miały im także poszerzyć skalę doznań czerpanych z obcowania z górami, dopełnić zrozumieniem i wyobraźnią podziwiane ich piękno. Pisał o tym w przedmowie do drugiego wydania Jak powstały Tatry: „Tatry przemawiają do nas całą gamą tonów. Czy będą to sonety Nowickiego, czy nieśmiertelna epopeja Skalnego Podhala Tetmajera, czy Harnasie Szymanowskiego, czy Pieśni Odwieczne Karłowicza, czy zaklęte w skalnych warstwach skamieniałości, które opowiadają dzieje Tatr. A dzieje te to egzotyczna bajka mieniąca się wszystkimi barwami tęczy”2.

Passendorfer pisał jasno i obrazowo, umiejętnie objaśniając zjawiska naukowe przystępnym językiem. Jego książki napisane są ciekawie, z werwą, ubarwione osobistymi przeżyciami i anegdotami. Nie mają wielkich aspiracji literackich, ale są szczere, prostodusznie romantyczne i nastrojowe, w duchu jeszcze młodopolskim. Wypełniają je wędrówki po górach, zaprzeszły świat ujawniany w badaniach naukowych i radość obcowania z piękną przyrodą, wszystko to razem nierozłącznie zespolone. To wszystko, co stanowiło treść jego życia. Gdy dobiegło ono do końca, pochowano go na Powązkach, chociaż pewnie u kresu swojej skalnej drogi chętniej by spoczął na zakopiańskim Pęksowym Brzyzku.

1E. Passendorfer, Na skalnej drodze, wyd. 2, Warszawa 1980, s. 15.

2Za: E. Passendorfer, Przedmowa, [w:] Jak powstały Tatry, wyd. 7, Warszawa 1983, s. 9.