Henryk Paszkiewicz

Urodzony 10 III 1897 w Łodzi. Studia na UW (od 1915), doktorat (1920). Studia uzupełniające na Uniwersytecie Berlińskim (1921). Habilitacja na UW (1928), wykładowca w Katedrze Europy Wschodniej (1928–1939). Profesor UW (1939). Kierownik katedry Historii Średniowiecza w Wolnej Wszechnicy Polskiej w Warszawie, profesor WWP (1934–1939). Od 1948 na emigracji w Wielkiej Brytanii, profesor Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie w Londynie (1948–1969), kierownik Katedry Historii Średniowiecznej.

Historyk mediewista, badacz dziejów Europy Wschodniej, zwłaszcza Litwy i Rusi, oraz stosunków polsko-litewskich i polsko-ruskich.
Członek TNW (1936), PAU (1945).
Współtwórca Polskiego Instytutu Historycznego w Rzymie (1945), Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie oraz Polskiego Towarzystwa Historycznego na Obczyźnie.
Współredaktor periodyków „Antemurale” (Rzym) i „Teki Historyczne” (Londyn).
Zmarł 8 XII 1979 w Londynie.

Polityka ruska Kazimierza Wielkiego, Warszawa 1925; Jagiellonowie a Moskwa, Warszawa 1933; The Origin of Russia, London 1954 (wyd. pol. Początki Rusi, Kraków 1996); The Making of the Russian Nation, London 1963 (wyd. pol. Powstanie narodu ruskiego, Kraków 1998); The Rise of Moscow’s Power, London 1983 (wyd. pol. Wzrost potęgi Moskwy, Kraków 2000).

Paszkiewicz Henryk, [w:] Słownik historyków polskich, Warszawa 1994.

HIERONIM GRALA

HENRYK PASZKIEWICZ

1897–1979

 

Mediewista kompletny

Profesor Henryk Paszkiewicz należał – i bodaj wciąż jeszcze należy! – do najlepiej znanych i najczęściej cytowanych w historiografii światowej polskich badaczy wieków średnich (przede wszystkim za sprawą monumentalnej „trylogii” o dziejach Rusi: The Origin of Russia – 1954, The Making of Russian Nation – 1963, The Rise of Moscow’s Power – 1983, wydanie pośmiertne), a równocześnie – mimo swego ogromnego, ważkiego i niezmiennie intrygującego dorobku – wciąż niedostatecznie jest znany polskiej humanistyce. Konstatacja ta odnosi się również do środowiska warszawskiego, mimo iż tutaj właśnie – na UW – wykształcił się i uformował na seminariach Marcelego Handelsmana i Oskara Haleckiego, tutaj zdobywał pierwsze doświadczenia badawcze i odnosił pierwsze (nie tylko pierwsze!) sukcesy, stąd wreszcie – wierny swym patriotycznym ideałom i poczuciu obywatelskiego obowiązku – wyruszył we wrześniu 1939 roku na wojnę, z której do ojczyzny już nie powrócił, pozostając na emigracji, skąd zresztą jego dorobek nie przestał wywierać wpływu – chociażby przez polemiki i dyskusje – na historiografię ojczystą.

Tego stanu rzeczy nie zmieniła, niestety, wielce pożyteczna inicjatywa PAU, która u schyłku ubiegłego stulecia zdecydowała się przybliżyć rodzimemu czytelnikowi wspomnianą trylogię, wcześniej dostępną jedynie w języku angielskim (odpowiednio: Początki Rusi – 1996; Powstanie narodu ruskiego – 1998, Wzrost potęgi Moskwy – 2000), chociaż pierwotnie napisaną po polsku. Przedsięwzięcie to, podjęte przez PAU gwoli upamiętnienia swego znakomitego członka-korespondenta (1945), a zrealizowane dzięki hojności Fundacji z Brzezia Lanckorońskich, nie spotkało się z odpowiednio szerokim rezonansem w kręgach rodzimej mediewistyki: publikację wspomnianych dzieł potraktowano raczej jako moralne zadośćuczynienie wobec wybitnego badacza emigracyjnego niż jako wprowadzenie do szerokiego odbioru wciąż inspirujących i żywych dzieł klasyka historiografii europejskiej.

Przypomnijmy zatem pokrótce osiągnięcia tego znakomitego przedstawiciela polskiej nauki: wychowanek warszawskiego Gimnazjum im. Mikołaja Reja, po podjętych w 1915 roku studiach na wydziale historyczno-filozoficznym UW, niezwykle szybko doktoryzował się pod kierownictwem Oskara Haleckiego (1920), zdążywszy jeszcze wziąć czynny udział w wojnie polsko-bolszewickiej, w szeregach jednego z warszawskich pułków (ten żołnierski epizod jego biografii oraz wcześniejsze uczestnictwo w Polskiej Organizacji Wojskowej upamiętniały otrzymane w odrodzonej Rzeczpospolitej odznaczenia: Krzyż Legionowy i Medal Niepodległości). Studia uzupełniające odbył na Uniwersytecie Berlińskim (1921), rychło debiutując na forum krajowym monografią Polityka ruska Kazimierza Wielkiego (1925), uznawaną obecnie również za studium klasyczne, wzorowe pod względem warsztatowym, i wyczerpujące pod względem erudycyjnym. Rezonans tej publikacji był na tyle znaczący, że zapewnił autorowi – wówczas nauczycielowi gimnazjalnemu – pełnoprawne uczestnictwo w życiu środowiska akademickiego.

Również w kręgu uczniów Haleckiego, tyleż licznym (w roku akademickim 1930/1931 liczba uczestników tego seminarium przekroczyła 100 osób!), co elitarnym, zajął Paszkiewicz miejsce wybitne: był pierwszym, który otrzymał stopień doktora habilitowanego (1928), wyprzedzając m.in. Władysława Tomkiewicza i Janusza Pajewskiego. Niebawem otrzymał też stanowisko docenta na Katedrze Europy Wschodniej UW (1928), które piastował przez kolejnych 11 lat; długo oczekiwaną profesurę nadzwyczajną otrzymał dopiero w 1939 roku; równolegle kierował katedrą Historii Średniowiecza w Wolnej Wszechnicy Polskiej w Warszawie (1934–1939 – jako profesor WWP). Ważnym wyróżnieniem dla uczonego było wybranie go członkiem-korespondentem Towarzystwa Naukowego Warszawskiego (1936).

Jego niebanalne doświadczenie dydaktyczne (w latach 1921–1929 wykładał w Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego) zaowocowało – adresowanymi do starszej młodzieży – „Dziejami Polski (1924–1925), podręcznikiem oryginalnym i nowoczesnym, bo w czasach dyktatu historiografii narracyjnej obliczonym na samodzielną pracę uczniów z materiałem źródłowym i historiografią.

Równolegle wychodziły jego kolejne znakomite prace naukowe, poczynając od pomniejszych studiów analitycznych, zazwyczaj do dzisiaj zachowujących swą aktualność, przez przegląd źródeł do dziejów Wielkiego Księstwa Litewskiego (Regesta Lithuaniae..., Prace Seminarium Europy Wschodniej UW, Warszawa 1930), aż po dwa obszerne dzieła, które zapewniły mu przepustkę do europejskiej czołówki badaczy późnośredniowiecznej Europy Wschodniej: Jagiellonowie a Moskwa (1933) i O genezie i wartości Krewa (1938).

Miarą autorytetu uczonego pozostaje fakt, iż mimo wielce skomplikowanych wówczas stosunków polsko-litewskich został on zaproszony pod koniec 1938 roku do wygłoszenia serii wykładów na stołecznym Uniwersytecie im. Witolda Wielkiego w Kownie, do czego zresztą nie doszło z powodu nadciągającej wojny. Dodajmy, że pierwsza z wymienionych pozycji była opatrzona podtytułem Litwa a Moskwa w XIII i XIV wieku, a autor w przedmowie zapowiadał, iż jest to „tom pierwszy z trzech przygotowywanych”; niestety, zamysł ten zniweczyła wojna (w tradycji środowiskowej IH UW istniała wersja, iż tom drugi, niemal gotowy, spłonął podczas powstania warszawskiego), chociaż ważkie przesłanki pozwalają sądzić, iż włożony w jego przygotowanie wysiłek nie poszedł całkowicie na marne, stając się zarówno inspiracją do podjęcia na emigracji pracy nad początkami narodu ruskiego, jak i fundamentem dla ostatniego tomu wspomnianej na wstępie trylogii.

Jako oficer rezerwy i czynny uczestnik obrony stolicy we wrześniu 1939 roku trafił Paszkiewicz do niemieckiej niewoli i sześć kolejnych lat spędził w oflagu VII A Murnau, gdzie z pasją zajmował się redagowaniem tajnego biuletynu informacyjnego i rozwijaniem obozowego samokształcenia. Po wyjściu z obozu zrezygnował z powrotu do kraju, udając się początkowo do Włoch, gdzie przez ponad dwa lata sprawował pieczę nad polską młodzieżą z 2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, studiującą na włoskich uczelniach. Równolegle prowadził własne kwerendy w Watykanie oraz uczestniczył – wraz z ks. Walerianem Meysztowiczem, Oskarem Haleckim i Karoliną Lanckorońską – w powołaniu do życia Polskiego Instytutu Historycznego w Rzymie (XI 1945), w przyszłości jednej z najbardziej zasłużonych dla rozwoju polskiej humanistyki instytucji emigracyjnej. Mimo narastających trudności podtrzymywał także kontakty z krajem: w lipcu 1945 roku został wreszcie wybrany członkiem-korespondentem PAU (kandydatura jego była zgłaszana już wcześniej – w 1936 i 1937).

Sytuacja zmieniła się diametralnie w 1948 roku, gdy Paszkiewicz zdecydował się osiąść na stałe w Londynie, stając się jednym z najważniejszych i najaktywniejszych animatorów życia naukowego polskiej emigracji nad Tamizą, m.in. współorganizując Polski Uniwersytet na Obczyźnie – PUNO (objął tam katedrę historii średniowiecznej, którą kierował do 1969), Polskie Towarzystwo Naukowe na Obczyźnie oraz Polskie Towarzystwo Historyczne na Obczyźnie (w 1956 ustąpił zresztą z funkcji jego sekretarza, jak się wydaje udręczony „potępieńczymi swarami” emigracyjnych uczonych); przez wiele lat pełnił również obowiązki wiceprezesa Fundacji Lanckorońskich. Decyzja ta oznaczała automatycznie zerwanie na wiele lat wszelkich kontaktów z krajem.

Będąc uczonym par excellence, nie stronił wszakże od życia publicznego, a jego osobista uczciwość i bezinteresowność oraz takt, na równi z naukowym autorytetem, zapewniły mu w środowisku emigracyjnym szczególną pozycję: zabiegając o stworzenie szerokiego konsensusu między zwaśnionymi stronnictwami prezydent RP na uchodźstwie August Zaleski właśnie jemu powierzył 31 VIII 1950 roku urząd premiera (warto tutaj przytoczyć znamienny fragment listu Zaleskiego: „proszę Pana jako człowieka, którego bezstronny stosunek do wszystkich ugrupowań politycznych jest mi znany, aby podjął się Pan utworzenia rządu”). Niestety, mimo ogromnych wysiłków ze strony Paszkiewicza i przeprowadzonych przezeń szerokich i wyczerpujących konsultacji, misja – uznawana przez badaczy za jedną z najważniejszych w dziejach powojennej emigracji – wobec jej skłócenia, zakończyła się całkowitym fiaskiem, podobnie zresztą jak podjęte rok później analogiczne zabiegi innego znakomitego historyka – Mariana Kukiela.

Nieporównanie większe niż na politycznej niwie sukcesy święcił Paszkiewicz w dziedzinie badań nad początkami państwowości ruskiej, którym poświęcił niemal całą swą aktywność naukową na emigracji, pracując nad nimi dosłownie do ostatniego tchnienia (wedle relacji Lanckorońskiej autor zmarł pół godziny po napisaniu ostatniego zdania w zachowanym – acz nieukończonym – rękopisie Wzrostu potęgi Moskwy).

Szczegółową charakterystykę poglądów uczonego ograniczają same wymiary tego eseju, niemniej warto przynajmniej zaakcentować jego najistotniejsze tezy. Po pierwsze – Paszkiewicz był skłonny mocno ograniczać rolę czynnika słowiańskiego w genezie Rusi, uważając państwo Rurykowiczów w jego początkach za stricte skandynawskie (teoria normańska miała wprawdzie swych zwolenników od schyłku XVIII w., wszelako nigdy wcześniej nie została ona wyłożona tak klarownie i przy użyciu tak rozbudowanej argumentacji, przy tym osiągniętej przez badania interdyscyplinarne). Tym samym uczony kwestionował również pogląd o istnieniu jednolitego „staroruskiego czyli wschodniosłowiańskiego narodu”, hipotetycznego protoplasty Rosjan, Białorusinów i Ukraińców, wskazując na zgoła odmienne doświadczenia ośrodka kijowskiego i Rusi Zaleskiej. Wreszcie, autor przekonywująco wykazał, iż teza o gospodarczych podstawach dominacji Moskwy, opiera się na stosunkowo kruchych podstawach: jego zdaniem rozwój gospodarczy Rusi Zaleskiej stał się następstwem jej politycznego awansu, osiągniętego przy poparciu Mongołów, z czym zresztą korespondowała wnikliwa i wszechstronna krytyka rozpowszechnionego poglądu o słowiańskim charakterze ludności osiadłej nad Górną Wołgą w IX-XI wieku (analiza zjawisk demograficznych i językowych doprowadziła Paszkiewicza do przekonania o jej przeważnie ugrofińskim pochodzeniu), pozwalająca zakwestionować pogląd o rzekomo masowym charakterze ruskiej kolonizacji owych obszarów w wiekach średnich. Niepoślednie znaczenie w wywodach Paszkiewicza miała również kwestia obrządku słowiańskiego: uczony był skłonny dopatrywać się cyrylo-metodiańskich początków chrystianizacji Rusi i Polski Południowej, co zresztą spotkało się z dość powszechną i jak się wydaje w pełni uzasadnioną krytyką specjalistów, w tym – uczonych polskich.

Niezależnie od dyskusyjnego charakteru niemałej części tez Paszkiewicza (a warto dodać, iż wraz z upływem czasu i przyrostem polemicznych emocji niektóre z nich uległy jeszcze wyostrzeniu) wysiłek badawczy i erudycja polskiego uczonego budziły zazwyczaj uzasadniony respekt. Nie darmo jeden z najwnikliwszych recenzentów pierwszej części owej trylogii, znakomity niemiecki historyk Günther Stökl pisał: „Niezależnie od tego, jak wiele tez Paszkiewicza wytrzyma krytykę, długo nie pojawi się inna praca, która wprowadzałaby nas w problematykę średniowiecznej historii wschodniej Europy z większą pasją oraz w oparciu o solidniejszą podstawę wiedzy”1.

Nowe dzieła Paszkiewicza, a zwłaszcza The Origin of Russia, dzięki swym wyrazistym tezom stały się także – niekiedy bodaj wbrew intencjom samego autora – orężem, po który chętnie sięgali przeciwnicy rosyjskiego (czytaj – sowieckiego) imperializmu; nie darmo jego dawny mistrz, niejednokrotnie z uczniem poróżniony, wywodził z satysfakcją „W przeciwieństwie do pierwotnej Rusi Kijowskiej – przeciwieństwie, nad którym po niedawno wydanym podstawowym dziele Henryka Paszkiewicza nie trzeba się już rozwodzić – kolonialna Ruś nadwołżańska nie miała żadnych tradycji wspólnoty kościelnej całego chrześcijaństwa [...], dokąd nawet wpływy Bizancjum tylko z trudem docierały”2.

Dzieło Paszkiewicza, imponujące bogactwem materiałowym i rozległością kwerend (warto podkreślić, iż jego wybornej eksperiencji w zakresie ich najnowszych publikacji nie mogli się nadziwić nawet radzieccy oponenci!), a także nowoczesnością warsztatu, zdumiewającą u badacza, ukształtowanego wszak w dość odległej epoce, a mimo to znakomicie radzącego sobie z materiałem archeologicznym i literackim, ba – z powodzeniem odwołującego się do arsenału lingwistyki i etnografii, mimo swego monumentalnego formatu (przypomnijmy, iż The Origin of Russia liczyło sobie 556 stron, a The Making of the Russian Nation – kolejne 509), spotkało się z niespotykanym rezonansem. Pisane z ogromną pasją i podziwu godną akrybią, a równocześnie – ze zgoła epickim rozmachem, kolejne tomy trylogii budziły ożywioną dyskusję, niepozbawioną zresztą częstokroć elementów tendencyjnej krytyki. Fakt, iż dzieło polskiego uczonego weszło do obrotu naukowego tak szybko, wynikał zarówno z samego języka publikacji, jak i podjętej przezeń problematyki, świat zachodni nie ustawał bowiem w poszukiwaniach klucza do zrozumienia „rosyjskiej zagadki”, ale imponująca liczba recenzji (tylko pierwsza część uzyskała ich bodaj 25!) dowodzi, jak wielką popularnością cieszyły się wówczas w środowisku uczonych prace Paszkiewicza, który nota bene w wyjątkowość historycznego i cywilizacyjnego doświadczenia Rosji mocno powątpiewał.

Niezależnie od polemicznego charakteru niemałej części owych reakcji, godzi się raz jeszcze podkreślić, iż tak wielki rezonans dzieła polskiego mediewisty w skali światowej jest w dziejach naszej historiografii zjawiskiem zgoła bezprecedensowym. Nawiasem mówiąc, z krytyką radził sobie Paszkiewicz znakomicie: styl w jakim rozprawił się z głównymi oponentami ze Wschodu i Zachodu w Początkach narodu rosyjskiego, także dzisiaj pozostaje wybornym wzorem polemicznego pisarstwa.

Wśród krytyków Paszkiewicza nie zabrakło – rzecz jasna oprócz badaczy radzieckich – także polskich uczonych z kraju, wśród których na pierwszym miejscu wymienić należy przede wszystkim Henryka Łowmiańskiego, zgoła odmiennie zapatrującego się na zagadnienie roli Normanów w genezie państw słowiańskich, czemu zresztą dawał już wcześniej wyraz w wielu swych pracach. Nie polscy wszakże ani nawet sowieccy historycy stali się najzagorzalszymi oponentami Paszkiewicza; to czołowi przedstawiciele rosyjskiej i ukraińskiej nauki emigracyjnej okazali się znacznie bardziej nieprzejednani, a mówiąc prawdę – także nieporównanie bardziej dogmatyczni i napastliwi w swych anty-Paszkiewiczowskich wywodach. Na przykład: z niemałym zdumieniem, ale też z niesmakiem, czytamy dzisiaj pełne niechęci i lekceważenia wobec imponującego pod względem erudycyjnym dzieła wybitnego mediewisty zarzuty samego Romana Jakobsona – wprawdzie lingwisty światowego formatu, ale nie historyka („urągowisko”, „zupełnie głupie, czasem groteskowe” itp.), zwłaszcza iż są one pozbawione jakiejkolwiek warstwy argumentacyjnej. Podobnie niewybredne są ataki początkującego wówczas bizantynisty Dimitra Obolensky’ego („pseudohistoryczna mitologia” , „argumenty i wnioski [...] zbyt często dowodzą poważnego braku rozsądku” itd.), traktującego zresztą autora wielu renomowanych książek na tematy ruskie jako „specjalistę od historii Polski” (sic!).

Atakując Paszkiewicza jako „normanistę”, jego emigracyjni oponenci rosyjscy stawali na gruncie oficjalnej historiografii doby Romanowów, a więc mocno już przestarzałej, dostrzegając w jego wywodach niecny polski zamach na raison d’etat Wielkiej Rosji, której czuli się prawdziwymi i jedynymi depozytariuszami. Sekundował im Juryj Szewelow (Shevelov), poważany ukraiński językoznawca i eseista, który ograniczywszy bezceremonialnie kompetencje Paszkiewicza do „wczesnej historii Polski” i lekceważąco oceniwszy Początki Rusi jako „rodzaj dziennikarstwa”, zaordynował polskiemu badaczowi uważną lekturę prac Borysa A. Rybakowa. Mniejsza już nawet o zupełny brak kwalifikacji mediewistycznych u samego krytyka, ale – co nie bez sarkazmu wychwycił zaatakowany – w przywołanym jako wzór dziele radzieckiego uczonego credo jego pracy badawczej wyłożone zostało następująco: „Archeolodzy sowieccy winni kierować się zasadą partyjności i nie dopuszczać obiektywizmu i pojednawczości w stosunku do prac wrogich nam pod względem ideologicznym”3.

Paradoksalnie znacznie więcej umiaru zademonstrowała historiografia sowiecka, oczywiście a priori odrzucając generalne wywody Paszkiewicza jako skażone grzechem „normańskiej teorii”. Niemniej, sam Lew W. Czerepnin akcentował imponującą erudycję polskiego badacza, a Igor P. Szaskolskij – skądinąd istny „młot na normanistów” – podkreślał „kapitalny” charakter Początków Rusi, przeciwstawiając rozległość kompetencji i walory warsztatu jej autora jego. emigracyjnym rosyjskim oponentom (zwłaszcza George’owi Vernadsky’emu).

Na przykładzie opisanej sytuacji widać z jednej strony ogromny rezonans dorobku polskiego badacza, wobec oryginalnych tez nie sposób było nie zająć stanowiska, z drugiej strony ukazuje również pewną schematyczność niekiedy pokutującego u nas przekonania, iż mamy do czynienia z uczonym, którego „w Polsce Ludowej ostro krytykowano, albo starano się zamilczać”, gdyż „historycy emigracyjni byli w kraju w niełaskach, a Henryk Paszkiewicz dzielił ich los w sposób szczególny” (Jerzy Wyrozumski). Zauważmy zatem, iż z poglądami Paszkiewicza dyskutowano, nawet spierano się zaciekle, lecz w polemikach owych – prowadzonych sine ira et studio – przez takich koryfeuszy jak Łowmiański i Tadeusz Lehr-Spławiński, ale także przez czołowych mediewistów nieco młodszej generacji (m.in. Janusz Bieniak i Danuta Borawska), nie sposób doszukać się ataków ad personam, których przecież historiografia PRL nie szczędziła jego mistrzowi – Oskarowi Haleckiemu.

Co więcej, dorobek Paszkiewicza był czytany i dyskutowany w murach uniwersyteckich, i to w ramach zajęć akademickich, o czym piszący te słowa miał okazję wielokrotnie przekonać się na seminariach swych nauczycieli i mistrzów: Andrzeja Poppe, Tadeusza Wasilewskiego i Aleksandra Gieysztora. Zresztą, mówimy tutaj przede wszystkim o publikacjach Paszkiewicza z okresu emigracyjnego, gdyż jego dorobek przedwojenny przywoływany bywał w PRL stosunkowo często, m.in. w pracach Łowmiańskiego, Juliusza Bardacha i Jana Dąbrowskiego. Naturalną barierą bywał natomiast w przypadku twórczości emigracyjnej język owych publikacji i ich ograniczona dostępność.

Wspomniana trylogia, która stanowiła bez wątpienia opus vitae znakomitego historyka, powstawała przez wiele lat, angażując większość jego sił i energii: polemiczna z gruntu, dotykająca niezliczonej ilości wątków szczegółowych, wymagała niezwykłej akrybii i wirtuozerii warsztatowej. Symptomatyczne, iż gdy – wobec tyleż rozległej co zróżnicowanej reakcji światowej mediewistyki na dzieło z 1954 roku – Paszkiewicz uznał za celowe dokonać w kolejnym tomie zestawienia zarzutów i skonstruował swego rodzaju apologię kwestionowanych wywodów (dodajmy, tyleż wyczerpującą co błyskotliwą), to wysiłek ów zajął mu całe siedem lat. Wydane w 1963 roku opus do dzisiaj imponuje rozmachem i wszechstronnością, ale też praca nad nim zminimalizowała aktywność autora na innych polach. Nic zatem dziwnego, że kolejną część, niemłody już przecież uczony, borykający się z codziennymi dolegliwościami emigranckiej egzystencji, pisał przez następne 15 lat i ukończyć nie zdołał.

Niemniej lata emigracyjne to także piękna karta w jego biografii pod względem zasług wobec polskiej nauki na wychodźstwie: aktywny udział w redagowaniu dwóch najważniejszych periodyków: „Antemurale” (Rzym) oraz „Tek Historycznych” (Londyn), wreszcie, współpraca z najważniejszą inicjatywą edytorską i źródłoznawczą tego środowiska – publikacją wielotomowych Elementa ad fontium editiones (Polski Instytut Historyczny w Rzymie); wszystkie te inicjatywy Paszkiewicz wspierał nie tylko swym autorytetem jako członek redakcji i rad redakcyjnych, lecz także aktywnie uczestniczył w ich realizacji, kiedy trzeba – twardo stając w obronie bliskich sobie racji i zasad wydawniczych (polemika z Piotrem Wojtowiczem na łamach na łamach „Tek Historycznych”, 1962–1963).

Mniej wyraziście rysuje się natomiast jego działalność dydaktyczna, mimo piastowania przez wiele lat stanowiska kierownika katedry na londyńskim PUNO, gdzie zresztą przez pewien czas rektorem był jego mistrz – Oskar Halecki. Zapewne dlatego, niezależnie od swych oczywistych zasług i dorobku o światowym znaczeniu, jest on pominięty w oficjalnym ujęciu dziejów uczelni, dostępnym na jej witrynie internetowej, chociaż nie brak tam nazwisk o znacznie mniejszym znaczeniu dla polskiej humanistyki.

Zapewne jest to także następstwem swoistego indywidualizmu Paszkiewicza, który – bodaj najlepiej czując się ze swymi manuskryptami i we własnym gabinecie – unikał udziału w przedsięwzięciach o wymiarze nie tylko naukowym, jak chociażby kolejne Kongresy Nauk Historycznych, które na przestrzeni lat 1950–1965 wielokrotnie stawały się polem zaciekłej konfrontacji między historiografią emigracyjną a nauką marksistowską. Udział Paszkiewicza był zapowiadany przynajmniej dwukrotnie (Paryż 1950, Rzym 1957), ale uczony ostatecznie nie pojawił się na obradach. W pierwszym przypadku uczestniczył pośrednio, przez publikację w przedkongresowym numerze „Tek Historycznych” (była to zresztą swoista zapowiedź mającego niebawem ukazać się pierwszego tomu „trylogii”), w drugim zaś – obszerne omówienie wspomnianego dzieła, autorstwa Leona Koczego, znalazło się w dedykowanym kongresowi tomie „Antemurale”. Powody dystansowania się od kongresów, a zatem także owych ideologicznych batalii, Paszkiewicz wyjaśnił w swym liście do Kukiela (3 V 1957), odrzucając propozycję udziału w kolejnym, XI Kongresie Nauk Historycznych w Sztokholmie (1960): „Nie zamierzam osobiście stykać się i polemizować z Moskalami, ich satelitami lub «wielbicielami» z Zachodu. Pomijam już szereg innych powodów, które mnie wstrzymują od udziału w Kongresie. Nowa moja książka, która – jak się spodziewam – powinna się ukazać pod koniec roku [wyszła 6 lat później – HG], wywoła jeszcze większy szał i wściekłość strony rosyjskiej. Moją więc skromną walkę z Moskalami podjąłem i kontynuuję, ale w takiej formie, która mi odpowiada”. Nietrudno się zresztą domyślić, iż „inne powody” miały konkretny wymiar materialny – udział w kongresie był zapewne imprezą zbyt kosztowną dla emigracyjnego badacza. Jednocześnie, mógł go odstręczać także fakt, iż polskiej delegacji – mimo ogromnych zabiegów – nigdy nie udało się uzyskać statusu oficjalnej delegacji kongresowej. Należy też dodać, że Paszkiewicz odrzucił również zaproszenie do udziału w historiograficznej konferencji emigracyjnych historyków polskich i historyków niemieckich (Londyn 1964).

Pozostały zatem ważne publikacje. W chwili obecnej możliwość obcowania z dorobkiem wielkiego mediewisty w jego ojczyźnie jest nieporównanie większa, przede wszystkim dzięki wspomnianej już inicjatywie PAU; reedycji doczekały się również Polityka ruska Kazimierza Wielkiego (Kraków 2002) oraz Jagiellonowie a Moskwa (2014). Niemniej jednak w kolejce oczekuje jeszcze rozprawa O genezie i wartości Krewa, praca wciąż zachowująca poważne walory naukowe, a przy tym frapująca swą wspaniałą polszczyzną. Wydanie jej w serii „Klasyków Historiografii Warszawskiej”, firmowanej przez IH UW byłoby zatem godnym zadośćuczynieniem pamięci historyka, który jak mało kto rozsławił imię swej Almae matris daleko poza granicami ojczyzny.

1Cyt. za recenzją w JGO, t. III, 1955, 1, s. 22.

2O. Halecki, Wschód europejski, Polska a Rosja, „Wiadomości” 1957, R. 12, nr 39 (600).

3Cyt. za H. Paszkiewicz, Powstanie narodu ruskiego, Kraków 1998, s. 14.