Maria Ossowska
Urodzona 16 I 1896 w Warszawie. Studia na UW, tamże doktorat (1921). Studia na Sorbonie, asystentka na UW, habilitacja (1932), docent (1933), stypendium w Anglii (1933–1935). W czasie okupacji brała udział w tajnym nauczaniu. Profesor UŁ (1945–1948), UW (1948). Kierownik Katedry Historii i Teorii Moralności (1948–1951 i po 1956). W latach 1952–1956 odsunięta od zajęć dydaktycznych. Kierownik Zakładu Historii i Teorii Moralności w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN (1956–1962).
Teoretyk i socjolog moralności; badania dotyczące moralności różnych społeczeństw i panujących w nich systemów etycznych oraz źródeł, struktur i funkcji moralności.
Członek m.in. TNW (1950), Polskiego Towarzystwa Socjologicznego i Międzynarodowego Towarzystwa Socjologicznego.
Zmarła 13 VIII 1974 w Warszawie.
Podstawy nauki o moralności, Warszawa 1947; Motywy postępowania. Z zagadnień psychologii moralności, Warszawa 1949; Moralność mieszczańska, Łódź 1956; Socjologia moralności. Zarys zagadnień, Warszawa 1963; Myśl moralna oświecenia angielskiego, Warszawa 1966; Normy moralne. Próba systematyzacji, Warszawa 1970; Gesellschaft und Moral. Die historische und soziale Bedingtheit sittlichen Grundhaltungen, Düsselldorf 1972; Ethos rycerski i jego odmiany, Warszawa 1973.
E. Nowicka, Maria Ossowska jako antropolog i badacz kultury, „Kultura i Społeczeństwo” 1997, nr 2.
Gdy przyglądamy się dziełu Ossowskiej i jej pracy dydaktycznej, to budzi się refleksja nad niezwykłą ich wielostronnością. Ossowska wyszła od filozofii (Podstawy nauki o moralności, 1974), ale w dojrzałym okresie twórczości była przede wszystkim socjologiem (Moralność mieszczańska, 1956; Socjologia moralności, 1964), historykiem kultury (O pewnych przemianach etyki walki, 1957; Ethos rycerski i jego odmiany, 1973) i historykiem myśli społecznej w zakresie myśli moralnej (Myśl moralna oświecenia angielskiego, 1966). Ponadto większość jej prac nie da się ściśle zmieścić w ustalonych szufladkach tradycyjnych podziałów na dyscypliny nauk humanistycznych; ich autorka stawiała sobie bowiem za cel zgłębianie problemów, które z natury rzeczy mają charakter interdyscyplinarny. Zapewne też wyjściowe przygotowanie humanistyczne badaczki dawało podstawy do rozwoju interdyscyplinarnego sposobu uprawiania nauki o moralności, która z założenia nie miała się ograniczać do spojrzenia z punktu widzenia którejś z ustalonych dyscyplin.
Bezsporne są związki Ossowskiej z filozofią, której to dyscyplinie przypisuje się nadrzędną rolę w zainteresowaniach uczonej. Nie kwestionuje się też jej miejsca w socjologii, ale trzeba pamiętać, że twórczość naukowa oraz działalność dydaktyczna Marii Ossowskiej wniosła poważny wkład również do innych dyscypliną nauk społecznych. Tutaj pragnę się skupić na rzadko dostrzeganym związku z jedną z nich, a mianowicie antropologią kulturową czy społeczną.
Sądzę, że elementy myślenia antropologicznego były ważnym składnikiem stylu uprawiania przez Ossowską nauki o moralności; co więcej, stanowiły zarazem przejaw i czynnik procesu, który nazywam antropologizacją myślenia1 – procesu, którego świadkami jesteśmy do dziś, a który czasem bywa opisywany jako tworzenie się nowej epoki w dziejach kultury europejskiej – postmodernizmu.
Jako autorka kilku wybitnych książek miała Ossowska ogromną siłę oddziaływania na umysły młodzieży studenckiej dzięki pewnym cechom swojego sposobu uprawiania nauki2. Opierając się na dziedzictwie szkoły lwowsko-warszawskiej, przekazywała słuchaczom swoich wykładów oraz uczestnikom seminarium studenckiego i konwersatorium pracowniczego szacunek dla zasady ścisłości i precyzji myślenia. Najbardziej zresztą wymagała tej dyscypliny intelektualnej od samej siebie, co sprawiało, że stawała się dla studentów wzorem osobowym uczonego. Miało to istotny wymiar zwłaszcza w czasach, gdy wiele poważnych umysłów uginało się pod presją ideologii i instytucji monocentrycznego ładu społecznego lat 50., 60., a nawet 70. Również przede wszystkim od siebie wymagała stałej czujności i autokrytycyzmu, polegającego na śledzeniu ewentualnych błędów lub słabości własnej argumentacji. Dążyła zawsze do precyzyjnego sformułowania własnych i cudzych myśli, starając się przełożyć pojęcia innych teorii na zdania o postaci dyskursywnej. Dopiero z tak sformułowanymi poglądami przeciwnika wszczynała dyskusję. Odsyłała zarazem do sfery twórczości pozanaukowej te wszystkie wytwory intelektualne, które nie poddawały się pozytywistycznemu testowi intersubiektywnej komunikowalności i intersubiektywnej sprawdzalności. Ossowska w swoich przedsięwzięciach badawczych słynęła z doskonałości myślenia analitycznego. Filozoficzne zaplecze socjologicznej twórczości Ossowskiej miało na filozofów bodaj jeszcze większy wpływ niż na socjologów stale z nią współpracujących, żeby wspomnieć jej doktoranta, pierwszego po II wojnie światowej wybitnego ucznia, Klemensa Szaniawskiego.
Obecnie spróbuję uporządkować trudno uchwytne elementy klimatu naukowego, który Maria Ossowska stwarzała na swoich zajęciach ze studentami i współpracownikami, a które kształtowały sposób myślenia znamienny dla antropologii. Budowały się wówczas te pola wrażliwości intelektualnej, które po dziesiątkach lat odkrywają w sobie uczestnicy jej seminariów i wykładów.
Dzięki pewnym cechom, niejako formalnym, swojej twórczości i myślenia Ossowska stanowiła doskonały przykład badacza gabinetowego, śledzącego zarazem pilnie najnowsze doniesienia studiów terenowych. Sama nie miała temperamentu badacza terenowego, nie odczuwała potrzeby planowania i organizowania badań empirycznych, choć jej wnikliwa refleksja inspirowała, i do dziś inspiruje, liczne badania empiryczne3 i antropologiczne obserwacje terenowe.
Warto podkreślić także, że seminaria, konwersatoria i wykłady Marii Ossowskiej były w latach 60. miejscem, gdzie – w ocenie jej studentów – zachowała się „prawdziwa”, niezideologizowana, nieprzekupna, nie nasączona do mdłości jedną opcją ideologiczną nauka. Dotyczyło to zwłaszcza pewnych jej dziedzin, zaledwie tolerowanych i nieufnie traktowanych przez ideologicznych kontrolerów nauki. Były to dziś tak bujnie rozwijające się: teoria i socjologia kultury oraz antropologia kulturowa czy społeczna.
W pracy badawczej i dydaktycznej była Maria Ossowska wręcz prekursorem wielu elementów uprawianej dziś antropologii kulturowej i społecznej. Nie jest, jak sądzę, przesadą twierdzenie, iż była w swoich badaniach w gruncie rzeczy antropologiem kultury, zdradzając głębokie zainteresowanie dla odmienności kulturowej, zwłaszcza gdy ta odmienność dotyczyła świata wartości moralnych i norm postępowania. Uczyła w ten sposób swoich słuchaczy i uczniów myślenia antropologicznego. Bliskie jej były absolutnie podstawowe „dogmaty myślowe” antropologii, niepowtarzalny klimat intelektualny tej dyscypliny, a także jej sposób patrzenia na zjawiska kulturowe i ludzkie w ogólności.
Sposób uprawiania przez Marię Ossowską nauki był przeniknięty podstawową dla antropologii formułą kulturowego relatywizmu. Szerokie zaplecze teoretyczne, pogłębione lektury z zakresu antropologii (antropologiczna literatura amerykańska, brytyjska, niemiecka i francuska), jak również studia w Londynie, a w tym zwłaszcza uczestnictwo w słynnym seminarium prowadzonym w London School of Economics przez Bronisława Malinowskiego sprawiło, że odwoływanie się do materiału dotyczącego rozmaitych, nawet bardzo egzotycznych, oddalonych geograficznie i społecznie oraz gospodarczo odmiennych kultur miało u Ossowskiej charakter par excellence antropologiczny. W ten sposób hołdowała ona bezwarunkowo zasadzie kulturowego relatywizmu, traktując wszelkie kultury ludzkie jako całości równorzędne, równoważne, równoprawne, dostarczające w jednakowym stopniu przydatnej wiedzy o człowieku. Miała świadomość, że w praktyce życia codziennego zasady relatywizmu moralnego nie tylko stosować się nie da, ale i nie powinno; relatywizm kulturowy traktowała więc wyłącznie jako dyrektywę badawczą, wymaganą zresztą bezwzględnie. Ossowska dawała swoim studentom i współpracownikom liczne przykłady koniecznych ograniczeń absolutnej tolerancji, niewykonalnej i sprzecznej z normami moralnymi wszelkiej kultury. Co więcej, uznawała tolerancję dotyczącą przekraczania zasadniczych dla naszej kultury norm moralnych za postępowanie i myślenie naganne, tak jak naganna jest każda zgoda na zbrodnię. Te przekonania pozostawały w zupełnej zgodzie ze ścisłym rozróżnianiem postawy badacza i postawy uczestnika – rozróżnieniem tak mocno podkreślanym przed współczesnych antropologów.
Ossowska należała do tego pokolenia badaczy kultury, którzy w zasadzie kulturowego relatywizmu widzieli szansę oderwania myślenia naukowego od wartościowania, uwolnienia wiedzy „czystej” od „zanieczyszczeń” potocznego myślenia. Rozwijające się za jej życia i podczas trwania jej intensywnej aktywności naukowej kierunki filozoficzne kwestionujące możliwość istnienia wiedzy wolnej od wartości odrzucała zupełnie świadomie, optując na rzecz pozytywistycznej wizji nauki, w tym również nauki o kulturze.
Żywiąc głębokie przekonanie o odrębności świata wartości i świata faktów, Ossowska uczyła tak bardzo ważnego, jeżeli nie fundamentalnego dla antropologa, obserwacyjnego, czysto opisowego punktu widzenia – umiejętności zawieszania przez badacza uznawanych i realizowanych w praktycznych działaniach norm moralnych. Umiejętność takiego porzucania wartościowania, czy szerzej – normatywnego punktu widzenia, uznawała za absolutnie niezbędny element procedur intelektualnych prowadzących do poznania naukowego. Ossowska nie wnikała w niuanse sporów o możliwość unikania wartościowania oraz wnikania świata wartości w różne etapy naszego poznania, ale zakładała, że nie można nawet przystąpić do obserwacji obcego świata kulturowego bez przyjęcia postawy bezstronnego obserwatora.
„Socjologia moralności” Ossowskiej była w gruncie rzeczy antropologią moralności, nauką o zmiennych kulturowo normach moralnych i ich realizacjach. Najdalsza była zarazem powszechnemu relatywizmowi moralnemu, kwestionującemu moralne podstawy europejskiego światopoglądu moralnego.
Ossowska zachęcała do sprawdzania wszystkich hipotez natury ogólnej poprzez sięganie do materiału porównawczego, międzykulturowego. Sama traktowała tę procedurę jako absolutnie obowiązującą; w ten sposób realizowała millowską zasadę indukcji, przełożoną na język antropologiczny. Miała pełną świadomość faktu, że w naukach społecznych, podobnie jak w wielu naukach przyrodniczych, indukcja zupełna nie może być całkowicie zrealizowana. Zakładała jednak, że poznanie większego spectrum zmienności kulturowej człowieka pozwala nam głębiej zrozumieć istotę zjawisk kulturowych.
Być może Bronisław Malinowski nauczył młodą adeptkę nauki o człowieku podejrzliwości wobec generalnych stwierdzeń, które nie mają podstaw w wiedzy międzykulturowej, krytykując na przykład Freuda za rozciąganie na całą ludzkość twierdzenia o sposobie działania, podłożu i kulturowych skutkach psychologicznej całości, jaką jest kompleks Edypa. Malinowski stwierdził bowiem na drodze empirycznej, prowadząc badania terenowe nad kulturą obcą, skrajnie odmienną od kultury badacza, że określone zjawiska psychiczne w stosunkach między określonymi krewnymi mogą się pojawić tylko w określonym kontekście przekonaniowo-strukturalnym. Do matrylinearnych społeczeństw, które na Wyspach Trobrianda badał Malinowski, kompleks Edypa nie miał po prostu zastosowania4.
Konieczność weryfikacji hipotez ogólnych w rozumieniu Ossowskiej czyniła niezbędnym odwoływanie się do badania porównawczego, międzykulturowego. Maria Ossowska postępując w tym samym duchu co Malinowski, dążyła do weryfikacji wielkich socjologicznych hipotez przez odwołanie do porównawczych przykładów różnych kultur, tradycji historycznych. Na przykład w Moralności mieszczańskiej poszukiwała potwierdzeń i falsyfikacji tezy Maxa Webera o związku rozwoju gospodarki kapitalistycznej z pojawieniem się elementów etyki purytańskiej, sięgając zarówno do przykładów rozwoju postaw sprzyjających aktywności gospodarczej w różnych krajach europejskiego kręgu kulturowego, jak i do doświadczeń pozaeuropejskich, dotyczących choćby związku rozwoju zaawansowanej gospodarki rynkowej z odpowiednią ideologią w Indiach5.
Ossowska z jednej strony zajmowała się zróżnicowaniem w obrębie europejskiego kręgu kulturowego, a z drugiej zróżnicowaniem odnoszącym się do odmiennych genetycznie kultur czy nawet odrębnych kulturowych kręgów. Do tego pierwszego zróżnicowania odwołuje się najczęściej w Motywach postępowania (1949), w Ethosie rycerskim (1973), a także w Normach moralnych (1971). Poza kulturę europejską sięga znacznie częściej w Moralności mieszczańskiej (1956), a zwłaszcza w Socjologii moralności (1963). Zainteresowanie subtelnościami kulturowych różnic dotyczyło delikatnej materii odmienności kulturowych na poziomie treści moralnych, a więc zjawisk trudno uchwytnych, o których istnieniu możemy jedynie wnioskować już to z wypowiedzi, już to z zachowań ludzi uznających lub realizujących jakieś normy.
Uczona brała pod uwagę sferę różnic w obrębie naszego kręgu kulturowego, wyrażających się w odmiennościach historycznych i geograficznych. Była w pełni świadoma tych zróżnicowań, nie traktowała kultury europejskiej jako jednorodnego monolitu. Obficie też korzystała z doniesień antropologów terenowych na temat zjawisk moralnych w kulturach bardzo odległych zarówno przestrzennie, jak i cywilizacyjnie (żeby przywołać choćby książki Richarda Brandta, Abrahama i May Edelów czy Leo Simmonsa6). Znamienne też jest to, że traktowała dane dotyczące zarówno bliższych, jak i bardziej odległych kultur jednakowo, czyli jako dokładnie tak samo ważne źródło wiedzy o człowieku. Ossowska wydawała się ignorować w ten sposób fakt różnych stopni odmienności czy dystansu między kulturami, a przede wszystkim między kulturą własną badacza a kulturami obcymi przez niego badanymi. Bardzo głęboko była świadoma wielopłaszczyznowości różnic międzykulturowych, widząc je zarówno w sferze zachowań, jak i w o wiele trudniej uchwytnej sferze zjawisk psychicznych. Dziś już antropologowie nie mają wątpliwości, że różnica ta może być mniejsza lub większa i że stwarza ona w każdym przypadku odmienne problemy metodologiczne w procesie poznawczym. Techniki wykorzystane przez badacza też muszą być w różnych sytuacjach odmienne. Na przykład w przypadku kultur mniej odległych historycznie, genetycznie i przestrzennie w większym stopniu może się badacz odwołać do introspekcji niż w przypadku kultur odleglejszych. Oczywiście dystans dzielący kulturę uczonego i kulturę badaną jest trudny do oceny, poddaje się z trudem mierzeniu; nie jest łatwo stwierdzić, czy kulturę, w której jest wychowany polski intelektualista, więcej dzieli od kultury Buriatów niż od kultury Greków. Wrażliwość na problem różnic w postępowaniu badawczym w różnych przypadkach jest zasługą antropologii tych orientacji teoretycznych, których Ossowska w ogóle nie brała pod uwagę.
Maria Ossowska nie stawiała otwarcie pytania o zasięg europejskiego kręgu kulturowego, ale przykłady, do których się odwoływała, wzbudzają pewną refleksję. Zastanowienie budzi, na przykład, czy do kręgu europejskiego zaliczyć możemy kulturę starożytnego Egiptu, czy w tradycji tej mieści się współczesne pisarstwo latynoamerykańskie z Borgesem, Cortazarem czy Carpentierem na czele. Nasuwa się zarazem jeszcze inne pytanie, które idzie w ślad za tym ostatnim: czy bliższe są nam starożytne kultury kręgu śródziemnomorskiego czy też współczesne kultury odległych krajów naszego kulturowego kręgu. Tymi pytaniami Maria Ossowska nie zaprzątała sobie głowy, konsekwentnie i ortodoksyjnie – rzec można – traktując jednakowo wszelkie kultury, wszelkie przejawy ludzkiej kreatywności.
Ossowska z wielkim naciskiem podnosiła także w teorii i praktyce inny problem badania antropologicznego, a mianowicie umiejętność dystansowania się od zjawisk własnej kultury. Osiągnięcie takiej postawy badawczej i takiej umiejętności uznawała za zadanie najbardziej złożone i wymagające wielkiego wysiłku intelektualnego, bo dotyczące zjawisk, które najtrudniej zidentyfikować i nazwać. Tę umiejętność uznawała za pierwszy warunek uprawiania nauki o moralności. Sama zrealizowała ten postulat najpełniej w Normach moralnych, które są książką tak właśnie „od zewnątrz” prezentującą zaskakujące i niedostrzegalne z powodu swej oczywistości elementy naszego myślenia i działania moralnego.
Problem ustalenia zakresu kluczowego dla twórczości Ossowskiej pojęcia moralności, a ściślej zjawisk moralnych, zmuszał indukcyjnie zorientowaną autorkę do sięgania po materiał z różnych kultur obcych. Obcując intelektualnie z odmiennymi kulturami, nie mogła się już – z czego doskonale zdawała sobie sprawę – odwoływać do introspekcji, z wielką skrupulatnością i wnikliwością stosowanej w odniesieniu do zjawisk moralnych i ich pogranicza w obrębie kultury europejskiej. W niektórych kulturach dostrzegała inny zakres zjawisk moralnych – odmienne niż w znanej nam z introspekcji kulturze powiązania zjawisk moralnych, ich przemieszanie na przykład ze zjawiskami estetycznymi. Zauważała, że w jeszcze innych kulturach sfery moralności skonstruowanej według kryteriów europejskich w ogóle nie ma. To obserwacje skłaniały ją do przypuszczenia, że moralność nie jest zjawiskiem uniwersalnym na podobieństwo struktur pokrewieństwa, sfery zjawisk estetycznych czy gospodarczych.
Klemens Szaniawski
Pani Maria była uczoną. Była również damą. Nikt, kto się z nią zetknął, nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.
Uprawianie nauki stanowiło jej zawód – innego nigdy nie znała – ale było też szczęściodajnym wypełnieniem życia. Z perspektywy swych siedemdziesięciu lat tak o tym mówiła: „Praca naukowa stanowiła dla mnie zawsze coś więcej niż zawód; stanowiła potrzebę równie imperatywną i równie elementarną jak głód i pragnienie. Kiedy zamawiałam w bibliotece jakieś książki o atrakcyjnym tytule, nie mogłam się zupełnie doczekać ich podania. Przeżywałam wtedy takie rzeczy, które się zwykle przypisuje komuś, kto na schadzce miłosnej czeka na bardzo sympatycznego partnera”.
Niecierpliwość ujawniająca się w tym wyznaniu była, jak się zdaje, przyczyną zmiany pierwotnych planów. Zamierzała bowiem zostać filozofem przyrody (pod wpływem lektury słynnego dzieła Haeckla) i podjęła w tym celu studia biologiczne. Rychło jednak przekonała się, że aby dotrzeć w biologii do problemów otwartych, trzeba odbyć długą i żmudną drogę, gdy tymczasem w filozofii wszystko jest problemem otwartym. Zmieniła więc dziedzinę. Zajęła się najpierw semantyką ogólną, następnie refleksją teoretyczną nad zjawiskami moralnymi. Przy tej ostatniej pozostała.
Nie piszę tu o twórczości Ossowskiej, pominę więc wyniki jej badań. Ważny jest jednak sposób ich uzyskania, ważny jest styl. Trzeba zatem przypomnieć, że Ossowska sama sobie wymyśliła problematykę, gdy postanowiła badać moralność całościowo i z różnych punktów widzenia, to jest pod względem językowym, psychologicznym, socjologicznym, historycznym. Prekursorzy, na przykład Lévy-Bruhl ze swą science de moeurs, mieli zawsze na myśli jakiś jeden aspekt zjawisk moralnych. Ossowska postulowała wielostronność. Natychmiast też sama zabrała się do wykonywania owego programu.
Miała przy tym poczucie – dla niej bardzo ważne – że uprawia naukę, że głosi twierdzenia sprawdzalne, podlegające publicznej kontroli wedle kryteriów, które obowiązują w etnografii, socjologii, psychologii, semiotyce. Czy etykę w ścisłym sensie tego słowa można tak uprawiać? To się wydawało wątpliwe, najoględniej mówiąc. Dominujący w latach międzywojennych neopozytywizm udzielał odpowiedzi negatywnej, w różnych zresztą wariantach.
Stanowisko Ossowskiej w kwestii granic nauki nie było tak skrajne. Mawiała często, że naukowość jest atrybutem stopniowalnym, przysługującym w jakiejś mierze także dyscyplinom dalekim od wzorca przyrodniczego. Wierzyła jednak, że naczelne założenia etyki nie podlegają uzasadnieniu publicznie przekonywającemu. Argumentować w etyce można tylko do pewnego punktu, poza którym jest już nieprzekraczalna bariera dzieląca ludzi o zasadniczo odmiennych przeświadczeniach moralnych. Odmienność ta nie poddaje się likwidacji za pomocą argumentów wspólnie uznanych za rozstrzygające.
Ossowska zwykła mawiać, że nie podejmuje się wykazać ideowemu esesmanowi, iż jego stanowisko jest niesłuszne. Jej słuchacze – a działo się to w latach wojny, na konspiracyjnym Uniwersytecie Warszawskim – przyjmowali tę deklarację do wiadomości z uczuciem bliskim grozy, tak bardzo się wtedy pragnęło, by oczywistość serca wsparta była oczywistością rozumu. Ossowska rozumiała taką potrzebę, sama ją zresztą odczuwała, nie widziała jednak możliwości jej zaspokojenia bez ulegania złudzeniom. Dlatego uprawiała naukę o moralności, a nie etykę. Na tyle tylko pozwalała jej przyjęta na całe życie główna rola społeczna, rola uczonej.
Intuicje etyczne miała bardzo silne i dawała im wyraz, jak każdy z nas. Jednak nie z katedry uniwersyteckiej. Asceza metodologiczna właściwa epoce, w której tworzyła, wykluczała głoszenie pod firmą nauki twierdzeń nie dających się w pełni uzasadnić. Do takich właśnie należą pouczenia o tym, co dobre, a co złe. Ossowska nie uchylała się oczywiście od innych ról społecznych, wynikających z obowiązku obywatelskiego uczestnictwa w życiu publicznym. Występując w tym charakterze, dawała wyraz swoim przeświadczeniom moralnym, broniła zagrożonych wartości. Czyniła to w formie dyskretnej, chciałoby się rzec: eleganckiej, i tylko wtedy, gdy zabranie głosu uważała za konieczne. Nie mając temperamentu publicystycznego, unikała chwytów perswazyjnych właściwych propagandzie, najchętniej apelowała do ludzi podobnie doznających. Przedstawiając im swój punkt widzenia, rewindykowała sens słów skradzionych przez totalitaryzm, identyfikowała zjawiska, na które nie wolno wyrazić zgody.
Były to jednak wypowiedzi okazjonalne. Nie znajduję w twórczości Ossowskiej próby systematycznego przedstawienia własnych intuicji moralnych. Z jednym, charakterystycznym wyjątkiem. Jest nim broszura pod tytułem Wzór obywatela w ustroju demokratycznym, pisana w latach wojny, wydana w roku 1946. Wylicza się w niej i analizuje pożądane cechy człowieka uczestniczącego na równych z innymi prawach w życiu swojej zbiorowości – od aspiracji perfekcjonistycznych do poczucia humoru. Tekst piękny w swej prostocie i rozumnym umiarze, skłaniający do solidaryzacji z przedstawioną w nim hierarchią wartości. Odosobniony wśród publikacji jego autorki, a już samym wyborem tematu świadczący o jej preferencjach społecznych.
Są oznaki, że w późniejszym okresie ciążyło Ossowskiej przyjęte samoograniczenie. W przedmowie do swej przedostatniej książki (Normy moralne, 1970) pisała: „Podczas gdy w innych pracach akcentowałam wyraźnie, że zajmuję się opisywaniem i wyjaśnianiem zjawisk moralnych, a nie formułowaniem przepisów, w tej książce, choć dominuje w niej całkowicie materiał opisowy, pozwalam sobie wyrażać swobodniej swoje sympatie i antypatie”.
Powściągliwość w wyrażaniu sądów, opatrywanie ich stosownymi zastrzeżeniami, staranne przestrzeganie dystynkcji pojęciowych – to wszystko było w duchu epoki, którą symbolizuje nazwisko Tadeusza Kotarbińskiego, nauczyciela i mistrza Ossowskiej. Ale w stylu jej pisarstwa naukowego znajdowały także wyraz prywatne niejako predylekcje, trwale ją charakteryzujące cechy osobowości: pewien rodzaj elegancji duchowej, odraza do apodyktyczności, upodobanie w wartościach estetycznych.
Maria Ossowska była damą – tak ją kiedyś określił Kazimierz Ajdukiewicz – i można do niej w pełni odnieść słynny wiersz Herberta Potęga smaku, dedykowany innej uczonej tego pokolenia, Izydorze Dąmbskiej. Istotnie, reakcja Ossowskiej na zbrodnie i nonsensy naszych czasów była odrazą równie estetyczną, jak moralną. Tak mówiąc, nie pomniejszam wagi jej oburzenia. Smaku nie należy lekceważyć, ponieważ – jak mówi poeta – są w nim „włókna duszy i chrząstki sumienia”. Wiersz Herberta, jeśli się nim posłużymy jako charakterystyką pani Marii, przylega nawet w drobiazgach. Gdy mowa o „ich retoryce aż nazbyt parcianej”, gdy czytamy: „łańcuchy tautologii, parę pojęć jak cepy”, odżywa w pamięci uśmiech, z jakim pani Maria mówiła: „W tekście Koryfeusza Nauki cztery kolejne akapity zaczynają się od słów «a zatem» i w żadnym przypadku nie zachodzi związek jakiegokolwiek wynikania”.
Miała upodobanie do symetrii w stosunkach międzyludzkich, układy hierarchiczne nie były w jej guście. Rzec można, iż teoretyczne zainteresowanie Ossowskiej demokratycznymi wzorcami współżycia uwarunkowane było jej silnymi preferencjami osobistymi.
Bardzo w tym była brytyjska. Opanowanie wpisane było do jej kodeksu, nawet pośpiech budził pewną dezaprobatę. Ale znowu: może raczej naturalna skłonność znajdowała wyraz w tej postawie niż podporządkowanie się wybranemu stylowi? Może to nade wszystko sprawa wewnętrznego spokoju? Opowiadał kiedyś Stanisław Ossowski, jak go tym spokojem zadziwiła. Wybierała się na półroczne wykłady do Stanów Zjednoczonych i czekała na taksówkę, która ją miała zawieźć na lotnisko. Ponieważ wszystko było już załatwione, siadła w swym pokoju przy maszynie do pisania i spokojnie wystukiwała zaczęty wcześniej tekst.
Brytyjski model współżycia uważała za bliski ideału. Szczególnie ceniła u Anglików połączenie rzadko gdzie indziej spotykane: gotowość do udzielenia pomocy przy jednoczesnym poszanowaniu prywatności. Prywatność uważała Ossowska za istotne dobro i uprawnienie człowieka. Stąd może ostrość jej reakcji na uroszczenia systemów totalitarnych, pretendujących do regulowania wszelkich zachowań, a nawet myśli ludzkich.
Jej pogląd na świat można by określić jako racjonalizm bez ostentacji. Wierzyła w zasadniczą trafność obrazu dostarczonego przez naukę, zachowując rozsądny sceptycyzm co do szczegółów, o których wiadomo, że nigdy nie są ostateczne. Wierzenia religijne odrzucała jako przez naukę nie poświadczone, a nawet jawnie z nią sprzeczne. Zarazem nie widziała powodu, by kogokolwiek specjalnie namawiać do ich porzucenia. Znacznie bardziej interesował ją Kościół jako instytucja społeczna, mająca wpływ na ludzkie losy między innymi przez głoszenie pewnego typu moralności.
Że nauka stanowiła dla Ossowskiej jedyne źródło uwierzytelnionych przekonań – trudno się dziwić. We wczesnej młodości była pod silnym wpływem lektur pozytywistycznych, na uniwersytecie urzekł ją propagowany przez Tadeusza Kotarbińskiego wzorzec myślenia znajdujący wyraz w programie „małej filozofii”, która przez rygoryzm środków osiąga właśnie wielkość.
Nauce poświęciła Ossowska największą i najważniejszą część życia. Wynikało to z jej skłonności, o których już wspominałem, ale także z poczucia przyjętego na siebie obowiązku. Nie byłoby przesadą użyć tu staroświecko brzmiącego określenia „służba nauce”. Tę służbę traktowała Ossowska jako coś w rodzaju zakonu, którego reguły wymagają podporządkowania wszelkich spraw celowi nadrzędnemu. Uważała, że wprawdzie nikt nie musi wybierać uprawiania nauki jak zawodu, ale jeśli już wybrał, to powinien się wyrzec wszystkiego, co rozprasza, co kradnie czas. Dobra muzyka – tak, na to sobie można pozwolić (Ossowska kultywowała ją nawet czynnie, przez szereg lat uprawiając śpiew). Podobnie z innymi dobrami kultury, niezbędnymi każdemu. Ale trzeba też być gotowym do wyrzeczeń, z drastycznym ograniczeniem życia osobistego włącznie.
Streszczony w ten sposób program życia adepta nauki nie brzmi zachęcająco, trąci pedanterią. W przypadku Ossowskiej temperowany był taktem, umiarem, wrodzoną dystynkcją, która skutecznie oddala nieeleganckie skrajności. Szczerze jednak wierzyła w zasadniczą słuszność postulatu, by człowiek nauki kształtował swoje życie świadomie, z dominantą swoistej ascezy. Nieraz to swoim współpracownikom mówiła, nie szczędząc wskazówek konkretnych. Uważała bowiem, że racjonalny dobór środków do celu oszczędza wydatkowanie zbędnego wysiłku. Podsuwała więc książeczkę Rudniańskiego o technologii pracy umysłowej, dzieliła się swoimi doświadczeniami. Jej uczniowie do dzisiaj pamiętają wskazówki dotyczące prowadzenia notatek z lektury czy też techniki pisania na maszynie. Pamiętają też informacje o diecie właściwej dla człowieka pracującego umysłowo oraz o tym, że subtelniejsze kłopoty psychiczne można opanować stosowną farmakopeą. U podłoża tych przyjaznych pouczeń było przeświadczenie, iż życie można i trzeba kształtować racjonalnie, a postawa taka nie wyklucza spontaniczności.
Ossowscy – mówię w tej chwili o nich obojgu – byli zawsze otoczeni przyjaciółmi, ich żoliborskie mieszkanie było miejscem spotkań – nie zawsze towarzyskich jedynie. W latach wojny odbywały się tam wykłady, dyskusje, zebrania konspiracyjne. Ta otwartość okazała się ponownie przydatna w latach 50., gdy zostali oboje dotknięci zakazem wykonywania zawodu nauczycielskiego. Spotkania z uczniami i współpracownikami przeniosły się wówczas z uniwersytetu na Żoliborz, nabrały innego zabarwienia, okazały się potrzebniejsze od zwykłych seminariów. Dom pani Marii i jej męża stał się ośrodkiem pozbawionego ostentacji, a przecież nieustępliwego oporu wobec poniżenia wartości określających naszą cywilizację. Tak przetrwał najtrudniejsze lata.
Stanisław zmarł jesienią 1963 roku. Pani Maria została sama, a w parę lat później rozstała się formalnie z uniwersytetem, przechodząc na emeryturę. Normalną koleją rzeczy, więź ze środowiskiem, w którym upłynęło jej życie, osłabła, ograniczając się do spotkań z niewielkim gronem najbliższych uczniów. W momentach wyjątkowych Ossowska nie odmawiała swego udziału i wówczas sama jej obecność odgrywała wielką rolę. Trudno zapomnieć jej uczestnictwo w dramatycznym posiedzeniu Rady Wydziału Filozofii i Socjologii UW wiosną 1968 roku, po usunięciu z tego wydziału pięciu profesorów. Zawsze tak się działo. W latach, gdy o publiczne wyrażenie sprzeciwu nie było łatwo, dawał się słyszeć jej głos, głos protestu intelektualistki przeciw barbarzyństwu. Spokojnie, z godnością wypowiadała swoje zdanie. Robiła to zapewne bardziej dla siebie niż z wiary w skuteczność.
W ogóle wiele czyniła z poczucia powinności, a nie dlatego, że powodował nią impuls uczuciowy. Nie była to zaiste natura franciszkańska, choć Kwiatki św. Franciszka należały do jej ulubionych lektur. W stosunkach z ludźmi naturalną postawą pani Marii był życzliwy dystans. Aktywnie życzliwy, w sensie gotowości do pomocy. Tej pomocy nigdy Ossowska nie skąpiła – ani ludziom, ani sprawom.
W kwestiach społecznych bliski był jej program Russella, Kotarbińskiego, Poppera. Powiadają oni: zapobiegajmy nieszczęściom, gdyż organizowanie szczęścia ludzi przynosi w rezultacie bezmiar cierpień. I nie jest przykrym zbiegiem okoliczności, że tak właśnie się dzieje.
Minimalizm? Zapewne. Spróbujmy jednak wyobrazić sobie świat, w którym postawa życiowa Marii Ossowskiej stała się powszechna.
*Tekst opublikowany pierwotnie w: Socjologia na Uniwersytecie Warszawskim. Fragmenty Historii, zebr. i oprac. A. Sułek, Warszawa 2007, s. 453–460.
1Pisałam o tym procesie szerzej w artykule: O zaletach antropologii: spojrzenie socjologa, [w:] Etnologia polska między ludoznawstwem a antropologią, red. A. Posern-Zieliński, Poznań 1995.
2Myślę tu o latach 60., gdy sama byłam przez pięć lat studiów i następne lata doktorantury słuchaczką jej wykładów, seminariów studenckich i konwersatorium pracowniczego.
3Przykładem mogą być prace badawcze Krzysztofa Kicińskiego, a zwłaszcza jego książka: Orientacje moralne – próba typologii, Warszawa 1989.
4B. Malinowski, Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, PWN, Warszawa 1980, a zwłaszcza Specjalna przedmowa do trzeciego wydania tejże pracy po raz pierwszy opublikowana roku 1931.
5Cała książka Moralność mieszczańska (Wrocław 1956) jest w gruncie rzeczy realizacją takiego weryfikującego zamierzenia. Najpierw autorka precyzuje pojęcia, potem uściśla tezę, z którą ma zamiar dyskutować, formułując jej różne możliwe sposoby rozumienia, a następnie przeprowadza analizę weryfikacyjną, odwołując się do międzykulturowego materiału porównawczego.
6R. Brandt, Hopi Ethics, Chicago 1954; A. Edel, M. Edel, Anthropology and Ethics, Springfield 1959; L. W. Simmons, Wódz słońca. Autobiografia Talayesvy Don C. Indianina z plemienia Hopi, Warszawa 1964.
**Tekst opublikowany pierwotnie w: Obecność. Leszkowi Kołakowskiemu w 60. rocznicę urodzin, Londyn 1987.