Tadeusz Manteuffel
Urodzony 5 III 1902 w Rzeżycy na Łotwie. Studia na UW (1919–1924), doktorat (1924), habilitacja (1930). Docent prywatny (1931–1939). W czasie okupacji współpracownik Biura Informacji i Propagandy KG AK, uczestnik tajnego nauczania. Profesor (1945). Kierownik Instytutu Historycznego UW (1945–1955). Dziekan Wydziału Humanistycznego (1948–1950), prorektor UW (1951–1953).
Historyk, mediewista.
Pracownik Archiwum Oświecenia Publicznego (od 1921), później Archiwum Akt Nowych. Kierownik sekcji humanistycznej Rady Szkół Wyższych (1947–1948), Rady Głównej do spraw Nauki i Szkolnictwa Wyższego (1949–1953).
Członek TNW (1936), PAU (1949), PAN (1952), prezes Polskiego Towarzystwa Historycznego (1950–1955). Twórca (1953) i pierwszy dyrektor (1953–1970) Instytutu Historii PAN.
Zmarł 22 IX 1970 w Warszawie.
Polityka unifikacyjna Chlotara II, Warszawa 1925; Papiestwo i cystersi ze szczególnym uwzględnieniem ich roli w Polsce na przełomie XII i XIII w., Warszawa 1955; Historia powszechna. Średniowiecze, Warszawa 1958; Narodziny herezji. Wyznawcy dobrowolnego ubóstwa w średniowieczu, Warszawa 1963.
O. Halecki, Tadeusz Manteuffel (1902–1970), „Teki Historyczne” 1969/1971, nr 16, s. 347–350; A. Gieysztor, Historyk wobec historii i swego czasu. Tadeusz Manteuffel (1902–1970), „Kronika Warszawy” 1980, nr 2 (42), s. 103–110.
Nauczyciel uniwersytecki z potrzeby serca i umysłu, przypominał chętnie, nie tylko swoim uczniom, ślubowanie doktoranckie, nakazując działać nec ad vanam captandam gloriam, non sordidi lucri causa, sed quo magis veritas propagetur. Zagajając jesienią 1965 roku dyskusję nad normami postępowania historyka, wyjaśniał: „Ponieważ w tym gronie łacina jest mniej znana, pozwolę sobie ten zwrot przetłumaczyć. Przysięga brzmi: «Nie dla osiągnięcia próżnej chwały, nie dla brudnego zysku, lecz aby prawda bardziej się krzewiła». I to chyba jest tym zasadniczym wskazaniem natury etycznej, które – gdybyśmy go przestrzegali zawsze – nie budziłoby wątpliwości, jakie mogą powstawać, jeśli do problemu etyki historyka przystępujemy jako do problemu dyskusyjnego”. Dla niego nie było tu niejasności. „Historyk bowiem jako człowiek nie różni się – wywodził – w pojmowaniu zasad moralnych od innych przedstawicieli środowiska, z którego wyrósł”. Dawne zaś przyrzeczenie doktorskie wyznaczyło, jego zdaniem, dla całej społeczności uczonych kolejnych pokoleń nieprzekraczalną granicę poczynań naukowych, określiło odpowiedzialność badacza i wychowawcy młodzieży za to, by – jak głosi zamknięcie cytowanego zdania – światło prawdy, „w którym leży zbawienie rodzaju ludzkiego, ostrzej rozbłysło”.
Z nakazem rzetelnych pobudek łączył Tadeusz Manteuffel obowiązek rzetelnej pracy. Wymagał jej od innych i od siebie, dając przykład dobrej roboty archiwalnej, pedagogicznej, organizacyjnej, a przede wszystkim badawczej. Sprzęgnięcie sumienności z inwencją metodyczną i sprawnością intelektualną owocowało od początku jego twórczości publikacjami cenionymi przez badaczy historii. Wyrazem uznania był jego wybór na członka korespondenta Towarzystwa Naukowego Warszawskiego w roku 1936 (gdy miał 34 lata), na członka zwyczajnego – w roku 1946, potem na członka korespondenta Polskiej Akademii Umiejętności w roku 1949. Wejście do tych korporacji, grupujących elitę intelektualną polskiej nauki, było właściwą drogą do współudziału w kierowaniu życiem naukowym zgodnie z jego wewnętrzną autonomią, z hierarchią autorytetu opartego na osiągnięciach badawczych, z demokratyczną powszechnością krytyki.
„Postawa uznanego kierownika polskiej nauki historycznej, jego walka podjęta w latach 1956 i na zjeździe krakowskim historyków w roku 1958 o rzetelność historii najnowszej sprawiły, że w jakimś sensie wszyscy niemal historycy warszawscy (a może nie tylko warszawscy) jesteśmy jego uczniami” – jak pisał Stanisław Herbst w bez mała dwa lata po jego śmierci. [...]
Wobec podwładnych był stanowczy, lecz uprzejmy. Wśród studentów cieszył się sławą nadzwyczaj wymagającego, lecz sprawiedliwego. Onieśmielał swą powagą i surowym spojrzeniem. Nie do pomyślenia było, by spóźnić się na jego wykład czy seminarium. Taką postawą wyróżniał się już w młodości, jak wspominają uczestnicy proseminarium prowadzonego przez niego przed wojną. [...]
Dzieciństwo i młodość przeżył w Rzeżycy, w której się urodził 5 III 1902. Okolica tej niedzisiejszej stolicy jednego z trzech powiatów dawnych Inflant polskich pełna była pamiątek historii Manteufflów o przydomku Szoege (pisanym dawniej w formie: Soie, Sey), należeli oni bowiem do najstarszej szlachty tamtych stron, łączącej w wiekach nowożytnych lokalny patriotyzm z obywatelskim stosunkiem do Rzeczypospolitej. Berzygalsko-drycańska linia Manteufflów utwierdziła swój związek z Polską, przechodząc na katolicyzm w początkach XX w. Świadectwo tej więzi dało pokolenie wchodzące w życie publiczne w połowie stulecia. Dziadek przyszłego mediewisty, Ryszard Manteuffel, pochwycony z transportem broni przeznaczonej dla oddziału powstańczego, został zesłany na Sybir, dokąd dobrowolnie towarzyszyła mu żona, Jadwiga z Benisławskich. W dalekim Omsku urodził się im drugi z kolei syn, Leon Edward, ojciec Tadeusza.
„Po powrocie z zesłania dziadek musiał zamieszkać w Rydze, ponieważ – jak wyjaśniał wnuk – powrót do miejsc rodzinnych w powiecie rzeżyckim był mu zakazany. Represje finansowe rządu carskiego, kryzys przeżywany przez gospodarkę obszarniczą, wreszcie brak sprężystej opieki nad majątkami rodzinnymi przyczyniły się do ich utraty. Tak więc, kiedy przychodziłem na świat w roku 1902, ojciec parcelował majątek Leszno, a podstawą utrzymania rodziny były jego pobory jako radcy prawnego na kolei windawsko-rybińskiej, przechodzącej przez Rzeżycę”.
„Dom rodzicielski ściągał do Rzeżycy wszystkich niemal członków rodziny. Najbliższe jednak stosunki łączyły nas z rodziną stryja Henryka, jako że nie tylko on był bratem mojego ojca, ale i stryjenka była siostrą mojej matki”, Anieli z Zielińskich, ziemian z Sochaczewa.
Tadeusz przebywał w dzieciństwie i młodości wiele z członkami najstarszego w rodzinie pokolenia. W Warszawie była to przede wszystkim gorąco przez wnuków kochana babcia Zielińska, którą odwiedzały córki wraz z dziećmi od najwcześniejszych ich lat. W Rzeżycy zaś siostry nieżyjącej już babci Jadwigi – Emma Benisławska i Helena Radziwiłłowa. „Obie babki – wspominał profesor – otaczały wnuków miłością i psuły ich w najrozmaitszy sposób. Bliskie sąsiedztwo sprawiło, że byliśmy tam codziennymi gośćmi”. Kontakt dziecka i młodzieńca z ludźmi pielęgnującymi styl życia czasów przeduwłaszczeniowych, w których dorastali i wchodzili w swój wiek dojrzały, nie był później bez znaczenia dla formowania się postawy badawczej mediewisty. Obyczaj i kultura społeczeństw agrarnych ery przedindustrialnej, których dzieje badał, nie były dla niego całkowicie obce. Pamiętał bowiem silne jeszcze relikty tamtej mentalności społecznej nie tylko z Inflant polskich, gdzie tempo przemian było powolne, lecz także z Warszawy. Z najwcześniejszych do niej wyjazdów zachowały się w pamięci profesora co prawda „tylko trzeciorzędne szczegóły”, niekiedy banalne, niekiedy jednak ważne dla badacza kultury, jak „oglądanie mnóstwa świętych obrazków i relikwii po śmierci babki Mirosławskiej. Miałem prawo – przypominał sobie – wybrania z nich tych, które przypadły mi do gustu”.
„Moje zainteresowania historyczne – mówił w roku 1958 – datują się jeszcze z czasów szkolnych. Szły one w parze ze zbieractwem «pamiątek przeszłości»”, ku czemu młodzieńca skłonić mógł m.in. rozziew między arystokratycznym tytułem rodziny a jej sytuacją materialną na początku naszego stulecia, gdy Manteufflowie odnajdywali swą nową pozycję społeczną poprzez działalność typowo inteligencką. Stąd dbali o dobre wykształcenie młodego pokolenia.
Jeśli mimo to Tadeusz aż do dwunastego roku życia uczył się w domu, zdając co prawda doroczne egzaminy w warszawskim gimnazjum generała Pawła Chrzanowskiego (którego życiorys miał po latach ogłosić w Polskim słowniku biograficznym), to dlatego, że w dzieciństwie i młodości często zapadał na zdrowiu. Jesienią 1913 roku rozpoczął wraz z młodszym bratem Leonem naukę we wspomnianej szkole, lecz wybuch wojny skłonił rodziców do zatrzymania w następnym roku chłopców w domu, gdzie przerabiali samodzielnie kurs swych klas. Dopiero jesienią 1915 roku wraz ze stryjeczno-ciotecznym rodzeństwem (Jadwigą, Jerzym i Ryszardem) wysłani zostali pod opieką stryjenki do Piotrogradu.
W nadnewskiej stolicy „ciotka Maria Walicka – wspominał profesor – wynajęła dla tej licznej gromady dwa pokoje kawalerskie naprzeciwko swego mieszkania przy ul. Żukowskiego. Tam w zawilgoconym i prymitywnie umeblowanym lokalu przemieszkaliśmy przez cały rok szkolny 1915/1916 [...]. W następnym roku szkolnym stryjenkę Marię Henrykową zastąpiła matka Tadeusza, a jego najmłodszy brat, Edward, rozpoczął naukę we wstępnej klasie koedukacyjnej na pensji Jastrzębskiej, do której uczęszczała kuzynka Jadwiga. [...] Wspólne od roku 1913 wywczasy letnie, wspólny pobyt w Piotrogradzie w czasie nauki szkolnej, ciągle wzajemne kontakty sprzyjały niewątpliwie rozwojowi intelektualnemu tej uzdolnionej młodzieży, która w przyszłości zająć miała ważne miejsca w polskim życiu kulturalnym: Jadwiga jako nauczycielka w znanym warszawskim gimnazjum Platerówny; Jerzy jako liczący się w skali międzynarodowej papirolog, przed wojną profesor uniwersytetu we Lwowie, po wojnie we Wrocławiu i Warszawie, członek PAU; Leon jako kardiochirurg, twórca kilku ważnych rozwiązań operacyjnych, profesor w Instytucie Gruźlicy, członek paryskiej Academie de Chirurgie; Ryszard jako współtwórca nowoczesnej ekonomii rolniczej, profesor SGGW, członek PAN; Edward, któremu przyszło przedwcześnie zginąć w roku 1940, jako utalentowany grafik, asystent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, którego „wytworny monogram EM będzie pewnie kiedyś otwierał jeden z rozdziałów historii polskiej sztuki” współczesnej, jak kompetentnie stwierdził Jan Białostocki; ich wspólny brat cioteczny, Michał Walicki, jako historyk sztuki, kształtujący nowe treści tej dyscypliny w Polsce, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, zastępca dyrektora Instytutu Sztuki PAN. W takiej grupie rodzinnej dojrzewał Tadeusz Manteuffel.
Zajęcie Rzeżycy przez wojska niemieckie w lutym 1918 roku otwarło dla Manteufflów drogę do Warszawy, gdzie istniała możliwość kształcenia dzieci w języku ojczystym, a także zatrudnienia w tworzącym się aparacie ówczesnej namiastki państwa polskiego, nadzieja udziału w jego pełnym odrodzeniu. Inflanckie rodziny Manteufflów przybywały nad Wisłę kolejno – od marca do października, gdy przyjechał ojciec Tadeusza. Podjął on pracę w zarządzie kolei państwowych, aby z czasem zostać kierownikiem wydziału prawnego Dyrekcji Budowy PKP. W trudnych latach końca wojny i później zapewniało to skromne możliwości utrzymania.
W przełomowych dniach listopadowych Tadeusz wstąpił do Straży Narodowej i pełnił służby wartownicze. Gdy w grudniu wracał na ławę szkolną, jego starsi kuzyni służyli w wojsku: „Jerzy Manteuffel, dzięki dobrej znajomości niemieckiego, został wysłany jako siła pomocnicza do naszej misji wojskowej w Wiedniu, Juliusz Skarżyński odbierał we Francji konie dla naszej jazdy, a jego brat, Bolesław, w szeregach szwadronu ziemi mazowieckiej przekraczał Niemen”.
Wiosną 1919 roku Tadeusz Manteuffel zdał maturę. Mając lat siedemnaście rozpoczął studia uniwersyteckie w Sekcji Historycznej Wydziału Filozoficznego. Na swe potrzeby osobiste i studenckie zarabiał korepetycjami z łaciny i... matematyki. Nie był bowiem jednostronnie uzdolniony, jak niekiedy bywa. Historię wybrał świadomie, myśląc od początku o mediewistyce, najpierw o historii ojczystej. Już bowiem od pierwszego semestru z ćwiczeń wybrał prowadzone przez Jana K. Kochanowskiego proseminarium i ćwiczenia paleograficzne. Na proseminarium przedstawił referat negujący zasadność przydania Mieszkowi II przydomka Gnuśny; na seminarium tegoż profesora scharakteryzował postać Henryka Sandomierskiego.
W lipcu 1920 roku zgłosił się ochotniczo do wojska. Po krótkim przeszkoleniu oddział jego skierowano do odwodów sił broniących stolicy. Już po bitwie warszawskiej przypadkowo postrzelony w rękę musiał ją utracić, gdyż wystąpiły objawy gangreny. „Pod koniec października – wspominał – opuściłem lecznicę i podobnie jak we wczesnym dzieciństwie zacząłem się uczyć posługiwania się tym razem jedną i to lewą ręką. Patrzyłem realnie na moje przyszłe życie, zdając sobie sprawę z tego, że nawet najbliżsi, którzy gotowi mi we wszystkim pomóc, z czasem się znużą lub może ich zgoła zabraknąć. Nie chcąc odgrywać roli niezaradnego kaleki, postawiłem sobie jako zadanie uniezależnić się od pomocy nawet najbardziej życzliwych osób. Patrząc na moje życie z perspektywy wielu lat, mogę stwierdzić, że na ogół udało mi się to osiągnąć”. Zdaniem powszechnym – w sposób znakomity. Prowadził np. profesor sprawnie samochód.
Młody student jedynie przez rok korzystał z renty inwalidzkiej, nie zabiegając o jej przedłużenie. „Ponieważ – pisał u schyłku życia – myślałem po ukończeniu uniwersytetu pracować w służbie archiwalnej, przyspieszyłem decyzję w tej mierze i jesienią 1921 zgłosiłem się do naczelnego dyrektora Archiwów Państwowych, dra Józefa Paczkowskiego. [...] Zostałem przyjęty bardzo uprzejmie i otrzymałem odpowiedź, że mogę być zatrudniony w małym i nieuporządkowanym Archiwum Oświecenia, przechowującym akta przeważnie dziewiętnastowieczne. Było to dalekie od moich zainteresowań naukowych, ale posada ta zapewniała mi stały dochód miesięczny, uniezależniający od pomocy rodziców, których sytuacja materialna nie przedstawiała się korzystnie. Propozycję więc przyjąłem i z dniem 15 października 1921 roku zostałem urzędnikiem XI stopnia służbowego wspomnianego wyżej archiwum”. [...]
Na przełomie lat 1926/1927 zaproponował dr Manteuffel schemat wzorcowego inwentarza obejmującego: 1) historię instytucji, której archiwum inwentaryzowano, 2) charakterystykę jej kancelarii, 3) inwentarz akt. Wówczas to ogłosił dyskusyjny szkic: Dziedziczenie registratur i ich porządkowanie (1927), formułując zasadę dziedziczenia akt, a więc uwzględniania przy porządkowaniu zasobów archiwalnych faktu reorganizacji urzędów i przejmowania ich zasobów przez instytucje sukcesyjne. Choć zasada ta napotykała niekiedy zastrzeżenia, to została przyjęta w polskiej praktyce archiwalnej. Przekonywającym argumentem było uporządkowanie według tej zasady zasobów Archiwum Oświecenia przez Wincentego Łopacińskiego, nowego jego dyrektora od 1926 roku, Tadeusza Manteuffla i młodego historyka Adama Moraczewskiego, który pracę rozpoczął w roku 1928, zostając wybitnym uczniem Manteuffla w zawodzie archiwisty. „Z kupy gruzu archiwalnego zrobili [oni] archiwum wykończone tak, jak żadne inne w Polsce, a bodaj nie tylko w Polsce” – stwierdził Kazimierz Konarski, jeden z najwybitniejszych znawców polskiej archiwistyki XIX w.
Zgodnie z własną propozycją opracował Manteuffel dzieje Centralnych władz oświatowych na terenie b. Królestwa Kongresowego (1807–1915) (1929) i Regestratory Okręgu Naukowego Warszawskiego (1935/1936). Spośród innych jego prac archiwoznawczych przypomnieć tu wypada pozorny drobiazg pt. Początki współczesnej państwowej biurowości polskiej jako materiał do organizacji registratur w urzędach państwowych, 1917–1920 (1929), w którym ukazał, jak na podstawie drobnego szczegółu: wytwarzania się zalążków jednolitej polskiej biurowości państwowej, przez adaptację różnych wzorów obowiązujących w urzędach zaborczych, można badać początki integracji państwa i społeczeństwa. Nie było przypadkiem, że przybysz z krainy dawnej Rzeczypospolitej zwrócił na to szczególną uwagę. Interesował się tym zagadnieniem stale. Obserwował np. bacznie badania historyków nad ruchami migracyjnymi po drugiej wojnie światowej, wyznaczając tym studiom ważne miejsce w pracach Instytutu Historii PAN, odpowiadające ich doniosłości w procesach integracji narodu, pozornie tylko opóźnianych żywością wspomnień o stronach rodzinnych. Profesor zachował tę żywą pamięć do końca życia. Gdy po powrocie z kongresu w Leningradzie latem 1970 roku odwiedziłem profesora w klinice, gdzie przebywał po ciężkim, powtórnym zawale, zapytał mnie prawie na początku rozmowy, czy przejeżdżając przez Rzeżycę, spojrzałem na nią.
Uznanie kolegów i zwierzchników w służbie archiwalnej dla pracy młodego doktora wyraziło się m.in. powierzeniem mu sekretariatu reaktywowanej w roku 1926 sekcji archiwalnej Towarzystwa Miłośników Historii w Warszawie. W latach 1927–1928 skierowano go do przeprowadzenia reorganizacji archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych, nad którym następnie sprawował fachową opiekę. Dzięki temu dopomóc mógł jesienią 1945 roku w tworzeniu na nowo archiwum MSZ, sporządzając dlań wykaz akt. Głównym przecież miejscem pracy Manteuffla przed drugą wojną pozostało Archiwum Oświecenia.
Mieściło się ono na terenie Uniwersytetu; zajmowało parter tzw. gmachu pokuratorskiego, stojącego na lewo – patrząc od Krakowskiego Przedmieścia – od biblioteki uniwersyteckiej. Na piętrze, nad Archiwum, znajdowało się seminarium historyczne, którego jedynym w roku 1922 asystentem był dr Stanisław Arnold. „Opieka nad lokalem i księgozbiorem należała do 6 studentów, którym przed inflacją wypłacano stypendia miesięczne po 500 marek. Potem, gdy straciły one wartość, tzw. stypendyści pracowali honorowo. Ponieważ codziennie przed południem urzędowałem w Archiwum o piętro niżej, byłem spośród «stypendystów» najłatwiej uchwytnym i stałem się istotnym gospodarzem seminarium” – tłumaczył profesor z wrodzoną sobie skromnością tę dawną swą pozycję studencką. W rzeczywistości była ona wynikiem tego, że Marceli Handelsman uznał go za jednego z najbardziej obiecujących podówczas adeptów mediewistyki.
Na jego proseminarium uczęszczał młody Manteuffel w roku 1920–1921. „Wykładowca – wspominał – miał określony plan pracy, wciągał do jego realizacji wszystkich, a specjalnie zaopiekował się moją osobą. Ponieważ miał sporo zgłoszeń, podzielił ćwiczenia na dwie grupy. Pierwszą prowadził osobiście, na drugiej pod swym kierownictwem polecił mi powtarzać to, co mówił na pierwszej. W ten sposób w drodze praktycznej zaznajamiałem się z założeniami dydaktyki uniwersyteckiej”. Zmuszało to ambitnego studenta do przezwyciężania obaw przed publicznym występowaniem wywołanych tym, że od dzieciństwa cierpiał na nieznaczną wadę wymowy: przeciągał samogłoski, zwłaszcza w otwarciu i zamknięciu zdań lub ich zwartych części. Toteż w dyskusjach organizowanych przez katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie” przez długi czas brał udział jedynie jako słuchacz, „nie miałem bowiem – pisał – zaufania do swoich zdolności oratorskich”. Przełamawszy wewnętrzne opory, profesor mówił sprawnie, polemizował celnie, choć stale zmagał się z trudnościami ortofonicznymi. Stąd zapewne przemawiał monotonnie, często nie patrząc na audytorium, lecz na boczną ścianę. Uważnych słuchaczy zachwycał przejrzystą konstrukcją wypowiedzi, także improwizowanych czy polemicznych, oraz precyzją celowo prostego języka. Ci jednak, którzy mniej byli zainteresowani tematem wykładu czy odczytu, dość łatwo tracili kontakt z przemawiającym profesorem. Nie było bowiem w jego wystąpieniach zbędnych słów, nie posługiwał się oratorskimi przerywnikami, nie dawał słuchaczom odpoczynku, co jest jednym z ważnych chwytów tej sztuki. Stąd też jego wykłady kursowe nie były zbyt popularne wśród studentów. Jego odczyty i referaty gromadziły natomiast dziesiątki słuchaczy, ciekawych jego przemyśleń.
Droga młodego Manteuffla do „Odrodzenia” wytyczona została przez wychowanie w domu głęboko religijnym. W Stowarzyszeniu zetknął się on z naciskiem koncepcji nacjonalistycznych, którym początkowo ulegał. Akceptując żądanie numerus clausus jako zasadę proporcjonalnego dostępu do studiów wyższych dla wszystkich grup narodowościowych, obstawał przy tym, by dążyć do ich współżycia, do czego przywykł w Inflantach, gdzie tak jego ojciec, jak stryj Henryk cieszyli się uznaniem Łotyszów, Rosjan i Polaków, co po rewolucji lutowej przyniosło im wybór na burmistrzów: ojca w Rzeżycy, stryja w Ducynie.
Zastrzeżenia młodzieńca wobec polityki „Odrodzenia” rosły wraz ze zwiększaniem się jego odpowiedzialności za nią: jesienią 1921 roku został wybrany sekretarzem Komitetu Wykonawczego Rady Naczelnej „Odrodzenia”, w rok później – jego skarbnikiem, obejmując zarazem sekretariat miesięcznika „Prąd”, wydawanego przez Stowarzyszenie. W tym czasie począł zwalczać wpływy endeckiego programu „egoizmu narodowego”, wskazując na I Kongresie „Odrodzenia” (grudzień 1922) na jego sprzeczność z etyką chrześcijańską. Wypowiedź ta ukazała się co prawda na łamach „Prądu” (1923, nr 2), pt. Etyka indywidualistyczna czy narodowa?, lecz jako artykuł dyskusyjny, podpisany pseudonimem: Gustaw Sey.
Połączenie rodowego przydomku z imieniem stryjecznego dziada wystarczyć mogło tym razem za program, gdyż Gustaw Manteuffel, prawnik z wykształcenia i zawodu, etnograf i historyk stron ojczystych z zamiłowania i z potrzeby ujawnienia swej przynależności narodowej, uważał za swój obowiązek społeczny, by wydawać w narzeczu wschodniołotewskim książki najpotrzebniejsze wówczas na wsi, dopóki tej działalności nie przerwał ukaz z 1871 roku, zabraniający rozpowszechniania w polskich Inflantach druków łotewskich tłoczonych czcionką łacińską.
Na III ogólnopolskim zjeździe studenckim wiosną 1923 roku we Lwowie, zbojkotowanym przez organizacje lewicowe i liberalne, Tadeusz Manteuffel został wybrany do Naczelnego Komitetu Akademickiego, mającego reprezentować ogół polskiej młodzieży studenckiej. Rychło jednak złożył w Komitecie rezygnację, ustąpił z redakcji „Prądu”, we władzach „Odrodzenia” pozostał formalnie do nowych wyborów. Sprzeczność bowiem między ideałami tej organizacji i jej praktyką polityczną obudziła jego wewnętrzny sprzeciw, który doprowadził do zmiany światopoglądu. W domu patrzono na to z niepokojem, lecz i z wyrozumiałością. Dzięki temu, jak sam sądził, wyszedł z kryzysu ideowego „nie tylko jako sceptyk, lecz również jako wyznawca tolerancji wobec obcych poglądów”.
W zmianie postawy młodego studenta istotną rolę odegrały jego kontakty z prof. Handelsmanem, który wybrał 9 uczestników swego proseminarium w roku 1920/1921, wśród nich Manteuffla, i utworzył z tej grupy sławne w dziejach warszawskiej mediewistyki seminarium merowińskie, działające w latach 1921/1922–1925/1926. Powstało na nim 7 dysertacji doktorskich, 4 jego uczestników uzyskało szybko veniam legendi, 3 zostało profesorami w Polsce Ludowej (Tadeusz Manteuffel, Wanda Moszczeńska, Marian Henryk Serejski).
Handelsman nie dążył do stworzenia szkoły o charakterze cechowym, której uczniowie rozwijają koncepcje mistrza. Wręcz przeciwnie, stale wdrażał do samodzielności. Skupienie przecież talentów na seminarium merowińskim pod ręką takiego profesora musiało doprowadzić do sformowania się ich wspólnej postawy badawczej, przy zachowaniu odmiennych osobowości twórczych. Handelsman dostrzegł tę wspólnotę w zasadzie rozpoczynania studium interpretacyjnego od wytyczenia pola semantycznego poszczególnych terminów. „Jako pierwszy – pisał po latach – Tadeusz Manteuffel w swoim małym, ale ważnym szkicu: Znaczenie terminu genere Romanus w IV księdze kroniki tzw. Fredegara (1925) doszedł do przekonania [...] że nie da się zrozumieć pomników prawa bez znajomości mowy potocznej”. Propozycję tę rozwijała Moszczeńska, stosowali ją praktycznie inni członkowie seminarium, zwłaszcza Serejski. Manteuffel jeszcze u schyłku swych poszukiwań twórczych przestrzegał: „[...] wpływ występującej w źródłach terminologii jest jednak tak wielki, że niejednokrotnie przesądza o wnioskach badacza. Lekceważąc metodę porównawczą, identyfikuje on pośpiesznie zjawiska historyczne występujące pod tą samą nazwą. Tak oto magia słowa pisanego triumfuje niekiedy nad rzeczywistością i przyczynia się do powstawania legend”.
Nie negując znaczenia badań nad konotacjami terminów jako wyznacznika „jedności metody” seminarium merowińskiego, wypada śladem A. Gieysztora zwrócić uwagę na cechy łączące wszystkich uczniów Handelsmana w zakresie mediewistyki. Są to: stała odnowa warsztatu badawczego i jego podstaw metodologicznych, łączenie uprawiania historii powszechnej i ojczystej, a przede wszystkim porównawcze traktowanie dynamiki procesów społecznych i ustrojowych, co Handelsman słusznie uznał za podstawowy rezultat metodologiczny swego epokowego, choć wciąż nie w pełni docenionego studium: Z metodyki badań feudalizmu (1917). Tę postawę przekazali jego wychowankowie memu pokoleniu, które pod ich bystrym okiem stara się o jej dalsze krzewienie.
W sztafecie pokoleń warszawskiej szkoły mediewistycznej przypadła Manteufflowi szczególna rola. Z pierwszego bowiem seminarium średniowiecznego, kierowanego przez Handelsmana, jedynie S. Arnold objął katedrę; powracał on za kilkoma nawrotami do mediewistyki, lecz uczniów swych kierował ku czasom nowożytnym i nowszym. Z rówieśników Manteuffla zajęcia mediewistyczne prowadził Serejski na Uniwersytecie Łódzkim, lecz jego wybitniejsi uczestnicy zajęli się, śladem swego nauczyciela, historią historiografii XVIII-XX w. Natomiast po roku 1926/1927 studenci zainteresowani wiekami średnimi trafiali do prof. Handelsmana przez proseminarium prowadzone przez doktora, później docenta Manteuffla. Aleksander Gieysztor wspominał je „jako niełatwe terminatorstwo w warsztacie historycznym. Rentowność tej zaprawy okazywała się na latach wyższych i rosła z latami własnej pracy naukowej i dydaktycznej”. Marian Małowist opowiadał mi kiedyś, że Manteuffel bacznie wspomagał rozwój naukowy tych, którzy pozostaj ąc wierni mediewistyce, zdobywał stopnie naukowe pod kierunkiem ich wspólnego mistrza. Stąd to S. Herbst skłonny był uznać za „wnuków naukowych” Manteuffla tych badaczy, którzy wyrośli w seminariach Małowista i Gieysztora, będących „przynajmniej częściowo jego synami”.
Promocja doktorska (27 VI 1924) zamknęła lata studenckie Manteuffla, w których pozyskał, dzięki działalności także w studenckim ruchu naukowym w skali warszawskiej i ogólnokrajowej, wielu szczerych kolegów i przyjaciół. Byli wśród nich przyszli docenci i profesorowie: Jadwiga Karwasińska, Ryszard Przelaskowski, Marian Henryk Serejski, Adam Wolff, Tadeusz Zebrowski z Warszawy, Wojciech Hejnosz, Tadeusz Lutman, Ewa i Karol Maleczyńscy, Kazimierz Tyszkowski, Maria i Zygmunt Wojciechowscy ze Lwowa, Henryk Barycz, Sylwiusz Mikucki, Kazimierz Lepszy i Kazimierz Piwarski z Krakowa. Stosunki wówczas nawiązane ułatwić miały profesorowi pracę, gdy podjął odpowiedzialność za rozwój naszej historiografii w Polsce Ludowej, „bo takie były jego obyczaje”.
W rozprawie doktorskiej Polityka unifikacyjna Chlotara II (1925) początkujący badacz ukazał, że przejściowe zjednoczenie państwa Franków na początku VII w. nie było niczyją „zasługą”, o co toczył się spór naukowy, lecz wynikiem kolejnych buntów i zdrad możnych austrazyjskich i burgundzkich, które spowodowały, że władza nad ich dzielnicami wpadła w ręce króla najsłabszej dzielnicy państwa merowińskiego, Neustrii. To wyjaśnienie pozwoliło na właściwe odczytanie polityki Chlotara II, stanowiącej także przedmiot polemik. Sankcjonując istniejące po części przywileje możnowładztwa, dążył on do rozbicia jego spoistości, a więc pośrednio do wzmocnienia własnej pozycji. Pogląd to panujący obecnie w badaniach zachodnioeuropejskich, szkoda tylko, że przy jego przedstawianiu nie pada nazwisko polskiego autora, którego ówczesne prace, podobnie jak jego kolegów, pozostały nieznane na Zachodzie w wyniku bariery językowej; tymczasem inni uczeni doszli tam do analogicznych rekonstrukcji historycznych procesów.
Zbadanie aktu o charakterze ustawodawczym w kontekście historii politycznej wydaje się nam dziś zabiegiem banalnym. Na początku międzywojnia było to jednak przejawem nowego spojrzenia badawczego, nowej postawy metodycznej. Zgoła zaś nowatorski był postulat przedstawiony przez młodego doktora w referacie zgłoszonym na Powszechny Zjazd Historyków Polskich w roku 1925, by postępować tak zawsze, co było przeciwstawieniem się panującemu wówczas i długo później formalnoprawnemu interpretowaniu tego typu źródeł.
Badania merowińskie zamknął Manteuffel pracą o ekspansji Franków za Alpy, aż po ich wycofanie się ze spraw włoskich za Chlotara II w roku 617. Przedstawienie ponad stuletniego ciągu wydarzeń pozwoliło badaczowi na uchwycenie relacji między nasileniem się akcji merowińskich we Włoszech a potęgą „państwa” austrazyjskiego, w którym skupiona była „siła ekspansywna” państwa frankijskiego. Badania z historii politycznej doprowadziły tym razem do odkrycia istotnego zjawiska społeczno-gospodarczego, które oczekuje na dokładniejsze wyjaśnienie. Nie podjął go bowiem Manteuffel, a uczeni zachodnioeuropejscy nie dotarli do tej pracy i nie poznali tego pytania.
Analogiczny zabieg metodyczno-konstrukcyjny zastosował profesor w ostatnim swym większym studium: Narodziny herezji: Wyznawcy dobrowolnego ubóstwa w średniowieczu (1963). Tym razem systematyczny przegląd ruchów reformatorskich, umieszczających w XI-XIII w. ewangeliczne wezwanie do dobrowolnego ubóstwa w centrum swych działań, począwszy od mediolańskiej Patarii w XI w. po begardów, beginów i beginki na początku XIV w., doprowadził do stwierdzenia charakterystycznej regularności: „granica między ortodoksją a herezją była [tu] płynna. W początkowym zaś okresie rozwijania się każdej ideologii [dobrowolnego ubóstwa] istniała możność, jak to stwierdzają poczynania Innocentego III, przejścia z grupy potępionej do tolerowanej przez Kościół [...] Punktem zwrotnym w dziejach każdej [takiej] herezji stawało się wypowiedzenie posłuszeństwa władzom kościelnym przez jej głosicieli. Od tej chwili dopiero herezja, oderwana od pnia doktrynalnego Kościoła Rzymskiego, zaczynała tworzyć swoją odmienną naukę”. Trudno nie przyznać racji Jerzemu Szackiemu, że obserwacje te mają ogólniejszą wartość, „mogłyby zostać potraktowane jako hipotezy przez badaczy innych herezji (czy też ideologii o analogicznej do herezji funkcji społecznej) w rozmaitych epokach dziejów europejskich”.
Jeśli „historia Narodzin herezji w średniowieczu posiada również głęboką wymowę współczesną”, jak stwierdzał J. Legowicz, to wynika to także z tego, że nowe pytania, które stawia historyk źródłom, uwarunkowane były przez doświadczenia jego epoki. Odpowiedź odczytywał w źródłach, nie ulegając naciskom współczesnych wydarzeń. Unikał presentyzmu. Zawsze zaś dążył do tego, by analizy szczegółowe prowadziły do stwierdzeń ogólniejszych. Jeśli swej próbie generalizacji historycznej, dotyczącej tworzenia się ruchów sekciarsko-rewizjonistycznych w obrębie Kościołów i podobnych struktur ideologiczno-społecznych, stojących na straży swej ortodoksyjnej wizji społeczeństw i aktualnej praktyki w tym zakresie, nie nadał expressis verbis waloru ogólnego, to dlatego, że był na to za skromny i zbyt dobrze wiedział, jak kruche są narzędzia poznania historycznego, jak relatywne jego stwierdzenia. [...]
Historii politycznej nie traktował tylko jako instrumentu badawczego, za pomocą którego, drążąc analitycznie „powierzchnię zjawisk”, opisywaną przez ten kierunek badań, docierał do ich „jądra”. Rozumiał jednak dobrze, że w procesie badawczym występuje dialektyczne sprzężenie między stanem rozpoznania jądra i analizą powierzchni. Przestrzegał nas stale przed pragmatyzmem i presentyzmem w ujmowaniu przeszłości, przed wprowadzaniem naszych kategorii do dawnych sytuacji. Historii zaś politycznej, wbrew jej krytykom jako „historii wydarzeniowej”, odkrywającej jedynie „pianę” na nurcie dziejów społecznych, wyznaczał rolę kośćca wykładów syntetyzujących i podręcznikowych, które w jego zamierzeniu powinny w ścisłym powiązaniu ukazywać sprawy polityczne, społeczne, gospodarcze, kulturowe. Można się spierać o to, czy w jego syntezie dziejów średniowiecznych (1958) są właściwe proporcje, czy w pełni ukazane zostały najważniejsze wzajemne powiązania, na czym profesorowi najbardziej zależało. Był to jednak pierwszy nowoczesny polski zarys średniowiecza europejskiego, wynikający z bezpośredniego studium badawczego. Zapewniło mu to oryginalność, a nad wcześniejszymi ujęciami góruje on dążeniem do integralnego oglądu dziejów, co postulował już w 1934 roku, a czego pierwszą próbę podjął w roku 1938, niestety nieopublikowaną wówczas. Czwarte już wydanie zmodyfikowanego dla potrzeb podręcznikowych tego dzieła dobrze służy nie tylko studentom i nauczycielom.
Dwuletnie studia uzupełniające w Paryżu po doktoracie, w latach 1924–1926, umożliwiły doktorowi Manteufflowi dobre poznanie kultury celtyckiej, także przez zaznajamianie się systematyczne z zabytkami, oraz dziejów Francji średniowiecznej. Z zajęć uniwersyteckich najchętniej wspominał seminarium Louis Halphena. Najwięcej jednak pracował w bibliotekach, wiele czasu spędzał w muzeach. Żyjąc po spartańsku (przez czas dłuższy na wieczór zadowalał się dosłownie kromką chleba i wodą), oszczędzał, by móc poznać krajobraz kulturowy i zabytki architektury dawnej Francji. Wspominał, że dopiero wówczas docenił znaczenie historii sztuki dla badacza historii ogólnej; zalecał później poznawanie jej swym uczniom; wysyłając ich za granicę, namawiał uporczywie, by nie zamykać się tylko w bibliotekach i archiwach, lecz by zwiedzać kraj, by przez ogląd krajobrazowych reliktów przeszłości przybliżać się do niej. W trudnych zaś warunkach budowania od nowa Instytutu Historycznego UW w latach 1945–1948 zadbał od razu o organizowanie studenckich objazdów naukowych, co stało się pielęgnowaną i obecnie tradycją, i przejęte zostało przez inne ośrodki uniwersyteckie.
Po powrocie z Paryża intensywnie prowadził prace archiwalne. Wiele czasu zajmowało mu wzorowe prowadzenie proseminarium, zleconego mu przez Wydział. Brał czynny udział w pracach TMH. Prowadził sekretariat stałego delegata PTH do stosunków międzynarodowych, prof. Handelsmana; pod jego kierunkiem pracował w „Biuletynie” Federacji Towarzystw Historycznych Wschodniej Europy, utworzonej w 1927 roku.
Wszystko to nie sprzyjało postępom pracy habilitacyjnej. Tym bardziej że chętnie utrzymywał ożywione kontakty z gronem „młodszych koleżanek i kolegów, którzy tymczasem ukończyli studia. Grupa ta, która siebie nazywała «bandą», składała się – jak wspominał – w większości z niewiast, a mianowicie Bartczakówny, Heurichówny, Koelichelówny, Ładzińskiej, Remiszewskiej i Ułatowskiej. Z mężczyzn byli Przelaskowski, Oppman, Moraczewski, Zarzycki, Wilkoszewski, a na prawach seniora – ja. Chętnie szukał tego towarzystwa również i Arnold”. W „bandzie” zawiązało się wiele małżeństw. Także i Manteuffel znalazł tu swą przyszłą żonę, Marię Heurichównę, pochodzącą z rodziny od wielu pokoleń związanej z Warszawą i rzemiosłem artystycznym. Dziadek Marii, Jan Heurich, uczeń Henryka Marconiego, wzięty architekt i budowniczy, był bratankiem Emilii Heurichowej, która wraz z córkami należała do znanych działaczek powstania styczniowego. Związane były one z innym bratankiem Emilii, Bronisławem Szwarcem, przedstawicielem lewicy „czerwonych” w Centralnym Komitecie Narodowym. Ojciec zaś Marii, Jan Heurich, wybitny architekt, kierował przez pewien czas Ministerstwem Kultury i Sztuki w początkach Polski Odrodzonej.
Późną jesienią 1929 roku wyruszył dr Manteuffel ponownie do Paryża, by zamknąć swą rozprawę Teoria ustroju feudalnego według Consuetudines Feudorum (1930). Już na początku kwietnia 1930 roku rozporządzał odbitką korektorską pracy i mógł prosić o otwarcie przewodu habilitacyjnego, który zakończył się przyznaniem mu veniam legendi (10 XII 1930). Z wyjazdu do Paryża i Heidelbergu przywiózł też ważny tekst Geneza feudalizmu rozumianego jako ustrój polityczny. Referat ten przedstawił na V Powszechnym Zjeździe Historyków w grudniu 1930 roku w Warszawie.
W rozwoju immunitetu i stosunków wasalnych dostrzegał ważne elementy procesów feudalizacyjnych; istotny ich moment upatrywał w karolińskim nadaniu zależności wasalnej waloru prawno-publicznego. Wskazując na powolność feudalizacji stosunków społecznych w państwie frankijskim, nie sądził, by „kurczenie się suwerenności królewskiej” było symptomem feudalnej struktury władzy. Zdaniem jego dopiero usankcjonowanie przez monarchę „stanu rozbicia suwerenności państwowej drogą stworzenia takiej koncepcji prawnej, która potrafiła ująć zwykłą uzurpację w ramy legalizmu” stwarzało cechę charakterystyczną feudalizmu jako ustroju państwowego.
Do studiów nad feudalizmem powracał stale. Już przed wojną zwracał uwagę na różne sposoby pojmowania tego terminu. Zgodnie ze swym mistrzem dostrzegał w Polsce średniowiecznej procesy feudalizacyjne, lecz sprzeciwiał się uznaniu rozbicia dzielnicowego za feudalizm ustrojowy. Jego elementy odnajdywał raczej w Polsce XVII w., przede wszystkim ze względu na przejęcie uprawnień państwowych przez magnatów w obrębie swych wielkich własności, prowadzenie przez nich własnej polityki międzynarodowej, wytworzenie się klienteli drobnoszlacheckiej. Tak przedstawiając Problem feudalizmu polskiego w roku 1948, napotkał ostrą krytykę zwolenników dogmatyczno-schematycznej interpretacji myśli marksistowskiej. Zamiast przedyskutowania hipotezy, że „anarchiczny i antycentralistyczny ustrój Rzeczypospolitej szlacheckiej jest niczym innym, jak swoistą odmianą feudalizmu”, nastąpiła absolutyzacja różnic terminologicznych, uniemożliwiająca porozumienie się, a więc i polemikę. Późniejsze zaś uwagi Manteuffla On Polish Feudalism (1964), opublikowane na łamach prawie w Polsce nieznanego czasopisma „Medievalia et Humanistica”, zostały przeoczone. Profesor zaś, zajęty już innymi problemami, odszedł od komparatystycznych studiów nad feudalizmem jako typem ustroju, inaczej zaś biorąc, nad typem państwa rozdrobnienia feudalnego.
Wbrew nadziejom Handelsmana nie udało się po habilitacji Manteuffla stworzyć dlań nowej katedry. Był więc on aż do wojny docentem prywatnym, który obowiązany był do prowadzenia wykładów w wymiarze 1 godziny tygodniowo, lecz któremu nie przysługiwały żadne prawa. Zlecone mu prowadzenie proseminarium i dodatkowych wykładów ułatwiało mu utrzymanie żywego kontaktu ze studentami i z życiem uniwersyteckim. Dodatkowy związek z uczelnią stworzyła inicjatywa rektorów M. Michałowicza, następnie zaś S. Pieńkowskiego, w wyniku której Manteuffel opracował historię warszawskiego studium generalnego po jego repolonizacji w roku 1915, ku czemu był dobrze przygotowany. Rzecz Uniwersytet Warszawski w latach 1915/1916–1934/1935 opatrzył podtytułem Kronika (1936). Przyszło mu do niej dodać później dramatyczne w swej wymowie sprawozdanie: Uniwersytet Warszawski w latach wojny i okupacji. Kronika 1939/1940–1944/1945 (1948).
Wybuch wojny zaskoczył Tadeusza Manteuffla. Pogrążony w sprawach nauki, coraz bardziej wciągany do kierowania nią (m.in. na walnym zjeździe Polskiego Towarzystwa Historycznego wybrany został do jego Zarządu Głównego, 4 VI 1938), wolny czas poświęcał przede wszystkim sprawom domowym. „Nie chciałem wierzyć w możliwość wojny” – notował po latach. Może dlatego, że wiodło mu się w pracy i w domu.
Ponieważ Archiwum Oświecenia spłonęło w czasie bombardowania i ostrzału miasta 25 IX 1939, Manteuffel skierowany został do pracy w Archiwum Akt Nowych, którą podjął w pierwszych dniach listopada. Do archiwum tego przekazano akta wielu centralnych urzędów i ministerstw. Porządkowanie bezładnie przemieszanych zespołów archiwalnych pozwoliło mu spojrzeć na czas między wojnami z innej perspektywy, a jednocześnie pogłębić znajomość archiwoznawstwa doby najnowszej. Archiwum, przeniesione do głównego gmachu SGH, zapełnione „zwałami papierów urzędowych różnego pochodzenia”, stwarzało dogodne warunki dla części prac konspiracyjnych, do których Manteuffel włączył się jeszcze w październiku, dzięki pośrednictwu Adama Moraczewskiego. Skontaktował on swego dawnego zwierzchnika z archiwum z inżynierem Jerzym Makowieckim, jednym z twórców Stronnictwa Demokratycznego, który jeszcze przed kapitulacją Warszawy skierowany został do grupy mającej organizować przyszłą konspirację wojskową. Makowieckiemu podlegał Oddział Polityczny Komendy Głównej Służby Zwycięstwu Polski (późniejszego Związku Walki Zbrojnej, przekształconego następnie w Armię Krajową), który zajmował się gromadzeniem informacji, badaniem postaw społecznych, wywiadem politycznym, by właściwie kształtować m.in. polską propagandę. Manteufflowi przypadło w udziale referowanie prasy niemieckiej. Na początku 1940 roku skierowany został do innej pracy; z rąk swego kuzyna, Michała Walickiego, przejął sekretariat dwutygodnika „Wiadomości Polskie”, który redagował wraz z Witoldem Giełżyńskim i Bolesławem Srockim. Od połowy roku, po zorganizowaniu przez płk. Jana Rzepeckiego BIP (Biura Informacji i Propagandy), w zebraniach redakcyjnych brał udział niekiedy Rzepecki jako szef BIP-u, a częściej kierownik Wydziału Wydawnictw – Tadeusz Wardejn-Zagórski. Narady te odbywały się w mieszkaniu Manteufflów, najpierw przy ul. Chłodnej, następnie przy ul. Madalińskiego.
Gdy jesienią 1940 roku, z inicjatywy grona dyrektorów szkół średnich, poczęto organizować tajne nauczanie uniwersyteckie w zakresie humanistyki, Marceli Handelsman wyznaczył Tadeusza Manteuffla, by zorganizował on sekcję historyczną, do której dołączono szybko wcześniejsze indywidualne inicjatywy poszczególnych profesorów i wykładowców. Zajęcia rozpoczął on z 6 studentami i 3 wykładowcami; w ostatnim roku okupacji sekcja liczyła 90 studentów i 12 wykładowców. Manteuffel prowadził w jej ramach proseminarium i seminarium średniowieczne, wykładał historię wieków średnich. Mimo różnych przeciwieństw z grona tych studentów sześciu zostało profesorami, kilkunastu doktorami.
Brał też Manteuffel udział w konspiracyjnych, naukowych zebraniach TMH; przedstawił na nich kilka referatów, m.in.: Przyszła organizacja studium historycznego na uniwersytecie, podnosząc sprawy, którymi interesował się od lat studenckich, o których pisał tuż przed wojną. Pragnął zachować zalety tzw. wolnego studium humanistycznego, w którym student wybierał sobie zajęcia; zmierzał jednak do tego, by zyskał on właściwy zasób wiedzy w każdej dziedzinie historii, czemu służyć miały pierwsze dwa lata studiów według ścisłego programu. Sprawdzał swe pomysły w konspiracyjnych warunkach, zyskując przychylną opinię kolegów i potwierdzenie słuszności wyboru w osiągniętych wynikach nauczania.
Po zabiciu Makowieckiego wraz z żoną oraz Ludwika Widerszala, jednego z bliskich współpracowników Makowieckiego, docenta UW, ucznia i przyjaciela Manteuffla (13 VI 1944), a następnie wydaniu w ręce gestapo M. Handelsmana i H. Krahelskiej (14 VII 1944) przez skrajnie reakcyjną mafię, pozostającą w kontaktach z elementami awanturniczymi i, być może, prowokatorskimi, nakłoniono Manteuffla do opuszczenia Warszawy i ukrycia się. Wrażliwe poczucie obowiązku spowodowało, że jeszcze po wielu latach był niespokojny o to, czy słusznie wówczas postąpił: „Nie byłem pewien – pisał – czy opuszczając Warszawę i wyłączając się z pracy konspiracyjnej, nie ulegam zbytniej panice. Pewne jednak późniejsze fakty świadczyły, że niebezpieczeństwo nie było iluzoryczne”. Schronił się w Morach, gdzie przebywał aż do wyzwolenia, martwiąc się podczas powstania warszawskiego o rodzinę, która pozostała w stolicy.
Po wyzwoleniu powędrował pieszo do Warszawy, a przyłączywszy się do ekipy prof. Wacława Borowego, pracował, przede wszystkim fizycznie, przy zabezpieczaniu majątku uniwersyteckiego, głównie bibliotecznego. Rychło podjął odbudowę Instytutu Historycznego. Zajęcia seminaryjne rozpoczął 15 VI 1945. „Uratowany w części przez siebie jeszcze w 1939 roku księgozbiór Instytutu był jego troską najpierwszą po ludziach. Wysyłał współpracowników po uzupełnienia od Świnoujścia po Jelenią Górę; kupował, co się dało i za co się dało” – stwierdził najbliższy mu współpracownik, A. Gieysztor. Uznaniem faktów dokonanych było powołanie go na profesora nadzwyczajnego, utworzenie dla niego nowej katedry i oficjalne powierzenie mu kierownictwa Instytutu Historycznego UW. 1 IX 1945 objął katedrę jako profesor nadzwyczajny kontraktowy; rychło nastąpiła nominacja na profesora nadzwyczajnego etatowego (8 XII 1945); w roku 1951 został profesorem zwyczajnym. [...]
W następnych latach, pomimo coraz bardziej na wyższych uczelniach ograniczanych możliwości samodzielnych inicjatyw, pomimo nieprzemyślanych reform, które rychło miano uchylić, Manteuffel nie wycofał się z aktywnego życia. Zżymał się na pochopne decyzje, przeciwstawiał się pozorom. Nie cofał się jednak przed podejmowaniem odpowiedzialności. Ośrodki dyspozycji politycznej Polski Ludowej ceniły jego fachowość, rzetelność i uczciwość. Wbrew pomysłom neofickich zwolenników dogmatycznych schematów powierzały profesorowi, już przed wojną związanemu z kołami postępowej profesury, ważne funkcje w kierowaniu humanistyką; kierownictwo sekcji humanistycznej Rady Szkół Wyższych (1947–1948), a następnie Rady Głównej do spraw Nauki i Szkolnictwa Wyższego (1949–1953), dziekana Wydziału Humanistycznego UW (1948–1950), jego prorektor (1951–1953). Gdy PTH przeżywało kryzys, wybrany został prezesem jego zarządu głównego (1950–1953). W lipcu 1951 wszedł w skład komisji organizacyjnej PAN, której zadania, w sposób typowy, spełnili urzędnicy, stawiając naukowców przed rozwiązaniami nie zawsze fortunnymi. Powołany w 1952 roku na członka korespondenta PAN, wybrany został jej członkiem rzeczywistym w roku 1958. Powierzono mu wreszcie zorganizowanie Instytutu Historii PAN, który uruchomił oficjalnie w 1953; został jego dyrektorem, pełnił tę funkcję do śmierci. Walkę o nadanie kierowanym przez siebie pracom kształtu, który uważał za słuszny, przypłacił ciężką chorobą serca.
Nie wahał się występować w obronie polskiej historiografii lat międzywojnia; oburzały go zwłaszcza ataki na Handelsmana. Goryczą napełniało go gwałtowne obniżenie poziomu nauczania: „Studenci uczyli się, lecz nie studiowali. Poza obowiązkową lekturą podręcznikową nie sięgali do opracowań monograficznych zarówno dlatego, że nie posiadali elementarnej znajomości języków obcych, jak również z tego powodu, że wśród masy obowiązkowych zajęć brakło im czasu na samodzielną lekturę” – mówił Manteuffel w roku 1958 na krakowskim zjeździe historyków. Ciężko przeżywał stwierdzane wypadki fałszerstw edytorskich. Przykro odczuwał nadwątlenie zaufania społecznego do historiografii. Referat krakowski Warunki rozwoju nauki historycznej w dziesięcioleciu 1948–1958 zamknął wyrazem nadziei: „Oby nam było dane odzyskać je w pełni jak najprędzej”.
Były to zarazem czasy wielkich przedsięwzięć naukowych, m.in. badań nad genezą naszego państwa. Profesor obserwował te prace bezpośrednio, brał aktywny udział w konferencjach kierownictwa badań nad początkami państwa polskiego, będących forum autentycznych dyskusji, często towarzyszył Gieysztorowi, który należał do trzyosobowego kierownictwa tej imprezy badawczej, w wypadach na stanowiska wykopaliskowe. Sumienne swego czasu poznanie archeologii celtyckiej przydawało mu się teraz. Z zainteresowań tych powstały nieco później liczne studia Manteuffla nad istotnymi problemami dziejów wczesnopiastowskich.
Cieszył się profesor rozwojem naukowym swych uczniów. I tych, którzy jedynie przeszli przez jego przedwojenne proseminarium, i tych, których wprowadzał w metody pracy historycznej podczas okupacji, i tych, którzy doszli po wojnie, dla których otworzył privatissimum w swym mieszkaniu przy ul. Madalińskiego, gdzie od roku 1950/1951 zbierali się co środa po południu przez wiele następnych lat, także i wówczas, gdy większość z nich zyskała już stopnie doktorów i docentów.
Sam, zmuszony okolicznościami do porzucenia badań nad feudalizmem, podjął studia nad rolą zakonów w Polsce średniowiecznej, nawiązując do tematyki swego pierwszego seminarium powojennego, rozpoczętego wśród gruzów Warszawy, a poświęconego „Wpływom zachodnim w Polsce w świetle życia zakonnego”. Profesor skoncentrował swe poszukiwania nad początkami wejścia cystersów do Polski, rozpatrując ich działania na naszej ziemi w europejskim układzie odniesienia. Wskazywał na ich misyjne akcje, traktując je jako element szerszego planu, podjętego pod wpływem Bernarda z Clairvaux wbrew pierwotnym dążeniom założycieli Cistercium, którzy chcieli rygorystycznie przestrzegać reguły św. Benedykta z Nursji, żyć z pracy własnych rąk, odciąć się od spraw tego świata. Po studium Rola cystersów w Polsce w w. XII (1950) nastąpiły dalsze rozprawy, dotyczące zarówno ich ogólnoeuropejskich dziejów w tamtym stuleciu, jak i poczynań nad wschodnimi i południowymi wybrzeżami Bałtyku, a przede wszystkim w Polsce. Cykl ten zamknęła książka pt. Papiestwo i cystersi ze szczególnym uwzględnieniem ich roli w Polsce na przełomie XII i XIII w. (1955).
Później przystąpił Manteuffel do badań nad ruchami dobrowolnego ubóstwa, zamkniętych wspomnianymi już Narodzinami herezji, które ukazały się rychło w tłumaczeniu niemieckim i francuskim za życia profesora, potem zaś we włoskim w wyniku zabiegów zagranicznych firm wydawniczych. Kontynuacją tego nurtu poszukiwań były rozprawy o myśli historiozoficznej związanej z wizją futurologiczną idealnego ustroju społecznego Joachima z Fiore i pozostającego pod wpływem jego pism Piotra Jana Olivi. Nie sądził profesor, by słuszne było dopatrywanie się, jak czyniono to wielekroć, wpływów joachimizmu w koncepcjach późnośredniowiecznych, a nawet nowszych u filozofów, jak u Lessinga, Schellinga, Hegla. „Podobieństwo poglądów nie zawsze jednak świadczy o ich zapożyczaniu z wcześniejszego wzoru. Zdarza się przecież, że pewne pomysły rodzą się w różnych środowiskach niezależnie od siebie. Nie jest więc rzeczą istotną, czy poglądy wymienionych wyżej osobistości pozostawały w przyczynowym ze sobą związku. Ważne jest natomiast, że w zbliżonych okolicznościach dziejowych odżywa wiara w nadejście ery, której cechy mają stanowić zaprzeczenie stanu teraźniejszego” – pisał Manteuffel w jednej ze swych ostatnich rozpraw, pt. W oczekiwaniu ery wolności i pokoju. Historiozofia Joachima z Fiore (1969). Tę właśnie sprawę chciał zbadać na przykładzie XII-XIV w.
Prace własne, dydaktyczne i organizacyjne, przerywały ataki ciężkiej choroby serca. Po pierwszym, w roku 1955, przekazał kierownictwo Instytutu uniwersyteckiego w ręce najbliższego mu współpracownika, A. Gieysztora. Nadal jednak prowadził forsowne zajęcia na uczelni, po odejściu zaś z etatu uniwersyteckiego w roku 1968 „nie zaniechał swego seminarium, o które Uniwersytet go uprosił, znów jak w latach młodości w postaci zajęć zleconych”. Rozbudowując nadal Instytut Historii PAN, także na odcinku badań najnowszych, których bezpośrednią organizację i kierownictwo powierzył Stanisławowi Płoskiemu, przeprowadził ten Instytut między różnymi niebezpieczeństwami, w powszedniej pracy pilnując ładu, opiekując się ludźmi, dbając o jakość publikacji naukowych, zabiegając o rozbudowę warsztatów badawczych. Codziennie od 10 lub 11 do 2 po południu pracował w Instytucie, w kamienicy ks. Mazowieckich. Wcześniej, od 9 rano, studiował w bibliotece Instytutu Historycznego UW. Dwa popołudnia przeznaczał na zajęcia seminaryjne. Znajdywał jeszcze czas na pisanie, na różnorakie lektury, na życie domowe w kręgu ukochanej rodziny.
Pisanie szło mu trudno. Nie miał daru łatwego pióra. Cenił słowo i nie używał go ani w mowie, ani w piśmie niepotrzebnie. Zwięzłości i jasności konstrukcji uczył młodszych. Nie stronił od prac popularnonaukowych, lecz stawiał im te same wymagania, co pracom naukowym. Wystarczy domyślić się aparatu naukowego przy jego tekstach, tzw. popularnych, lub po prostu odrzucić go przy wielu studiach naukowych, by dostrzec, że są to wypowiedzi tego samego charakteru i poziomu, będące wynikiem wysiłku poznawczego i pisarskiego o tym samym natężeniu.
Działaniami swymi w pierwszym ćwierćwieczu Polski Ludowej przerzucił Tadeusz Manteuffel pomost nad półwieczem Polski odrodzonej, łącząc pierwsze poczynania Marcelego Handelsmana na odnowionym Uniwersytecie Warszawskim z rozkwitem dwóch stołecznych instytutów historycznych, seminarium zaś merowiriskie z seminariami prowadzonymi przez swych „wnuków naukowych”.
Kolejne rocznice poszczególnych wydarzeń, związanych z etapami odrodzenia się Polski niepodległej w czasie I wojny światowej i po niej, skłaniały profesora w końcu lat 60. do refleksji nad tym półwieczem dziejów Polski i własnych. Dzielił się wówczas chętnie swą wiedzą o historii najnowszej, zdobytą własnym życiem, pracą w archiwach już nie istniejących, poprzez krytyczną lekturę pamiętników i prac naukowych. Ślady interwencji dyskusyjnych pozostały w sprawozdaniach, częściowo publikowanych, liczniejsze odczytać można w tych pracach, na których autorów bezpośrednio oddziaływał. Sam zaś zwięźle przedstawiał sprawy, w których brał udział, jak tajne nauczanie podczas okupacji czy odbudowa Uniwersytetu Warszawskiego w 1945 roku.
Osiągnięcia naukowe i prawość stanowiły podstawę autorytetu nadającego szczególny walor jego wypowiedziom w latach 60. o etyce historyka i o szczególnych cechach historiografii. Zwracał m.in. uwagę na relatywizm ocen; a też na to, że „wizja przeszłości, odtworzonej przez dwóch badaczy na podstawie identycznych źródeł, nie musi być identyczna. Historiografia bowiem nie zna dogmatów i w tej różnorodności poglądów na przeszłość nie dopatruje się herezji. [...] Postęp naszej dziedziny wiedzy leży bowiem nie tylko w wykorzystaniu nieznanych dotąd źródeł, ale również w coraz lepszej ich interpretacji. Sprawdzianem zaś słuszności nowego ujęcia może być tylko swobodna wymiana myśli”. Sam nie wahał się poddawać swych koncepcji ocenie uczniów; cieszył się, gdy któremuś z nas udało się zaproponować lepiej źródłowo uzasadnione rozwiązanie, w wyniku czego zmieniał swój pierwotny wywód.
Zdawał sobie sprawę z kruchości swego zdrowia, lecz nigdy się nie oszczędzał. Także w próbach, które przypadły na ostatnie lata jego życia, szedł prosto, wierny swym przekonaniom, dając wzorzec postępowania rówieśnikom, młodszym, młodzieży. Przypłacił to trzecim atakiem choroby serca w lecie 1970 roku. Już podczas złudnej rekonwalescencji zabierał się do pracy, ustalał najbliższe terminy. Na kilka dni przed swą śmiercią (22 IX 1970) dyskutował ze mną zasady zespołowego przedstawienia Zarysu historii Polski (1979, pod red. J. Tazbira), które nawet pod jego silną ręką wymagałoby kilku lat pracy dużego grona historyków. Profesor nie chciał rezygnować z tych prac, miał już nawet gotową wówczas znaczną część swego wykładu o Polsce piastowskiej, co miało nas zmobilizować. Oddziaływał bowiem zawsze najlepiej własnym przykładem. Uważał, jak kiedyś mi mówił, że nie wolno się uginać przed własnymi słabościami. Obok swych dzieł pozostawił nam takie właśnie zalecenie.
Wybrana literatura
Gieysztor A., Historyk wobec historii i swego czasu. Tadeusz Manteuffel (1902–1970), „Kronika Warszawy” 1980, nr 2 (42), s. 103–110.
Gieysztor A., T. Manteuffel [w:] PSB, red. E. Rostworowski, t. XIX, z. 4, Kraków 1974, s. 499–501.
Gieysztor A., Trawkowski S., Tadeusz Manteuffel (5 III 1902–22 IX 1970), „Kwartalnik Historyczny” 1971, R. 78, nr 2, s. 511–519.
Trawkowski S. Posłowie [w:] Manteuffel T., Historyk wobec historii. Rozprawy nieznane, pisma drobne, wspomnienia, Warszawa 1976.
Widerszalowa E., Bibliografia prac Tadeusza Manteuffla za lata 1924–1961, [w:] Wieki średnie – Medium aevum. Prace ofiarowane T. Manteufflowi w 60 rocznicę urodzin, red. A. Gieysztor, M. H. Serejski, St. Trawkowski, Warszawa 1962.
*Tekst opublikowany pierwotnie w: Historycy warszawscy ostatnich dwóch stuleci, red. J. Maternicki, Warszawa 1986, s. 415–442.